Podobne
- Strona startowa
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Trollope Joanna Najlepsi przyjaciele
- J.Chmielewska Slepe szczescie
- J.Chmielewska Skarby
- Chmielewska Joanna Lesio (www.ksiazki4u.prv.pl)
- Chmielewska Joanna Florencja Corka Diabla (www.ksi
- Chmielewska Joanna Nawiedzony Dom (www.ksiazki4u.p
- Chmielewska Joanna Krowa Niebianska (www.ksiazki4u
- Chmielewska Joanna Dwie glowy i jedna noga (2)
- Potocki.Jan Rekopis.znaleziony.
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Wsypał pan cukier? spytałam, wiedziona doświadczeniem. Co.? A, nie.Chyba nie. To niech pan wsypie.Będzie pan miał co mieszać.Sierżant spojrzał na mnie wzrokiem skrzywdzonej sarenki i spełnił polecenie.Zalęgło się we mnie współczucie, które przebiło otępienie. Zreasumujmy zaproponowałam. Myślenie na głos zawsze pomaga.83* * *Do Leśniczówki pojechałam o jedenastej.Przedtem czekałam w ukryciu naprzybycie Jacka ze Szmagierem, doczekałam się Zygmusia, który węszył wokół niczympies myśliwski, ale nie zdołał mnie wypatrzeć.Jacek nie przyjechał, czym się trochęzdenerwowałam.Bodzio natomiast pojawił się punktualnie o wpół do dwunastej.Wylazł nad samą wodę, popatrzył w dal i wrócił na górę.Po przeszło godzinie, kiedy już plaża opustoszała, bo wszyscy normalni ludzie poszlina obiad, zszedł ponownie i przyjrzał się podpływającej właśnie łodzi.Patrzył przezchwilę, odwrócił się, ominął mnie wzrokiem z wielką starannością i znów udał się nawydmę, niknąc wśród pozostałości po placówce WOP-u.Dochodziło wpół do drugiej.Też przyglądałam się łodzi, która wracała z flądrą.Znajdowało się na niej trzech rybaków.Dobijali do brzegu bez najmniejszych kłopotów,bo fali prawie nie było.Dobili, jeden wyskoczył do wody i od razu poszedł przez plażę kugórze, gdzie powinien plątać się Bodzio.Drugi wyskoczył w chwilę pózniej i wygrzebałz piasku linę z hakiem.Aódz kolebała się na minimalnym przyboju, trzeci rybak zostałw środku.Ten na górze ruszył silnik wyciągarki, ten na dole pociągnął linę i zaczepiłhak, lina się naprężyła, łódz wolno podpełzła na piasek, ster miała jeszcze w wodzie.Ten, który założył hak, krzyknął coś nagle i zamachał ręką ku górze.Naprężonalina i łódz zastygły w bezruchu.Trzeci rybak wyskoczył również, podszedł do haka.Oglądali go pilnie, pokiwali na tego przy wyciągarce.Zabezpieczył chyba tam coś, niepopuszczając liny, i zbiegł na dół, teraz debatowali nad hakiem wszyscy trzej.Aódz niekiwała się już, ale rufą tkwiła w wodzie.Coś im się wyraznie nie podobało i sprawiało kłopot.Odsunęli się nieco, pochwilowym wahaniu podjęli jakąś decyzję, popędzili ku górze, usłyszałam warkotsamochodu, prawdopodobnie odjechali.Połowicznie wyciągniętą łódz zostawili nanaprężonej linie, co wydało mi się zupełnie zrozumiałe.Z jakichś powodów nie moglijej podciągnąć wyżej, nie chcieli, żeby im odpłynęła, jeden musiałby zostać w środku,może powinien, ale zapewne nie mógł.Nie zajmowałam się tym specjalnie, interesowałomnie coś innego.Plaża zrobiła się pusta kompletnie.Znajdowałam się na niej ja, jakaś para w oddalioraz dwóch facetów.Jeden podchodził od strony Krynicy Morskiej i wlókł się jakpokraka, drugi od Piasków, ten drugi zatrzymał się jakieś trzydzieści metrów przedportem i zagapił w morze, ten pierwszy ciągle szedł.Popatrzyłam na zegarek, Bodziopowinien był właśnie ruszać do budy po ewentualne polecenia, musiało mu to zająćco najmniej cztery i pół minuty, szedł chyba normalnym krokiem, bo wściekły galopzwróciłby uwagę.Nie wiadomo wprawdzie czyją, skoro nastało wyludnienie, ale jednak.84Trzej rybacy odjechali, następna łódz zaczynała się zbliżać, ktoś mógł na nią czekaćw remanentach po WOP-ie i zainteresować się latającym tam i z powrotem facetem, alebardziej zapewne interesowałby się łodzią.Ten idący od strony Krynicy podszedł do samej liny trzymającej łódz.Zawahał się.W górze zaterkotał nagle silnik wyciągarki.Pomyślałam, że to jakiś kretyn, ja bym niepodeszła, powinnam go ostrzec.Krzyki nie zdałyby się na nic, siedziałam za daleko,a wiatr wiał od wschodu.Z lekkim niepokojem patrzyłam, co ten półgłówek zrobi.Stał i gapił się w dal.Mimo woli również łypnęłam okiem w dal, zdołałam dostrzec,że tamten od strony Piasków jakoś okropnie demonstracyjnie spojrzał na zegarek.Tenprzy linie, idiota i ryzykant, przełożył nogę, uczyniłam gwałtowny ruch, żeby zerwaćsię z materaca, i w tym momencie wyciągarka szarpnęła.Zamknęłam oczy odrobinęza pózno.Stalowy wąż wykonał coś, czego się nie da opisać słowami.Srebrzysta pętlaśmignęła w błyskawicznych skrętach, tnąc powietrze z okropnym świstem.I nie tylkopowietrze.Nigdzie nie popędziłam, nie dlatego, że straciło to sens, ale z przyczynyobezwładnienia.Trochę zrobiło mi się słabo.Obok tego, co zostało z faceta, znalazło sięnagle dwóch ludzi, jednym z nich był ten drugi, idący od Piasków.Nadpływająca łódzprzyśpieszyła gwałtownie, już była przy brzegu.Po wydmie zjechał jakiś goły, okręconyręcznikiem, koło mnie przegalopowała para z oddali, nieliczna grupa zdołała zrobićprzerażające zamieszanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]