Podobne
- Strona startowa
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- Clarke Arthur C Tajemnica Ramy (SCAN dal 1137)
- Clarke Arthur C 3001 odyseja kosmiczna (SCAN da
- Clarke Arthur C 2001 odyseja kosmiczna (SCAN da (2)
- Clarke Arthur C 3001 odyseja kosmiczna
- Clarke Arthur C. 03 OgrAld ramy
- Arthur C. Clarke Spotkanie z Rama EUL6SA6RHR4JF5
- Clarke Arthur C 3001 odyseja kosmiczna (2)
- Addison Wesley Professional The Rails 4 Way (2014)
- Eddings Dav
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grzbiet skały zakrywał, jak poprzednio, niższą część tarczy księżycowej, a na szczycie niebyło już śladu milczącej, nieruchomej postaci.Chciałem podążyć w tamtą stronę i przeszukać urwisko, ale droga była daleka.Nadto ba-ronet nie miał ochoty szukać nowych przygód, był jeszcze zanadto pod wrażeniem straszli-wego krzyku, który mu przypomniał ponure dzieje rodziny.Nie widział owej postaci naszczycie skały, nie doznał zatem tego wstrząsu, jakiemu ja uległem na widok szczególnegozjawiska i imponującej postawy mężczyzny. To niewątpliwie żołnierz na warcie.Pełno ich na moczarach od czasu, gdy Seldenumknął z więzienia mówił.Być może, iż wyjaśnienie baroneta jest trafne; niemniej jednak rad bym mieć jakieś dowo-dy.Dzisiaj zamierzamy donieść zarządowi więzienia w Princentown, gdzie należy szukaćzbiega; szkoda wielka, że nie udało nam się schwytać go i odstawić do więzienia jako nasze-go jeńca.Takie są przygody ostatniej nocy i musisz przyznać, mój drogi, że przesyłam Ci raport nielada.Zawiera on wprawdzie sporo szczegółów bez znaczenia, sądzę jednak, iż lepiej będzie,gdy Ci opiszę wszystko, co zaszło, a Ty sam wybierzesz te fakty, które Ci dopomogą do wy-snucia wniosków.Nie ulega wątpliwości, że robimy postępy.Odkryliśmy pobudki postępowania Barry-more'ów.Ale moczary ze swymi tajemnicami i osobliwymi mieszkańcami pozostają dotądniedostępne i niezbadane.Może w następnym liście będę mógł przesłać Ci jakie wyjaśniające szczegóły? Najlepiejbyłoby, gdybyś mógł przyjechać do nas.81Rozdział 10Wyjątek z dziennika doktora WatsonaDotąd mogłem się posiłkować raportami, które wysyłałem do Sherlocka Holmesa.Terazjednak dobiegłem w swej opowieści do punktu, w którym muszę porzucić tę metodę i zaufaćwłasnym wspomnieniom.Pomoże mi w tym dziennik, jaki wówczas prowadziłem.Kilka jegofragmentów przypomni szczegóły.Powracam do ranka po naszym nieudanym pościgu zawięzniem.16 pazdziernika.Dzień posępny, mglisty, nieustannie pada drobny deszczyk.Cały zamek jakby spowiłychmury, które unoszą się tylko od czasu do czasu, a spoza nich widać falistą równinę mocza-rów i cienkie, srebrzyste pasemka przygodnych, z deszczu powstałych strumyków, którespływają ze stoków wzgórz, oraz odległe głazy, lśniące, gdy światło padnie na ich wilgotnąpowierzchnię.Smutno i ponuro w zamku i na świecie.Baronet teraz dopiero odczuwa całą siłę przeżyć, doznanych w nocy.Mnie jakiś ciężarprzytłacza serce i ogarnia świadomość nieustannie grożącego niebezpieczeństwa, tym strasz-niejszego, że nie jestem w stanie jasno go określić.Czyż nie mam dostatecznego powodu do obaw, zważywszy długi szereg wypadków wska-zujących, że ściga nas jakaś wręcz szatańska moc? A śmierć ostatniego pana zamku, zgodna ztreścią legendy rodzinnej, opowieści chłopów o ukazywaniu się jakiegoś piekielnego zwie-rzęcia na moczarach? Wszak słyszałem na własne uszy odgłos podobny do szczekania i wyciapsa.Niepodobna przecież, żeby istotnie działała tu jakaś nadprzyrodzona siła, wybiegająca po-za zwykłe prawa natury.Trudno przypuścić, żeby istniał jakiś legendarny pies, który by pozo-stawił widoczne ślady swoich łap i przepełniał przestrzeń swoim wyciem.Stapleton możeuznawać takie zabobony, może w to wierzyć i Mortimer.Co do mnie, pochlebiam sobie, żeposiadam jedną zaletę zdrowy rozsądek i nic na świecie nie zniewoli mnie do uwierzenia wtę bajkę.Gdybym uwierzył, zniżyłbym się do poziomu biednych chłopów, którzy nie zado-82walają się samym istnieniem owego psa szatańskiego, ale jeszcze opowiadają, że ze ślepiów iz pyska zieje ogniem piekielnym.Holmes nie dawałby wiary takim bredniom, ja zaś jestem jego pomocnikiem.Niemniejjednak fakt pozostaje faktem: dwa razy słyszałem ów krzyk na moczarach.Przypuśćmy, że istotnie włóczy się tam jakiś olbrzymi pies; wyjaśniałoby to wszystko.Gdzież jednak ukrywałby się taki pies, skąd brałby pożywienie, w ogóle skąd się wziął i dla-czego nikt go nie widuje za dnia? Przyznać trzeba, że naturalne wyjaśnienie tych faktówprzedstawia niemal takie same trudności, jak przypuszczenie jakiegoś zjawiska nadprzyro-dzonego.Pominąwszy psa, pozostaje nam fakt ludzkiego działania w Londynie ów człowiek w do-rożce i list, ostrzegający sir Henryka przed moczarami.Te fakty nie przekraczają stanowczodziedziny rzeczywistości, ale mogły być zarówno dziełem troskliwego przyjaciela, jak i wro-ga.Gdzież jest teraz ów wróg bądz przyjaciel? Pozostał w Londynie, czy też przybył tutaj zanami? Mógłby to być ów mężczyzna, którego widziałem na szczycie skały?Prawda, widziałem go przez chwilę, zdążyłem rzucić na niego tylko jedno spojrzenie, nie-mniej jednak przysiągłbym, że go tu jeszcze nie spotkałem, a znam już wszystkich sąsiadów.Postać owa była o wiele wyższa od Stapletona i daleko szczuplejsza od Franklanda.Mógłbyto być Barrymore, ale ten został w domu i jestem pewien, że nie poszedł za nami.Jakiś nie-znajomy zatem siedzi nas tutaj, podobnie jak śledził w Londynie; nie pozbyliśmy się go wi-docznie.Gdybym mógł go schwytać, skończyłyby się na razie wszystkie nasze utrudnienia.Wytężę całą energię, dołożę wszelkich starań i muszę dopiąć celu.Zrazu chciałem zwierzyć się sir Henrykowi z powziętych zamiarów.Po namyśle jednakpostanowiłem działać na własną rękę i mówić jak najmniej o swoich planach.Baronet jestmilczący i zamyślony.Ten odgłos na moczarach rozdrażnił go w wysokim stopniu.Nie chcę wzmagać jego nie-pokoju, ale nie zaniedbam niczego, żeby cel osiągnąć.Dziś rano, po śniadaniu, mieliśmy małe zajście.Barrymore prosił sir Henryka o posłucha-nie i rozmawiali przez jakiś czas przy zamkniętych drzwiach.Siedząc w pokoju bilardowym,słyszałem kilkakrotnie dzwięk podniesionych głosów i domyślałem się, o co chodzi.Pochwili baronet otworzył drzwi i wezwał mnie. Barrymore ma do nas urazę rzekł. Zdaje mu się, że postąpiliśmy nielojalnie, ścigającjego szwagra, skoro on nam zaufał i z własnej woli powierzył tajemnicę jego pobytu.Kamerdyner stał przed nami bardzo blady, lecz bardzo spokojny; widocznie już się poha-mował. Uniosłem się może, panie rzekł a w takim razie proszę usilnie, niechaj mi pan wyba-83czy.Niemniej byłem bardzo zdumiony, usłyszawszy, że panowie wracają nad ranem i dowie-dziawszy się, że panowie ścigali Seldena.Nieborak ma już dosyć biedy, by się ukryć przedtymi, co go szukają, nie powinienem zatem powiększać liczby jego naganiaczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]