Podobne
- Strona startowa
- Cameron Christian Tyran 1 Tyran
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Jordan Robert Ognie Niebios
- Lem Stanislaw Niezwyciezony
- J.Chmielewska Skarby
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Drogi monsieur Poirot! - zawołała.- Któż inny mógłby to zrobić? Był jedynym cudzoziemcem wśród obecnych.Naturalnie mój brat nie chciał oskarżać gościa, więc dał mu sposobność, żeby zwrócił dokument.Uważam, że postąpił bardzo delikatnie.Naprawdę wyjątkowo delikatnie!- Całkiem możliwe - przytaknął taktownie Poirot, obejmując ją przyjacielsko ramieniem, ku jej widocznemu niezadowoleniu.- A teraz, mademoiselle, spróbuję przeprowadzić mały eksperyment, przy którym będzie mi potrzebna pani współpraca.- Cofnął ramię.- Gdzie siedziała pani zeszłej nocy, kiedy zgasły światła?- Tam! - oświadczyła panna Amory, wskazując na kanapę.- Czy byłaby pani tak miła i zechciała usiąść tam znowu? Karolina usiadła na kanapie.- A teraz, mademoiselle, chciałbym, żeby wysiliła pani swoją wyobraźnię! Proszę zamknąć oczy.Panna Amory zrobiła, o co ją poproszono.- Tak jest dobrze - ciągnął Poirot.- A teraz proszę sobie wyobrazić, że jest wczorajszy wieczór.Jest ciemno.Nic pani nie widzi, jedynie słyszy.Proszę cofnąć się do tyłu.Biorąc jego słowa dosłownie, panna Amory obróciła się tyłem na kanapie.- Nie, nie - rzekł Poirot.- Chciałem powiedzieć, proszę się cofnąć w myślach.Co pani słyszy? Tak jest dobrze, proszę powrócić myślami do przeszłości.A teraz niech mi pani powie, co słyszy w ciemnościach.Panna Amory, pod wrażeniem powagi detektywa, postarała się wykonać to, o co ją prosił.Przez chwilę milczała, po czym zaczęła mówić, wolno i z przerwami:- Słyszę czyjeś sapanie.Ciężki, przerywany oddech.Potem hałas przewracanego krzesła.i jakiś metaliczny brzęk.- Taki jak ten? - zapytał Poirot, wyjmując z kieszeni klucz i rzucając go na podłogę.Nie było żadnego dźwięku, i panna Amory, po odczekaniu kilku sekund, oświadczyła, że nic nie słyszała.- No dobrze, a może taki? - Poirot spróbował raz jeszcze, podnosząc klucz z podłogi i rzucając raptownie na stół-ławę.- Tak, to jest właśnie ten dźwięk, który słyszałam wczoraj wieczorem! - wykrzyknęła panna Amory.- Dziwne!- Proszę kontynuować, mademoiselle - zachęcał ją Poirot.- Cóż, usłyszałam, jak Lucia krzyczy do sir Clauda.A potem rozległo się pukanie do drzwi.- To wszystko? Jest pani pewna?- Tak, chyba tak.och, chwileczkę! Na samym początku dał się słyszeć dziwny hałas, jak gdyby ktoś darł jedwabny materiał.Podejrzewam, że to była sukienka.- Jak pani myśli, czyja? - zapytał Poirot.- Najpewniej Lucii.To nie mogła być sukienka Barbary, ponieważ ona siedziała tuż obok mnie, tutaj.- Dziwne - mruknął Poirot w zamyśleniu.- To naprawdę już wszystko - zakończyła panna Amory.- Czy mogę teraz otworzyć oczy?- Och tak, oczywiście, mademoiselle.Kto nalewał kawę sir Clau-dowi? Pani?- Nie.Lucia.- Kiedy dokładnie to było?- Najpewniej zaraz po naszej rozmowie na temat tych strasznych lekarstw.- Czy pani Amory sama zaniosła kawę sir Claudowi? Karolina zastanawiała się przez chwilę.- Nie.- powiedziała w końcu.- Nie? - zapytał Poirot.- A zatem, kto to zrobił?- Nie wiem.nie jestem pewna.chwileczkę.Och, tak, teraz sobie przypominam! Filiżanka z kawą sir Clauda stała na stole koło filiżanki Lucii.Zapamiętałam to, gdyż pan Raynor chciał zanieść sir Claudowi kawę do gabinetu, ale Lucia zatrzymała go, mówiąc, że wziął niewłaściwą filiżankę - to było bardzo niemądre, gdyż w obydwu filiżankach kawa była dokładnie taka sama - czarna, bez cukru.- A zatem - zauważył Poirot - to monsieur Raynor zaniósł kawę sir Claudowi?- Tak.to znaczy, chyba.nie, racja, Richard wziął od pana Raynora filiżankę, gdyż Barbara chciała z nim zatańczyć.- Och! Monsieur Amory zaniósł więc kawę swojemu ojcu.- Tak, dokładnie tak było - potwierdziła panna Amory.- Ach! - zawołał Poirot.- Proszę mi powiedzieć, co robił przedtem pan Amory? Tańczył?- Och, nie.Porządkował lekarstwa.No wie pan, wkładał je z powrotem do pudełka.- Rozumiem.Sir Claud wypił kawę w swoim gabinecie?- Chyba zaczął - wspominała Karolina.- Ale wrócił tu z filiżanką w ręku.Pamiętam, jak narzekał na smak kawy, twierdząc, że jest gorzka.Ale zapewniam pana, monsieur Poirot, że to była wyśmienita kawa.Specjalna mieszanka, którą osobiście zamówiłam w sklepie armii i marynarki w Londynie.Zna pan chyba ten wspaniały domtowarowy na Victoria Street.Jest tak dogodnie położony, niedaleko stacji kolejowej.Zawsze.Urwała, gdyż otworzyły się drzwi i wszedł Edward Raynor.- Przeszkadzam? - zapytał.- Najmocniej przepraszam.Chciałem pomówić z monsieur Poirotem, ale mogę przyjść później.- Nie, nie - rzekł detektyw.- Już skończyłem torturowanie tej biednej damy!Panna Amory wstała.- Obawiam się, że nie dostarczyłam panu żadnych użytecznych informacji - przepraszała, kierując się do drzwi.Poirot wstał i wyprzedził ją.- Powiedziała mi pani bardzo dużo cennych rzeczy, mademoiselle.Być może nawet pani sama nie zdaje sobie sprawy, jak wiele - zapewnił Karolinę, otwierając przed nią drzwi.XIIIOdprowadziwszy pannę Amory, Poirot zajął się Edwardem Rayno-rem.- A teraz, monsieur Raynor - rzekł, wskazując sekretarzowi krzesło - posłuchajmy, co też ma mi pan do powiedzenia.Raynor usiadł i spojrzał z powagą na detektywa.- Pan Amory właśnie przekazał mi wiadomość o przyczynie śmierci sir Clauda.To niesłychane, monsieur.- Czy to było dla pana szokujące? - zapytał Poirot.- Oczywiście.Nigdy bym czegoś takiego nie podejrzewał.Poirot zbliżył się do Raynora i wręczył mu znaleziony przez siebie klucz, obserwując z uwagą jego reakcję.- Widział pan już kiedyś ten klucz, monsieur Raynor? - zapytał.Raynor zdziwiony obracał klucz w ręku.- Wygląda to na klucz od sejfu sir Clauda - zauważył.- Ale słyszałem od pana Richarda Amory'ego, że klucz sir Clauda znajduje się na swoim miejscu, na łańcuszku.- Zwrócił go Poirotowi.- Tak, to jest klucz od sejfu w gabinecie sir Clauda, ale tylko duplikat - poinformował go detektyw, dodając wolno, z naciskiem.- Duplikat, który leżał na podłodze koło krzesła, na którym wczoraj wieczorem pan siedział.Raynor popatrzył na Poirota niezmieszany.- Myli się pan, jeżeli sądzi, że to ja go upuściłem - oznajmił.Poirot obrzucił go badawczym spojrzeniem, po czym skinął głową, zadowolony.- Wierzę panu - powiedział.Podszedł szybkim krokiem do kanapy i usiadł, zacierając ręce.- A teraz do roboty, monsieur Raynor.Był pan zaufanym sekretarzem sir Clauda, nieprawdaż?- Zgadza się.- Wiedział pan zatem dużo o jego pracy?- Tak.Mam pewne przygotowanie naukowe i niekiedy pomagałem mu w doświadczeniach.- Czy wie pan o czymś, co mogłoby rzucić trochę światła na tę nieszczęsną sprawę? - zapytał Poirot.Raynor wyjął z kieszeni list.- Mam tylko to - odparł.Wstał, podszedł do Poirota i wręczył mu list.- Moim zadaniem było między innymi otwieranie i porządkowanie korespondencji sir Clauda.To przyszło dwa dni temu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]