Podobne
- Strona startowa
- Kunzru Hari Impresjonista (2)
- Gabriel Richard A. Scypion Afrykański Starszy największy wódz starożytnego Rzymu
- Clancy Tom Zeby tygrysa
- Kodeks postepowania cywilnego
- Steiner Rudolf Sedno kwestii spolecznej
- Chmielewska Joanna Wszelki wypadek (4)
- Stephen King Marzenia i Koszmary 2 (3)
- Doyle Arthur Conan Przygody Sherlocka Holmesa (2)
- Harrison Harry Wojna z robotami
- adobe.photoshop.7.pl.podrćÂcznik.uzytkownika.[osloskop.net]
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- beyblade.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co ci jest, Johnny?- Nic.- Nie wiedziałem, że masz babcię.Jonathan też nie wiedział.Pan Spavin nigdy o niej nie wspominał.Był przekonany, że krewni nie żyją.Co powiedział tamten Bridgeman? „Ostatni z rodu, stary”.Jonathan wydaje z siebie jęk.Powinien być przygotowany na taką niespodziankę.Usiłując uporządkować myśli, wywleka chłopca z pokoju i ciągnąc go w stronę pokojów dyrektora, każe powtórzyć, co mówił Noble.Słowo w słowo.Z przejęcia brak mu tchu.Mały posłaniec skamle: „Nic, Bridgeman, nic, naprawdę”.Wleczony siłą, potyka się o własne nogi w wypolerowanych szkolnych trzewikach.„Bridgeman, to nie ja.Bridgeman, on naprawdę nic nie powiedział.Au! Bridgeman, to boli”, i tak przez cały czas aż pod drzwi dyrektora, gdzie do Jonathana wreszcie dociera, że chłopiec rzeczywiście nic nie wie, a na dodatek jest tak przerażony, że lada moment zsika się w spodnie.Jonathan puszcza go wolno.Mały posłaniec zmyka co sił w nogach, rozcierając po drodze ramię.Jonathan puka do drzwi i natychmiast tego żałuje.Gospodyni dyrektora prowadzi go wprost do salonu.Mózg i ciało Jonathana krzyczą: „Jeszcze nie! Za szybko!”.W salonie siedzi wiekowa dama, zakutana w przedwojenną krepę, w zapleśniałym kwiecistym kapeluszu na głowie przypominającej ziemniaka.Ta głowa i małe wąskie oczka były znakiem rozpoznawczym Bridgemana.Tego prawdziwego.- Dzień dobry, Jonathanie - mówi.Wiele czasu minęło, odkąd poprzedni Jonathan Bridgeman gościł w jego myślach.Często wydaje mu się, że Bridgeman i on zawsze byli jedną i tą samą osobą.Obecność ciotki ojca z miejsca rozwiewa tę iluzję, a wraz z nią pozbawia go indywidualności, duszy, zdolności mowy i działania.Jonathan stoi w drzwiach salonu, niezdolny do zrobienia ani jednego kroku więcej.Otwiera i zamyka usta w daremnym wysiłku powiedzenia czegoś czarującego.Oczy utkwione w nim przypominają dwa czarne guziki.- Dzień dobry - odpowiada w końcu.- Ciociu - dodaje.- Ciociu Berthildo - mruczy ciotka nieprzyjemnie.- Nie pamiętasz mnie.Chodź i pocałuj mnie na powitanie.Kiedy Jonathan pochyla się nad upudrowanym policzkiem, czuje stęchliznę bijącą od ubrań ciotki.Mimowolnie wyobraża sobie, że była w nich stopniowo mumifikowana.Owijano ją nową warstwą cieniutkiej zielonej tkaniny za każdym razem, gdy stara zaczynała się przecierać.- Jonathan - mówi z niedowierzaniem w głosie - nie jesteś podobny do naszej rodziny.My, Bridgemanowie, mamy pełne twarze, dyrektorze.Saksońskie twarze.- Fascynujące - mówi doktor Noble.- Napije się pani herbaty?- Herbaty? Jak pan może? To przez nią jego ojciec.Taka tragedia.Herbata, też coś!- Oczywiście.Bardzo przepraszam.Dla doktora Noble’a wizyta ciotki jest niemal równie przykra, jak dla Jonathana.Do zapachu dochodzą jeszcze niezdyscyplinowane samogłoski ślizgające się po całym podniebieniu starszej damy i dziwaczny zwyczaj szeleszczenia sztywną suknią przez ciągłe poruszenia w fotelu.Choć jest kobietą, nie przypomina kwiatu, nie mówiąc już o orchidei.Tak naprawdę jest raczej irytująca.- Do matki też nie jesteś podobny - ciotka kontynuuje wątek rodzinny, przyglądając się chłopcu, który po powitalnym całusie znów wycofał się ku drzwiom.- Sądząc z fotografii, nie była biedaczka zbyt urodziwa.- Z fotografii? - powtarza Jonathan słabym głosem.- Tak.Mam jedną ze sobą.- Ciotka zaczyna szperać w przepastnej torebce.Wyjmuje chusteczki, buteleczki z pastylkami, groźnie wyglądające nożyczki fryzjerskie oraz mnóstwo innych osobistych drobiazgów, które układa w mało apetyczny stos na okolicznościowym stoliku doktora Noble’a.- O, mam.Pokazuje zniszczony portret rodzinny.Młoda kobieta o ziemistej cerze kołysze na kolanach pucołowate niemowlę z głową jak kartofel.Za fotelem stoi młody mężczyzna z niepewną miną.Jego głowa też przypomina kartofel.Guziczki oczu dziecka mają oskarżycielski wyraz.- Byłeś milutki - mówi ciotka.- Tak - chrypi Jonathan.- Wiesz, właściwie to ja wychowałam twojego ojca.Byłam jego ulubioną krewną.Pewnie opowiadał ci jakieś historie?Jonathan milczy, wiec ciotka Berthilda opowiada jedną sama.Bridgeman senior siadał Nanie na kolanach, a Nana poiła go dżinem ze swojej szklaneczki jak dorosłego.- Czarujący obrazek - mówi doktor Noble.- Rodzina znowu razem.Muszę przyznać, panno Bridgeman, że jestem tym zaskoczony.Sprawami Jonathana zajmuje się doradca prawny.Ciotka Berthilda robi przebiegłą minę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]