Podobne
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej mierci
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Moorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VII
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Oramus Marek Senni zwyciezcy (2)
- IGRZYSKA ÂŚMIERCI 02 W pierÂścieniu ognia
- Tolkien J.R.R Wyprawa (3)
- MastVBNET
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak większość mężczyzn, pocieszał się.Przyglądał się tej twarzy, próbując odgadnąć myśli kogoś, kto był dziesięć tysięcy kilometrów stąd, mówił innym językiem i przestrzegał zasad innej religii.Co mówią te oczy? Wiedział, że jego ojciec lubił Saudyjczyków.Szczególnie bliski był mu książę Ali bin Sultan, wyższy urzędnik saudyjskiego rządu.Młody Jack spotkał go kiedyś w przelocie.Zapamiętał tylko brodę i poczucie humoru.Jack senior uważał, że ludzie wszędzie są tacy sami.I to swoje kredo przekazał synowi.Ale oznaczało to także, że tak jak w Ameryce, tak i w innych częściach świata są źli ludzie.Jego kraj przekonał się o tym ostatnio w wyjątkowo dotkliwy sposób.Niestety, urzędujący prezydent nie bardzo wiedział, jak sobie z tym poradzić.Junior czytał dossier.Więc od tego zaczynała się praca w Campusie.Pracował nad sprawą.no, tak jakby nad sprawą, poprawił się w myśli.Uda bin Sali chciał zostać bankierem.Obracał więc pieniędzmi.Pieniędzmi ojca? Jeśli tak, to tatuś był nadziany.Uda rozgrywał swoją partię z wszystkimi większymi londyńskimi bankami – Londyn wciąż jeszcze był bankową stolicą świata.Jack nigdy by nie przypuszczał, że NSA mogła łamać takie kody.Sto milionów tu, sto milionów tam.i mamy sporo kasy.Sali działał w branży zabezpieczania kapitału, co oznaczało, że nie tyle pomnażał powierzone mu pieniądze, ile upewniał się, że sejf był dobrze zamknięty.Miał siedemdziesiąt jeden kont pomocniczych.Sześćdziesiąt trzy zidentyfikowano z dużym prawdopodobieństwem według banku, numeru i hasła.Dziewczyny? Politycy? Sport? Zarządzanie pieniędzmi? Samochody? Ropa? O czym rozmawiają bogate saudyjskie książątka? To była biała plama w aktach.Czemu Angole tego nie podsłuchają? Wywiady z dziwkami nie przyniosły rewelacji – sowicie wynagradzał te dziewczyny, które zapewniały mu szczególnie dobrą zabawę w jego domu na Berkeley Square.w ekskluzywnej części miasta.Poruszał się głównie taksówką.Miał samochód – ni mniej, ni więcej, tylko czarny kabriolet aston martin, ale według brytyjskiego informatora rzadko nim jeździł – nie miał za to kierowcy.Często odwiedzał ambasadę.Sporo informacji, właściwie jednak żadne rewelacje.Zwrócił na to uwagę Tony’emu Willsowi.– Tak, wiem, ale jeśli coś się sypie, to z pewnością stwierdzisz, że kilka rzeczy powinno było rzucić ci się w oczy.W tym problem z tą cholerną branżą.Pamiętaj też, że widzimy przetworzony materiał.Jakiś nieszczęśnik bierze surowe dane i destyluje je do tej postaci.Jakie istotne fakty mogły się zgubić po drodze? Nie sposób stwierdzić, chłopcze.Nie sposób.To właśnie robił tata, przypomniał sobie junior.Szukał diamentów w wiadrze z gównem, a ja spodziewałem się czegoś łatwiejszego.No dobra, więc trzeba szukać niejasnych manipulacji pieniędzmi.Najgorsza rutynowa robota.i nie mógł nawet poprosić ojca o radą.Pewnie by się wkurzył, gdyby dowiedział się, gdzie jego syn pracuje.Mama też by nie była zadowolona.Ale jakie to ma znaczenie? Czy nie jest już mężczyzną, czy nie może robić w życiu, co mu się podoba? Niezupełnie.Władza rodzicielska nigdy się nie kończy.Zawsze będzie próbował ich zadowolić, pokazać, że dobrze go wychowali i że robi to, co słuszne.Albo coś w tym stylu.Jego ojciec miał szczęście.Nigdy nie dowiedzieli się o wszystkim, co robił.Czy im by się to spodobało?Nie.Byliby zmartwieni.Ba, wściekli, że tyle razy ryzykował życie.A przecież Jack junior nie wiedział o wszystkim.W jego pamięci było wiele białych plam: ojca nie było w domu, a mama nie chciała powiedzieć dlaczego.a teraz i on znalazł się tutaj i jeśli nie robił tego samego, to przynajmniej zmierzał w tym samym kierunku.Cóż, ojciec zawsze powtarzał, że świat jest zwariowany – i Jack postanowił się dowiedzieć, jak głęboko sięga to wariactwo.Rozdział 7TRANZYTWyruszyli z Libanu.Najpierw polecieli na Cypr.Stamtąd KLM-em na lotnisko Schipol w Holandii, a potem do Paryża.We Francji szesnastu mężczyzn nocowało w ośmiu hotelach, w dzień spacerowali ulicami, szlifowali angielszczyznę – przecież nie było sensu uczyć ich francuskiego – i próbowali porozumieć się z miejscowymi, którzy okazali się raczej nieużyci z wyjątkiem kilku Francuzek, te wprost wychodziły ze skóry, by mówić poprawnie po angielsku, i były pełne dobrych chęci.Nie całkiem bezinteresownie.Wyglądali raczej zwyczajnie.Wszyscy pod trzydziestkę.Starannie ogoleni, przeciętnego wzrostu i wyglądu.Tylko ubrani byli lepiej niż przeciętnie.Dobrze skrywali niepokój, choć rzucali przeciągłe, ukradkowe spojrzenia na gliniarzy.Wiedzieli, że nie mogą zwracać uwagi mundurowych.Francuska policja miała opinię skrupulatnej, a to im się nie podobało.Posługiwali się katarskimi paszportami, dość bezpiecznymi – ale paszport wydany nawet przez samego francuskiego ministra spraw zagranicznych nie przeszedłby w bezpośredniej konfrontacji.Starali się więc nie rzucać w oczy.Nakazano im nie rozglądać się za bardzo, zachowywać się uprzejmie i uśmiechać przyjaźnie.Na szczęście dla nich we Francji był sezon turystyczny.W Paryżu roiło się od obcokrajowców.Wielu też kiepsko mówiło po francusku – dobra zabawa dla paryżan, którzy patrzyli na nich z góry.ale chętnie brali ich pieniądze.Śniadanie następnego dnia obyło się bez rewelacji.Lunch też.Obaj bracia Caruso wysłuchiwali lekcji Pete’a Alexandra, ze wszystkich sił starając się nie usnąć.Lekcje wydawały się aż nadto oczywiste.– Myślicie, że to nudne? – zapytał Pete przy lunchu.– Cóż.Przełomowe to nie jest – odparł po kilku sekundach Brian.– Trochę inaczej to będzie wyglądać w obcym mieście, powiedzmy na placu targowym, kiedy będziecie szukać podejrzanego w kilkutysięcznym tłumie.Trzeba stać się niewidzialnym.Popracujemy nad tym dziś po południu.Masz w tym jakieś doświadczenie, Dominic?– Nie bardzo.Znam tylko podstawy.Nie patrz bezpośrednio na podejrzanego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]