Podobne
- Strona startowa
- Cameron Christian Tyran 1 Tyran
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Felieton prof (5)
- Kunzru Hari Impresjonista
- Windows XP Bible
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Mój Boże, tak, tak mówił mi pan.Teraz pamiętam.Zupełnie nieprawdopodobne.Zaraz, co mi to przypomina? A, tak, Elizabeth Canning.Wie pan, co opowiedziała, kiedy odnalazła się po dwóch tygodniach? Zupełnie niesamowitą historię.Bardzo interesujący przypadek sprzecznych zeznań.Chodziło o jakichś Cyganów, jeśli czegoś nie pokręciłem.A robiła takie szczere wrażenie, kto by pomyślał, żekrył się za tym mężczyzna? A nasza Victoria, nie, Veronica, nigdy nie mogę zapamiętać, jest naprawdę ślicznym stworzeniem.Niewykluczone, że i w tej sprawie kryje się jakiś mężczyzna.- Wyglądałaby znacznie lepiej, gdyby nie farbowała włosów - sucho stwierdził Richard.- Tak? Farbuje się? Doprawdy, nigdy bym pana nie podejrzewał o taką znajomość rzeczy.- Prosiłem pana o list Emersona.- Tak, tak, nie mam pojęcia, gdzie go podziałem.Ale niech się pan rozejrzy, zależy mi na nim, choćby z powodu tych notatek i tego szkicu drucianego różańca, który zrobiłem.Rozdział dwudziestyNa drugi dzień po południu doktor Pauncefoot Jones usłyszał w oddali odgłos samochodu, który wyraźnie zbliżał się przez pustynię, w stronę tellu.Pauncefoot Jones wydał okrzyk rozpaczy.- Goście - powiedział jadowicie.- W najgorszym momencie.Właśnie miałem zamiar doglądać nasączania celulozą tej rozety w północno-wschodniej części.Na pewno jacyś głupcy z Bagdadu, będą gadać o niczym i prosić, żeby ich oprowadzono po wykopaliskach.- Możemy wykorzystać Victorię - powiedział Richard.- Victorio, słyszy pani? Ma pani oprowadzić gości.- Na pewno powiem nie to, co trzeba - broniła się Victoria.- Nie mam żadnego doświadczenia.- Uważam, że świetnie sobie pani radzi - rzekł Richard z błyskiem w oku.- Te pani dzisiejsze uwagi o reliefowej cegle były jakby żywcem wzięte z książki Delongaza.Victoria lekko się zarumieniła i postanowiła odtąd staranniej się maskować.Czuła się nieswojo pod badawczym spojrzeniem zza grubych szkieł.- Spróbuję - powiedziała potulnie.- Spychamy na panią wszystkie dodatkowe prace -stwierdził Richard.Victoria uśmiechnęła się.Rzeczywiście, jej zajęcia w ostatnich pięciu dniach były dla niej niespodzianką.Wywoływała płyty wodą przefiltrowaną przez watę przy świetle prymitywnej ciemnej latarni ze świecą, która zawsze gasła w najważniejszym momencie.Stół w ciemni stanowiła skrzynia i Victoria musiała przysiadać lub klękać, kiedy zabierała się do pracy.Richard zauważył, że ciemnia była jakby żywcem wzięta ze średniowiecza.Pauncefoot Jones zapewniał, że sprowadzą później odpowiednie urządzenia, ale na razie trzeba było oszczędzać każdy grosz, żeby opłacić robotników, bo inaczej rezultaty będą marne.Kosze z połamaną ceramiką wywoływały z początku w niej uśmiech politowania (ale pilnie strzegła się, żeby nic po sobie nie pokazać).Na co komu te potłuczone skorupy?Kiedy jednak zaczęła je dopasowywać, sklejać, umieszczać w skrzyniach z piaskiem, wciągnęła się w to zajęcie.Nauczyła się rozpoznawać kształty i rodzaje.Próbowała też wyobrazić sobie, w jaki sposób posługiwano się tymi naczyniami jakieś trzy tysiące lat wcześniej.Na niewielkim obszarze dokopano się do biednych domów.Victoria widziała oczami wyobraźni tamtych ludzi razem z ich pragnieniami, dobytkiem i pracą, ich nadziejami i obawami.W jej żywym umyśle obrazy takie rodziły się szybko i łatwo.Któregoś dnia znaleziono w murze gliniany garnek, a w nim pół tuzina złotych kolczyków.Victoria zaniemówiła z wrażenia.“Na pewno na wiano dla córki" - powiedział Richard z uśmiechem.Naczynia wypełnione ziarnem, złote kolczyki na posag, kościane igły, ręczne młynki i moździerze, małe figurynki i amulety.Życie codzienne, obawy i nadzieje zbiorowości zwykłych, prostych ludzi.- To właśnie tak mnie fascynuje - powiedziała Victoriado Richarda.- Zawsze myślałam, że archeologia to groby królewskie i pałace.- Królów Babilonu - dodała z lekko zagadkowym uśmiechem.- Podoba mi się wszystko, co dotyczy zwykłych ludzi, takich jak ja.Mój święty Antoni, który pomaga mi znaleźć zgubiony przedmiot, i moja świnka-maskotka, i moja cudowna miska, w środku niebieska, a z wierzchu biała, której używam do przygotowania ciasta; stłukła się kiedyś, kupiłam nową, ale to już nie było to.Rozumiem, dlaczego ci ludzie naprawiali tak pieczołowicie swoje ulubione naczynia masą bitumiczną.Życie jest życiem, zawsze takie samo, teraz i dawniej.Myślała o tym, patrząc na gości idących z jednej strony tellu.Richard wyszedł im na spotkanie, Victoria poszła za nim.Przyjechali dwaj Francuzi, którzy interesowali się archeologią, jeździli po Iraku i Syrii.Victoria przywitała się z nimi uprzejmie, zaprowadziła na wykopaliska, oprowadziła, recytując jak papuga wyuczone rzeczy.Nie mogła się jednak powstrzymać, by nie upiększyć trochę swojej wypowiedzi, dorzucając tu i ówdzie jakieś własne wrażenia.Zauważyła, że jeden z gości wygląda kiepsko.Wlókł się, słuchał bez większego zainteresowania.Jeśli mademoiselk pozwoli, powiedział, on wróci do domu.Od rana nie czuje się za dobrze, a słońce mu jeszcze zaszkodziło.Oddalił się w stronę bazy, a jego towarzysz odpowiednio zniżonym głosem wyjaśnił, że to niestety estomac.Bagdadzka niestrawność, tak się to chyba określa.Nie powinien był dziś wyruszać.Zwiedzanie dobiegło końca, Francuz rozmawiał z Victorią.Wreszcie doktor Pauncefoot Jones ze zdecydowanym wyrazem twarzy gościnnie zaproponował podwieczorek przed wyjazdem.Francuz odmówił.Muszą wyjechać przed zmrokiem, nie chcą się błąkać.Richard Baker pospiesznie przyznał murację.Zawołano chorego gościa i samochód ruszył pełnym gazem.- To dopiero początek - mruczał pod nosem Pauncefoot Jones.- Teraz codziennie będą tu zjeżdżać.Wziął dużą kromkę arabskiego chleba i grubo posmarował dżemem morelowym.Po podwieczorku Richard udał się do siebie.Musiał odpowiedzieć na kilka listów, napisać w sprawie planowanej na jutro podróży do Bagdadu.Naraz zmarszczył brwi.Na oko nie robił wrażenia pedanta, ale rzeczy i papiery układał zawsze w ten sam sposób.Od razu spostrzegł, że plądrowano mu po szufladach.Nie zrobił tego nikt ze służby, to pewne.Wobec tego musiał to być chory Francuz - znalazł pretekst, żeby pójść do domu i myszkował po pokoju Richarda.Nic nie zginęło.Pieniądze nietknięte.Czego zatem szukał? Richard rozważał rozmaite możliwości i wyszedł z pokoju poważnie zatroskany.Udał się do antika room i sprawdził szufladę z pieczątkami.Uśmiechnął się markotnie.Wszystko leżało na miejscu.Wszedł do bawialni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]