Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Skradzione marzenia Lewis Susan
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lkw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz jednak rozumiem, że to nie była wina HAL-a.Niczyja wina.Tak, słuszne jest stare stwierdzenie: “Nie poczytuj za złośliwość tego, co jest tylko niekompetencją".Nie potrafię się już złościć na tę bandę nie znanych mi programistów, którzy obrócili się w proch całe wieki temu.Dobrze, że to szyfruję.Nie wiem, jak sobie z tym wszystkim poradzić, ale może nie będę gadał samych nonsensów.Musiałem poprosić Dave'a o chwilę spokoju, chociaż tyle kłopotu kosztowało mnie dotarcie tutaj! Ale czuję przesyt informacyjny.Chyba nie zraniłem jego uczuć.O ile jeszcze jakiekolwiek posiada.Czym jest obecnie? Dobre pytanie.W zasadzie nadal Dave'em Bowmanem, chociaż odczłowieczonym.To jak streszczenie książki, taki abstrakt, który zawiera wszystkie istotne dane, ale ani krzty osobowości autora.Chwilami jednak wyłazi z niego stary Dave.Nie powiedziałbym, żeby bardzo ucieszył się naszym spotkaniem, ale umiarkowaną satysfakcję chyba odnotowałem.Sam czuję się osobliwie.Spotkałem starego kumpla po długiej rozłące, ale to już ktoś inny.Wiem, minęło tysiąc lat, nawet nie potrafię sobie wyobrazić, jakie doświadczenie można zebrać przez ten czas, choć Dave próbuje się nim ze mną dzielić.Pokażę wam.HAL też tu jest, bez dwóch zdań.Zazwyczaj nawet się nie orientuję, z którym z nich rozmawiam.Medycyna zna chyba podobne przypadki zwielokrotnionych osobowości? Może to coś takiego.Spytałem HAL-a, jakim cudem trwają.Spróbował mi wytłumaczyć.Spróbuję to odtworzyć.Nie wiem jednak, czy wszystko dobrze zrozumiałem.Ale lepszej hipotezy nie znam.Kluczem jest oczywiście monolit, jeden w wielu postaciach.Chociaż może niezupełnie kluczem.Pamiętacie coś takiego jak szwajcarskie noże wojskowe.Wciąż istnieją, mimo że Szwajcaria wraz ze swą armią dawno już zniknęła.Nóż szwajcarski to było takie małe narzędzie z końcówkami do wszystkiego.Zupełnie jak monolit.On został wszechstronnie zaprogramowany.Cztery miliony lat temu w Afryce dał nam porządnego kopa, pogonił ewolucyjnie na dobre i na złe.Potem jego bliźniak na Księżycu czekał, aż wy leziemy z kolebki.Tyle sam się domyśliłem, a Dave wszystko potwierdził.Powiedział, że nie żywi już typowych ludzkich emocji, ale zachował ciekawość.Chce się uczyć.A sposobność znalazł jak marzenie! Gdy jowiszowy monolit go wchłonął, lepszego słowa nie znalazłem, Dave wyszedł na tym całkiem dobrze.Owszem, posłużył za coś w rodzaju okazu do badań, ale sam też zaczął badać.Z pomocąHAL-a zaczął penetrować pamięć monolitu.Idealny układ.Kto lepiej rozgryzie superkomputer niż drugi komputer? Przede wszystkim chcieli ustalić, czemu to służy.A teraz niewiarygodne - monolit to niesamowicie potężna maszyna (wystarczy spojrzeć, co zrobiła z Jowiszem), ale nic ponadto.Działa jak zwykły automat, nie ma świadomości.Kiedyś chciałem załomotać w tę ścianę i krzyknąć: “Jest tam kto?".Teraz już wiem.Nikogo tam nie ma.Tylko Dave i HAL.Co gorsza, niektóre systemy monolitu zaczynają zawodzić.Dave sugeruje wręcz, że superkomputer idiocieje.Pewnie zbyt długo działał bez dozoru, pora na przegląd gwarancyjny.Uważa też, że monolit co najmniej raz się pomylił.Może nawet nie tyle pomylił, ile celowo zadziałał niewłaściwie.Tak czy inaczej, jest to dziw aż przerażający w skutkach swojego działania.Zresztą sami osądzicie.Tak, chodzi o tę chwilę sprzed tysięcy lat, kiedy Leonów poleciał ku Jowiszowi! Nikt przez ten czas nawet się nie domyślił.Czapa przydaje mi się teraz jak nigdy.Jest bezcenna, nie wyobrażam sobie już życia bez niej, chociaż nie do takich rzeczy ją projektowano.Ale sprawia się świetnie.HAL w dziesięć minut rozpracował zasady działania czapy i podłączył się do jej interfejsu.Teraz kontaktujemy się umysł w umysł.Nie jest łatwo, tyle wam powiem.Muszę ich ciągle prosić, by nie mówili za szybko, by wyjaśniali każde pojęcie jak dziecku.Nie wiem, jak dobrze wyjdzie ten przekaz, ale to wspomnienie samego Dave'a, jakoś złożone dotąd w gigantycznej pamięci monolitu, potem przekazane do czapy.Nie pytajcie nawet, jak oni to zrobili.Przesyłam za pośrednictwem Ganimeda.Detal.Może was łby od tego nie rozbolą.Wracamy wraz z Dave'em Bowmanem na Jowisza.Czas: wczesne dwudzieste pierwsze stulecie.30 - PIANA I MGŁADługie na miliony kilometrów macki pola magnetycznego, erupcje fal radiowym i gejzery naelektryzowanej plazmy szersze niż cała Ziemia, wszystko to było dla niego równie realne jak barwne chmury gazowego giganta.Rozumiał złożoność tych zjawisk, przekonał się, że Jowisz to miejsce wspanialsze, niż ktokolwiek się dotąd domyślał.Spadając w ryczące serce Wielkiej Czerwonej Plamy, dokładnie pomiędzy rozłożyste na cały kontynent błyskawice, wiedział już, czemu owa plama niezmiennie istnieje od stuleci, chociaż tworzą ją gazy o wiele lżejsze niż składniki ziemskich wiatrów.Cienki zaśpiew wodorowego huraganu cichł z wolna, on zaś tonął w spokojniejszych głębinach, opadając wraz z woskowymi płatkami osiadającymi w ledwo uchwytne góry węglowodorowej piany.Było tu dość ciepło, by woda mogła trwać w stanie płynnym, ale brakowało oceanów.Gazowe środowisko nijak nie dawało im należytego oparcia.Spadał przez kolejne warstwy chmur, aż dotarł do okolic tak przejrzystych, że nawet ludzkie oko mogłoby sięgnąć tysiąc kilometrów w dal
[ Pobierz całość w formacie PDF ]