Podobne
- Strona startowa
- Chmielewska Joanna Lesio (www.ksiazki4u.prv.pl)
- Chmielewska Joanna Florencja Corka Diabla (www.ksi
- Chmielewska Joanna Nawiedzony Dom (www.ksiazki4u.p
- Chmielewska Joanna Krowa Niebianska (www.ksiazki4u
- Chmielewska Joanna Dwie glowy i jedna noga (2)
- Chmielewska Joanna Dwie trzecie sukcesu (SCAN dal (2)
- Chmielewska Joanna (Nie)boszczyk Maz (www.ksiazki4
- Chmielewska Joanna Przekleta bariera (SCAN dal 770 (2)
- Baldacci Dav
- Henryk Sienkiewicz potop
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- letscook2011.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. To twoja przyjaciółka powiedziała z dziecinną pretensją. Nasza odrzekł wtedy.87 Nie ja ją wybierałam.To był twój wybór.Zaakceptowałam ją zewzględu na ciebie.Ja też jej nie wybierałem myślał Laurence, krusząc w palcach li-stek werbeny. Ona mi się po prostu przytrafiła; podobnie jak japrzytrafiłem się jej.Szliśmy po kursie na zderzenie; podobnie jakpózniej ja i Hilary.Nigdy Giny nie kochałem; a jednak w jednej chwiliją pokochałem, ponieważ była taka śliczna i miła jak cudowny, małyowoc.Miała lśniące włosy, piękną cerę i olśniewająco białe zęby.Ko-chałem ją wtedy za jasną duszę, ciekawość świata i nieprawdopodob-ną wyobraznię.Chciała uczyć się języków obcych i podróżować, a jawidziałem ją oczyma wyobrazni, jak z zapałem przemierza oceany ikontynenty zawsze ciekawa, zawsze roześmiana.Kiedyś powiedziała mu, że wykształcenie otwiera przed człowie-kiem bezlik drzwi.Za każdymi drzwiami rozciągają się inne horyzon-ty, a człowiek pragnie przekroczyć jak najwięcej tych pootwieranychdrzwi.Pózniej jednak spotkała Fergusa.Zapewne sądziła, że stanowikolejne otwarte drzwi.I na swój sposób był takimi drzwiami.Z tymtylko, że kiedy przekraczała próg, te drzwi zatrzasnęły się jej przednosem, kompletnie wytrącając z równowagi.Sam Fergus jakoś potra-fił zachowywać równowagę tak długo, jak długo nie mogła utrzymaćjej Gina.Był w stanie żyć tylko wtedy, gdy niszczył równowagę żony.Biedna Gina, biedna, zagubiona Gina, zawsze zdobywająca stromewierzchołki i zawsze strącana w przepaść, gdy tylko dotykała palcamiostrza szczytowej grani.A najgorsze w tym było to, że Fergusa to nicnie obchodziło.Po prostu potrzebował tego, więc tak postępował.Laurence zerknął w wypełnioną niedawno przez siebie kartę dań.Kozi ser pieczony napisał. Małże smażone w muszelkach.W recepcji, która dzięki dziwacznym różnicom poziomów podłógw Pszczelim Domu znajdowała się prawie o dwa metry wyżej niżkuchnia, uparcie dzwonił telefon.W końcu ktoś podniósł słuchawkę;Hilary lub Don.Za oknem przejechał samochód, kierując się na hote-lowy parking znajdujący się za ogrodem.Parking był tak mały, żewielu hotelowych gości konkurowało ze sobą, niektórzy specjalnie88wracali wcześniej, nawet w letnie, upalne dni, żeby znalezć na nimwolne miejsce.Otworzyły się tylne drzwi i do kuchni wkroczył Kevin w czerwonej,baseballowej czapce włożonej daszkiem do tyłu.Pod pachą niósł zwi-nięty egzemplarz Whittingbourne Evening Echo. Serwus powitał go bez entuzjazmu Laurence. Cześć odparł Kevin, zamykając za sobą drzwi tak energicz-nie, że zatrzęsła się cała kuchnia. Będziemy mieli tu objazd.I su-permarket DIY.Tak piszą w Echo.Cudownie, co? Mogę zapalić? Nie odrzekła Sophy.Siedziała w swoim pokoju przy biurku ustawionym pod mansar-dowym oknem wychodzącym na niewielki, zaprojektowany przezFergusa w stylu średniowiecznym ogród i w skupieniu studiowałajakiś papier.Głowę pochyliła tak nisko, że na oczy spadała jej po-strzępiona kurtyna włosów, zasłaniając jednocześnie kartkę na biur-ku. Och, daj spokój burknął Gus.Leżał na łóżku i tulił do piersi zielonego hipopotama.Zabawkę tęSophy dostała na siódme urodziny od Vi, która dobrze wiedziała, żeSophy marzy o takim zwierzaku z różowym, pluszowym nosem i cu-dacznymi, spuszczonymi skromnie, brązowo-białymi oczyma. Nie.To mój pokój, ja w nim rządzę i będzie tak, jak mówię.Amówię: nie.Gus przyniósł Sophy bukiet kwiatów, trzy różowe róże otulonegipsówką i dwoma szarozielonymi liśćmi eukaliptusa.Bukiet, którywybrał po długim i ciężkim namyśle, sprawił Sophy wielką radość,więc natychmiast wstawiła kwiaty do stojącego na biurku wazonu zczarnego szkła. Soph. Mmmm? Co robisz?89 Piszę.Gus trącił nosem nos hipopotama. Co? Co piszesz?Sophy odwróciła się na krześle w jego stronę. Przelewam na papier swe uczucia. Bomba.Cudownie. Położył sobie hipopotama na brzuchu iwsparł się na łokciach. Adam skołował trochę towaru.Dobre pro-chy.Kupił je od Keva. Adam jest głupi. Nie chcesz spróbować? Nie.Uniósł się jeszcze bardziej na łokciach. Jesteś zła? Nie.A w każdym razie nie na ciebie.Gus wyszczerzył zęby.Kilkakrotnie podrzucił hipopotama.Bardzopodobało mu się leżenie na łóżku, na którym każdej nocy spałaSophy.Wiedział, że sypia w obszernych męskich podkoszulkach roz-miaru XL.Na drzwiach pokoju wisiał jeden, ciemnozielony.Na przo-dzie miał jakiś napis, ale nie mógł go odczytać.Miał wprawdzie ocho-tę powiedzieć, że po odejściu jej ojca w Jego Wysokości znacznie po-prawiła się atmosfera, ale wyczuł, że takie stwierdzenie nie zostałobydobrze przyjęte.Zapytał więc tylko: Z twoją mamą wszystko w porządku? Chyba tak.Spotyka się z psychologiem.Doradził jej to twój oj-ciec. Dziwne stwierdził Gus i rozejrzał się po pokoju.Sypialnia utrzymana była w kolorach białym i niebieskim i choćznajdowało się w niej wiele przedmiotów, panował tam idealny po-rządek.Pokój sprawiał wrażenie, że w każdej chwili można w nim odrazu znalezć wszystko, czego człowiek akurat potrzebuje.Jednocze-śnie jednak, na swój sposób, dominował w nim nastrój samotności;mimo książek, obrazków, ozdób i poduszek od razu dawało się wy-czuć, że mieszka w nim osoba samotna. Widziałaś się z Maggie? Nie odrzekła Sophy, nie przerywając pisania. Ani z Paulą?90 Nie.Gdy nie ma egzaminów, rzadko się z nimi spotykam. Soph, ty potrzebujesz przyjaciół oświadczył nieoczekiwanieGus, spuszczając nogi z łóżka.Sophy nie odpowiedziała, tylko jeszcze bardziej pochyliła się nadkartką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]