Podobne
- Strona startowa
- Albert Camus Upadek
- Albert Speer Wspomnienia (2)
- Albert Speer Wspomnienia (3)
- Alberto Moravia Rzymianka (2)
- 1997 frem (3)
- Paul Williams Mahayana buddhism. The doctrinal foundations
- Diolosa Claude Medycyna chinska
- sw. Jan Od Krzyza Dziela (3)
- Andrzej Sapkowski Narrenturm
- Giovanni Boccaccio Dekameron tom 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spartakus.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zjawił się punktualnie o oznaczonej godzinie i kiedy wsiadałam do samochodu, wydał mi się bardzo blady i zmieniony.Nikt nie lubi być przyłapany na oszustwie, nawet najbardziej zatwardziały przestępca, a Gino musiał pewnie wiele rozmyślać w ciągu naszej dziesięciodniowej rozłąki i zaczynał coś podejrzewać.Ale w moim zachowaniu nie przebijał ani cień wyrzutu i muszę powiedzieć, że nie musiałam wcale udawać, bo byłam zupełnie spokojna, co więcej, po pierwszym cierpkim rozczarowaniu poczułam dla niego pobłażliwą i sceptyczną sympatię.Pomimo wszystko Gino mi się jeszcze podobał - zdałam sobie z tego sprawę od pierwszej chwili - a było to już bardzo wiele.Jechaliśmy w stronę willi i on zapytał po krótkim milczeniu:- Czyżby twój spowiednik zmienił zdanie?Powiedział to szyderczym, ale zarazem niepewnym tonem.- Nie.to ja zmieniłam zdanie - odrzekłam spokojnie.- A ta robota, w której pomagałaś matce, już skończona?- Na razie tak.- To dziwne.Sam nie bardzo wiedział, co mówi, ale było jasne, że docina mi chcąc wybadać, czy jego podejrzenia są słuszne.- Dlaczego dziwne?- Powiedziałem to ot tak sobie!- Nie wierzysz, że byłam zajęta.Uważasz, że powiedziałam nieprawdę?- Nic nie uważam.Postanowiłam go zdemaskować, ale po swojemu, bawiąc się z nim przez chwilę jak kot z myszą, nie uciekając się do gwałtownych scen, co doradzała mi Gizela, ale co nie zgadzało się zupełnie z moim usposobieniem.Zapytałam go zalotnie:- Czyżbyś był zazdrosny?- Ja, zazdrosny.ani mi to w głowie!- Tak, jesteś zazdrosny.i gdybyś był szczery, przyznałbyś się do tego.On połknął haczyk i powiedział:- Każdy inny na moim miejscu byłby zazdrosny.- Dlaczego?- Dajże spokój.kto by ci uwierzył?.Taka pilna robota, że nie mogłaś znaleźć nawet pięciu minut, żeby się ze mną zobaczyć!- A jednak to prawda.miałam bardzo dużo pracy.- I tak było naprawdę, bo czymże jeżeli nie pracą, i to bardzo ciężką, były te wszystkie wieczory spędzane z Giacintim? - I zarobiłam tyle, że wystarczy mi i na zapłacenie wszystkich rat, i na wyprawę - dorzuciłam kpiąc sama z siebie - tak więc będziemy się mogli pobrać nie robiąc żadnych długów.Nic nie odpowiedział, najwyraźniej zaczynał mi wierzyć, jego podejrzenia rozwiały się; wtedy - jak to zawsze robiłam dawniej - objęłam go i pocałowałam w szyję koło ucha, szepcząc:- Dlaczego jesteś zazdrosny?.Przecież wiesz, że w moim życiu nie ma nikogo prócz ciebie.Dojechaliśmy do willi.Gino zaparkował auto w ogrodzie, zamknął bramę i poszliśmy ku drzwiom prowadzącym do pokoi służbowych.Był już zmierzch i w oknach sąsiednich domów zapalały się pierwsze światła, czerwonawe w błękitnej mgle zimowego wieczoru.W korytarzu sutereny panował mrok, było tam duszno i zalatywało wilgocią.Zatrzymałam się i powiedziałam:- Ale nie pójdę dzisiaj do twojego pokoju.- Dlaczego?- Chcę, żebyśmy się kochali w sypialni twojej pani.- Oszalałaś chyba! - zawołał z oburzeniem.Przesiadywaliśmy często w willi na pierwszym piętrze, ale potem schodziliśmy zawsze do sutereny, do jego pokoju.- Taką mam zachciankę - odpowiedziałam.- Co ci to szkodzi?- Szkodzi mi, i to bardzo.Nie daj, Boże, jeszcze zrobimy jakąś szkodę, nigdy nie wiadomo: wszystko się wyda i co wtedy będzie?- Wielkie rzeczy - zawołałam lekceważąco - najwyżej cię wyrzucą!- I ty to tak mówisz!- A jak mam mówić?.Gdybyś mnie naprawdę kochał, nie zastanawiałbyś się nad tym ani przez chwilę.- Kocham cię przecież, ale co to, to nie, nie mówmy nawet o tym.Nie chcę wpaść w tarapaty.Byłam bardzo spokojna i z zimną krwią prowadząc swoją grę zawołałam:- Będziemy uważali.nie połapią się.- Nie, nie!- Proszę cię o to ja, twoja narzeczona, a ty ze strachu, żebym nie położyła się tam, gdzie kładzie się twoja pani, i żebym czasem nie oparła głowy o jej poduszkę, odmawiasz mi.Co ty sobie właściwie myślisz? Że ta twoja pani to coś lepszego ode mnie?!- Nie, ale.- Tysiące takich jak ona mogą się schować przy mnie - ciągnęłam dalej.- Tym gorzej dla ciebie.Popieść się z prześcieradłami i poduszkami twojej pani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]