Podobne
- Strona startowa
- Cameron Christian Tyran 1 Tyran
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Dicker Joel Prawda o sprawie Harry'ego Queberta
- Silverberg Robert Oblicza Wod
- Terry Pratchett 02 Blask Fant
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewelina111.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No i proszę - rzucił Izaak, nie okazując żadnej dumy z tego.co było w środku.- Same stare śmieci, nie?- Ten koń wygląda wspaniale - zauważyła Tuppence.- To Mackild - wyjaśnił Izaak.- Słucham? - spytała z wahaniem Tuppence.- To imię żeńskie.Jakiejś królowej.Ktoś mówił mi.że była żoną Wilhelma Zdobywcy, ale chyba się tylko wymądrzał.Koń jest z Ameryki.Jakiś Amerykanin przywiózł go swojemu chrześniakowi.- Chrześniakowi?- Jednemu z młodych Bassingtonów.Mieszkali tu dawno temu.Zresztą nie wiem.Pewnie zżarły go korniki.Matylda była wspaniale wyglądającym koniem, nawet teraz.Miała rozmiary prawdziwego konia lub klaczy.Z tego, co niegdyś musiało być wspaniałą grzywą, zostało tylko kilka włosków.Jedno ucho było ułamane.Kiedyś pomalowano ją na szary kolor.Przednie nogi popękały, podobnie jak tylne.Ogon zwiotczał.- Nie porusza się tak jak konie, które widziałam wcześniej - stwierdziła Tuppence.- Prawda? Zwykle kołyszą się do przodu i do tyłu, do przodu i do tyłu.Ale ten tutaj jakby skakał w przód.Najpierw przednie nogi - hop! Potem tylne.Dobrze to działa.Gdybym wsiadł na niego i pokazał pani.- Proszę uważać.Może pan nadziać się na gwóźdź albo spaść.- E tam.Jeździłem na Matyldzie jakieś pięćdziesiąt albo sześćdziesiąt lat temu, ale jeszcze to pamiętam.Nawet dzisiaj jest całkiem solidna.Wcale nie rozpada się ze starości.Nagłym, niemal akrobatycznym ruchem wskoczył na konia, a ten ruszył najpierw w przód, a potem w tył.- Dobrze się kołysze, nie?- Tak, bardzo dobrze - odparła Tuppence.- Oni to uwielbiali.Panna Jenny jeździła na niej dzień w dzień.- Kim była panna Jenny?- Była z nich najstarsza.I to jej ojciec chrzestny przysłał konia.Oraz Ukochanego - dodał.Tuppence spojrzała na niego pytająco.Nazwa nie pasowała to żadnej z rzeczy znajdujących się w Kay-Kay.- No wie pani, tak się nazywa ta zabawka.Konik i wóz, o tam, w rogu.Panna Pamela zjeżdżała w nim ze wzgórza.Bardzo poważna z niej była pannica.Wciągała go na górkę, nogi stawiała o, tutaj, na pedałach, teraz już nie działają, tak więc wciągała go na pagórek, a potem zjeżdżała w dół i wciskała stopami hamulce.Często kończyła w araukarii.- Musiało to być dosyć bolesne - zauważyła Tuppence.- Potrafiła zatrzymać wóz chwilę przedtem.Poważnie do tego podchodziła.Robiła to godzinami - sam obserwowałem ją przez trzy, cztery godziny z rzędu.Często przycinałem klomby różane i trawę i widziałem, jak zjeżdża.Nie rozmawiałem z nią, bo tego nie lubiła.Wolała zajmować się tym, co robiła albo myślała, że robi.- A co myślała? - zapytała Tuppence, nagle bardziej zainteresowana panną Pamelą niż Jenny.- Nie wiem.Czasem mówiła, że jest księżniczką i ucieka, albo że jest Marią królową.nie pamiętam, Irlandii czy Szkocji?- Królową Szkotów - podpowiedziała Tuppence.- Zgadza się.Wyjeżdżała albo uciekała.Jechała do zamku.Nad jakimś jeziorem.To nie było prawdziwe jezioro, tylko stawek.- Rozumiem.Więc Pamela uważała, że jest Marią królową Szkotów i ucieka przed swoimi wrogami?- Zgadza się.Chciała wyjechać do Anglii i zdać się na miłosierdzie królowej Elżbiety - tak mówiła, ale według mnie ta królowa Elżbieta nie była zbyt miłosierna.- Cóż - zaczęła Tuppence, maskując odczuwane rozczarowanie - bardzo to wszystko interesujące.A kim byli jej rodzice?- Nazywali się Listerowie.- A znał pan może Mary Jordan?- Wiem.o kim pani mówi.Nie, ona mieszkała tu przede mną.Chodzi pani o tego niemieckiego szpiega?- Chyba wszyscy tu o niej słyszeli - powiedziała Tuppence.- Tak.Mówili na nią frołlajn.Brzmi trochę jak wrona.- Tak, trochę tak.Izaak roześmiał się raptem.- Cha, cha.cha.Gdyby to była wrona, to nie zaleciała daleko, prawda? - Znowu się zaśmiał.- Wspaniały żart - powiedziała uprzejmie Tuppence.Izaak jeszcze chichotał.- Chyba już czas, żeby pomyślała pani o posadzeniu jakichś warzyw - powiedział w końcu.- Jeśli chce pani mieć fasolę o czasie, powinna pani już ją wysiać.A może i wczesną sałatę? Na przykład tomcia palucha? To wspaniała sałata, mała, ale krucha.- Zrobił pan wiele dla tego ogrodu.Nie tylko zresztą w tym domu.- A tak, sporo się pracowało.Dawniej przychodziłem do większości domów.Ogrodnicy, jakich tam mieli, byli do niczego i ja zazwyczaj przychodziłem pomóc.Zdarzył się tu kiedyś wypadek.Ktoś pomylił warzywa.Zanim ja tu nastałem, ale słyszałem co nieco.- To była naparstnica, prawda? - spytała Tuppence.- Dziwne, że już pani o tym słyszała.To było dawno temu.Kilka osób się rozchorowało.Jedna zmarła.Tak przynajmniej słyszałem.Taka tam plotka.Opowiadał mi stary znajomy.- To była, zdaje się, frołlajn.- Co, frołlajn zmarła? O tym nie słyszałem.- Może się mylę.Mógłby pan wziąć Ukochanego, czy jak ta zabawka się nazywa i wciągnąć na wzgórze.tam, gdzie ta dziewczynka, Pamela, ją wciągała? Oczywiście, jeśli górka nadal istnieje.- Jasne, że istnieje.Co pani sobie myśli? Dalej rośnie tam trawa, ale trzeba uważać.Nic wiem, czy Ukochany nie zardzewiał.Najpierw go trochę podczyszczę, dobrze?- Dobrze - zgodziła się Tuppence.- A potem proszę pomyśleć nad listą warzyw, za które powinniśmy się zabrać.- Dopilnuję, żeby nie posadziła pani naparstnicy i szpinaku obok siebie.Nie chciałbym dowiedzieć się, że stało się pani coś złego zaraz potem, jak się wprowadziliście do nowego domu.Będzie z niego miłe miejsce, jeśli tylko włożycie trochę grosza.- Bardzo dziękuję - powiedziała Tuppence.- I zajmę się tym tam Ukochanym, żeby nie złamał się pod panią.Jest bardzo stary, ale zdziwiłaby się pani, jak dobrze takie starocie się sprawują.Na przykład dwa dni temu spotkałem kuzyna.Wyciągnął stary motor.Nie uwierzyłaby pani.że ruszy; nikt nie jeździł nim od jakichś czterdziestu lat.Ale zaskoczył na kropli oleju.Kropelka smaru może zdziałać cuda.ROZDZIAŁ TRZECISześć niemożliwych rzeczy przed śniadaniem- Co u licha! - wykrzyknął Tommy.Przywykł, że wróciwszy do domu znajduje Tuppence w najbardziej nieprawdopodobnych miejscach, lecz tym razem był bardziej zaskoczony niż zwykle.Nie było jej nigdzie, choć na dworze popadywał deszcz.Przyszło mu do głowy, że może pochłonęła ją praca w jakimś zakątku ogrodu, więc wyszedł to sprawdzić.I wtedy właśnie zawołał: “Co u licha!".- Cześć, Tommy - powiedziała Tuppence.- Jesteś ciut wcześniej niż myślałam.- Co to jest?- Pytasz o Ukochanego?- Co powiedziałaś?- Powiedziałam “Ukochany" - powtórzyła Tuppence.- Tak się to nazywa.- Chcesz się tym przejechać? Dla ciebie jest o wiele za mały.- Oczywiście, że jest za mały.To dziecięca zabawka.Dostawało się ją jeszcze przed trójkołowym rowerkiem.- Nie jeździ sam, prawda?- Niezupełnie - odparła Tuppence.- Ale można go wciągnąć na górkę.Kola obracają się i zjeżdża się w dół.- A kończy się to kraksą.Tym się zajmowałaś?- Wcale nie.Hamuje się nogami.Chcesz, żebym ci to pokazała?- Lepiej nie - odparł Tommy.- Pada coraz mocniej.Chciałem tylko wiedzieć, po co.po co to robisz.Bo przecież nie może cię to bawić?- Raczej mnie przeraża.Ale chciałam coś sprawdzić.- A sprawdziłaś te krzewy? Właściwie co to jest? Araukaria?- Tak - przytaknęła Tuppence.- Jaki ty jesteś mądry.- To oczywiste.I znam nawet ich drugą nazwę.- Ja też.Popatrzyli na siebie.- Tylko w tej chwili zapomniałem - zaczął Tommy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]