Podobne
- Strona startowa
- Robert Pozen Too Big to Save How to Fix the U.S. Financial System (2009)
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert Kłosowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Nora Roberts Gocinne występy [Ksišżę i artystka] DZIEDZICTWO 02
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Zelazny Roger i Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Anne McCaffrey Jezdzcy Smokow smoczy spiewak
- [eBook] DirectX 3D Graphics Programming Bible
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet kiedy go nie czuł, jego szczęście można było określić jako znaczne; kiedy natomiast czuł, było wielkie.Uśmiechnęła się szeroko, jakby myślała, że się przechwala.Kobiety zazwyczaj orzekały, czy kłamałeś, zupełnie nie zwracając uwagi na fakty.Jednakże jeśli cię lubiły, to albo o to nie dbały, albo stwierdzały, iż najbardziej bezczelne kłamstwo jest prawdą.Panny potrafiły być niebezpieczne, niezależnie od tego, do jakiego należały klanu - wszystkie kobiety potrafiły być niebezpieczne, przekonał się o tym na własnej skórze - ale oczy Melindhry zdecydowanie nie spoglądały na niego obojętnie.Poszperał w swoich wygranych i wyciągnął naszyjnik zrobiony ze złotych spiral; w każdej tkwił ciemnoniebieski szafir, największy był tak duży, jak staw jego kciuka.Pamiętał jeszcze - gdy sięgał do własnej pamięci - czasy, kiedy spociłby się na widok najmniejszego z tych kamieni.- Będą pasowały do twoich oczu - powiedział, wkładając ciężki naszyjnik w jej dłonie.Nie zauważył dotąd, by Panny nosiły tego typu świecidełka, lecz z doświadczenia wiedział, że wszystkie kobiety lubią biżuterię.I, co dziwne, niemal równie mocno lubiły kwiaty.Tego nie potrafił zrozumieć, jednak gdyby go zapytać, przyznałby, że rozumie kobiety w jeszcze mniejszym stopniu niż swoje szczęście, albo to, co zdarzyło się po drugiej stronie tamtych krzywych odrzwi.- Piękna robota - powiedziała, unosząc go do oczu.Przyjmuję twoją propozycję.Naszyjnik zniknął w sakwie, którą miała przymocowaną do pasa.Potem nachyliła się, zsuwając mu kapelusz na tył głowy.- Masz piękne oczy.Przypominają wypolerowane kocie oczy.- Odwróciła się, usiadła na balustradzie, oplotła kolana ramionami i zaczęła mu się przyglądać.- Moja siostra włóczni opowiadała mi o fobie.Mat nasunął kapelusz z powrotem na miejsce i przyjrzał jej się ostrożnie spod szerokiego ronda.Co ona jej naopowiadała? I o jaką "propozycję" chodzi? To tylko naszyjnik.Zaproszenie zniknęło z ,jej oczu, przypominała teraz kota wpatrzonego w mysz.Na tym polegał cały kłopot z Pannami Włóczni.Czasami trudno było orzec, czy chcą zatańczyć z tobą, pocałować cię czy zabić.Ulica powoli pustoszała, cienie pogłębiały się - mimo to rozpoznał Randa, idącego ulicą, z fajką sterczącą z ust.Zapewne był jedynym człowiekiem w Rhuidean, który przechadzał się w towarzystwie oddziału Far Dareis Mai."Są przy nim zawsze - pomyślał Mat.- Strzegą go niczym stado wilczyc.Skacząc na każdy jego rozkaz".Niektórzy mężczyźni mogliby mu togo pozazdrościć.Ale nie Mat.W każdym razie nie zawsze.Gdyby to było stadka dziewcząt takich jak Isendre, wówczas.- Przepraszam cię na moment - pośpiesznie zwrócił się do Melindhry.Oparł włócznię o wysoki mur otaczający fontannę i pobiegł.W głowie wciąż mu szumiało, lecz nie tak głośno jak poprzednio i nie zataczał się już.Nie troszczył się o swoje wygrane.Aielowie mieli ściśle określone poglądy na temat tego, co dozwolone - zdobycie łupów podczas napadu było jedną rzeczą, kradzież zupełnie czymś innym.Ludzie Kadere nauczyli się trzymać ręce przy sobie, od czasu jak jednego z nich przyłapano na kradzieży.Po chłoście, która krwawymi pręgami naznaczyła go od stóp do głów, został odesłany.Jeden worek z wodą, który pozwolono mu zabrać, z pewnością nie wystarczył na całą drogę do Muru Smoka, nawet gdyby wygnaniec miał na sobie jakiekolwiek odzienie chroniące przed upałem.Teraz ludzie Kadere nie podnieśliby nawet miedziaka leżącego na ulicy.- Rand?Tamten szedł dalej w otoczeniu swej eskorty.- Rand?Nie znajdował się nawet w odległości dziesięciu kroków, ale mimo to nie drgnął.Niektóre z Panien obejrzały się za siebie, Rand nie.Mat poczuł nagle chłód, który nie miał nic wspólnego z nadciągającym wieczorem.Zwilżył wargi i odezwał się dużo ciszej niż poprzednio.- Lews Therin.I Rand się odwrócił.Mat niemal pożałował, że tak się stało.Przez czas jakiś stali tylko, patrząc na siebie w półmroku.Mat wahał się, czy podejść bliżej.Usiłował sobie wmówić, że to z powodu Panien
[ Pobierz całość w formacie PDF ]