Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Kaye Marvin Godwin Parke Wladcy Samotnosci (SCAN dal 108
- Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna ( 18)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blueday.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie spał, nie mógł więc wiedzieć, że można się obudzić.Musiał się bronić wszystkimi możliwymi sposobami.Beznamiętnie i bezlitośnie usuwał źródła własnych frustracji.A potem samotnie i bez przeszkód - posłuszny rozkazom, które otrzymał w przypadku ostatecznego zagrożenia - będzie kontynuował misję.28.W PRÓŻNIW chwilę później wszystkie dźwięki zagłuszył ryk przypominający zbliżające się tornado.Bowman poczuł wiatr targający jego ciałem.Po sekundzie nie mógł już utrzymać się na nogach.Powietrze uciekało ze statku, wylewając się w kosmiczną próżnię.Coś musiało się stać z teoretycznie niezawodnymi urządzeniami zabezpieczającymi śluzę.Twierdzono, że nie można otworzyć jednocześnie obydwu par drzwi.A oto teraz niemożliwe stawało się rzeczywistością.Ale jak, na Boga? Nie miał czasu na rozważenie tego problemu podczas dziesięciu czy piętnastu sekund świadomości, jakie mu jeszcze pozostały, zanim ciśnienie opadnie do zera.Przypomniał sobie coś, o czym mówił mu jeden z projektantów statku podczas dyskusji o systemach zabezpieczeń: “możemy zaprojektować system, który zabezpiecza przed wypadkami, a nawet przed głupotą, ale nie możemy zaprojektować czegoś, co byłoby odporne na celową złą wolę.” Usiłując wydostać się z hibernaculum, Bowman rzucił okiem na Whiteheada.Wydawało mu się, że dostrzegł iskierkę świadomości przebiegającą przez woskową twarz, a może było to jedynie mrugnięcie powieki.Nie mógł już nic dla niego zrobić, nie mógł nic zrobić dla innych.Musiał ratować siebie.W stromym, zakręcającym korytarzu wirówki wył wiatr, który niósł ze sobą fragmenty ubrań, papiery, żywność z kambuza, talerze, kubki - wszystko, co nie było przymocowane na stałe.Bowman miał niewiele czasu, aby ogarnąć wzrokiem spustoszenia, gdyż nagle zamigotały i zgasły główne światła.Otoczyła go rycząca ciemność.Jednak po chwili zapaliły się światła awaryjne, które pobierały prąd z akumulatorów.Koszmarna sceneria zajaśniała niesamowitą niebieską poświatą.Bowman nawet bez światła potrafił odnaleźć drogę pośród znanych - mimo potwornej transformacji - obiektów.Mimo to błogosławił w duchu niebieskie lampy, dzięki którym uchylał się przed niebezpiecznymi przedmiotami gnanymi wichurą.Czuł, jak wokół niego drga wirówka miotana z furią przez wiatr.Obawiał się, czy wytrzymają dźwigary.Gdyby puściły, obracające się koło zamachowe rozdarłoby statek na strzępy.Ale wszystko to było bez znaczenia, jeśli nie dostanie się do schronu awaryjnego.Oddychał z dużym trudem.Ciśnienie musiało spaść do jednego czy dwóch funtów na cal kwadratowy.Ryk huraganu zmniejszał się, wiatr tracił na sile.Uciekające powietrze nie przenosiło już dźwięków.Płuca Bowmana pracowały tak, jak gdyby wspiął się na szczyt Everestu.Jak każdy człowiek o odpowiedniej kondycji mógł przetrwać w próżni przynajmniej minutę - zakładając, że dano by mu czas na przygotowanie.Nikt go jednak nie uprzedził.Pozostało mu piętnaście sekund świadomości, zanim jego mózg umrze z niedotlenienia.Jednak nawet wtedy istniała szansa uratowania się po jednej czy dwóch minutach, dzięki rekompresji.Upływa dużo czasu od momentu, kiedy nic już nie da się zrobić i płyny organiczne znajdą się w stanie wrzenia.Rekordowy czas przebywania w próżni bez zabezpieczenia wynosił pięć minut.Nie był to eksperyment, lecz sytuacja awaryjna.Osoba, która dokonała tego wyczynu, przypłaciła to częściowym paraliżem wywołanym brakiem powietrza, jednak przeżyła.Dla Bowmana nie miało to znaczenia.Na pokładzie “Odkrywcy” nie było nikogo, kto przeprowadziłby rekompresję.Musi dostać się do schronu w przeciągu kilku najbliższych sekund.I musi zrobić to sam.Na szczęście poruszanie się nie było teraz problemem.Rozrzedzone powietrze nie szarpało jego ciałem, nie miotało w niego pociskami.Za zakrętem korytarza dostrzegł żółty znak, na którym napisano SCHRON AWARYJNY.Dobrnął do niego i ścisnąwszy uchwyt, przyciągnął do siebie drzwi.Przez jedną przerażającą chwilę zdawało mu się, że drzwi są zablokowane.W końcu jednak zatarty zawias ustąpił i Bowman wpadł do środka, używając ciała do przyciągnięcia drzwi za sobą.Niewielka kabina przeznaczona była tylko dla jednego człowieka.I skafandra, który wisiał w środku.W pobliżu sufitu znajdował się mały, jasnozielony cylinder wysokociśnieniowy oznaczony O2 STRUMIEŃ.Bowman schwycił krótką dźwignię przymocowaną do zaworu i resztkami sił pociągnął ją w dół.Błogosławiony strumień chłodnego, czystego tlenu wpłynął do jego płuc.Przez długą chwilę stał łapiąc ustami powietrze.Powoli w niewielkim schronie wzrastało ciśnienie.Zamknął zawór, gdy stwierdził, że może oddychać swobodnie.Objętość tlenu w cylindrze wystarczała na dwie akcje ratunkowe.Bowman nie chciał marnować tego zapasu.Gdy zamknął dopływ tlenu, wokół zapanowała cisza.Nasłuchiwał przez chwilę.Na zewnątrz zamarł ryk wiatru.Statek był pusty.Całe powietrze zostało wyssane w kosmos.Pod stopami Bowmana przestała dziko drgać wirówka.Wraz z ustaniem porywów powietrza bęben zaczął obracać się cicho w próżni.Bowman przycisnął ucho do ściany schronu, chcąc wyłowić jakieś inne dźwięki, dzięki którym mógłby zorientować się w sytuacji na pokładzie statku.Nie wiedział, czego ma się spodziewać, teraz był już gotów uwierzyć we wszystko.Nie zaskoczyłby go nawet odgłos wibracji o wysokiej częstotliwości, oznaczający włączenie silników i zmianę kursu.Wokół jednak panowała cisza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]