Podobne
- Strona startowa
- Sienkiewicz H. ogniem i mieczem tom 1
- KRZYŻACY tom I H. Sienkiewicz
- W pustyni i w puszczy Sienkiewicz
- Ogniem i mieczem t.2 Sienkiewicz
- Bez dogmatu Sienkiewicz
- Frank Herbert Dzieci diuny
- Orwell George Rok 1984 (SCAN dal 755)
- Grisham John Raport Pelikana (2)
- Shaw Bob Cicha inwazja (SCAN dal 1123)
- Historyczne Bitwy 1942 Midway Maciej Borkowski
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie bitwa będzie, co? Jak Bóg zdarzy! jak Bóg zdarzy! A kto będzie jeńca pilnował? Jakiego jeńca? Jużci, nie mnie, jeno Kowalskiego.Widzisz, panie Michale, to jest okrutnie ważna rzecz, żebyon nie uciekł.Pamiętaj, że hetman nie wie o niczym, co się stało, i od nikogo się nie dowie, jeżeliKowalski mu nie doniesie.Trzeba jakowym pewnym ludziom kazać go pilnować, bo w czasie bi-twy łatwo dać drapaka, zwłaszcza że i fortelów może się chwycić. Tyle on zdatny do fortelów, ile ten wóz, na którym siedzi.Ale masz waść słuszność, że trzebakogoś koło niego zostawić.Chcesz waść mieć go przez ten czas na oku? Hm! bitwy mi żal!.Prawda, że w nocy przy ogniu prawie nic nie widzę.%7łebyśmy się mielipo dniu bić, nigdy byś mnie na to nie namówił.Ale skoro publicum bonum tego wymaga, niechżejuż tak będzie! Dobrze.Zostawię waszmości z pięciu ludzi do pomocy, a jakby chciał umykać, to mu w łebpalcie. Ugniotę ja go w palcach jak wosk, nie bój się!.Ale to tam łuna coraz większa.Gdzie mam sięzatrzymać z Kowalskim? Gdzie waść chcesz.Nie mam teraz czasu! rzekł pan Michał.I wyjechał naprzód.Pożar rozlewał się coraz szerzej.Wiatr powiał od strony ognia i razem z głosem dzwonów przy-niósł echa wystrzałów. Rysią! skomenderował pan Wołodyjowski.168ROZDZIAA XVIIIDojechawszy bliżej wsi zwolnili kroku i ujrzeli szeroką ulicę oświeconą tak płomieniem, iższpilki można by na niej zbierać, bo po obu stronach paliło się kilka chałup, a inne zajmowały sięod nich z wolna, gdyż wiatr był dość silny i niósł iskry, ba! całe snopki, podobne do ptaków ogni-stych, na przyległe dachy.Na ulicy płomień oświecał większe i mniejsze gromadki ludzi porusza-jące się szybko w różne strony.Krzyk ludzki mieszał się z odgłosem dzwonów ukrytego wśróddrzew kościoła, z rykiem bydła, ze szczekaniem psów i rzadkimi wystrzałami z broni palnej.Podjechawszy bliżej żołnierze pana Wołodyjowskiego ujrzeli rajtarów przybranych w kolistekapelusze, ale niezbyt wielu.Niektórzy ucierali się z gromadami chłopów zbrojnych w cepy i wi-dły, strzelając do nich z pistoletów i wypierając za chałupy, na ogrody; inni wypędzali na drogęrapierami woły, krowy i owce.Inni, których zaledwie można było rozeznać wśród całych kłębówpierza, poobwieszali się ptactwem domowym, trzepocącym jeszcze skrzydłami w przedśmiertnychpodrygach.Kilkunastu trzymało konie, każdy po dwa lub trzy, należące do towarzyszów zajętychwidocznie rabunkiem chałup.Droga do wsi schodziła nieco z góry, wśród brzezinowego lasku, tak że laudańscy, sami nie bę-dąc widziani, widzieli jakoby obraz, przedstawiający najście wsi przez nieprzyjaciela, oświeconypożarem, w którego blaskach dokładnie można było odróżni obcych żołnierzy, wieśniaków, nie-wiasty ciągnione przez rajtarów i broniących się bezładnymi kupami mężów.Wszystko to poru-szało się gwałtownie, na kształt lalek w jasełkach, krzycząc, klnąc, lamentując.Pożar nad wioską trząsł całą grzywą płomienia i huczał coraz straszliwiej.Pan Wołodyjowski, zbliżywszy się z chorągwią do roztwartego na oścież kołowrotu, kazałzwolnić kroku.Mógł on uderzyć i jednym zamachem zgnieść nie spodziewających się niczego na-pastników; ale mały rycerz postanowił sobie pokosztować Szwedów w bitwie otwartej, zupełnej,więc naumyślnie czynił tak, aby go spostrzeżono.Jakoż kilku rajtarów, stojących wedle kołowrotu, spostrzegło naprzód zbliżającą się chorągiew.Jeden z nich skoczył do oficera, który stał z gołym rapierem wśród większej kupy jezdzców naśrodku drogi, i począł mówić coś do niego ukazując ręką w tę stronę, z której spuszczał się zeswymi ludzmi pan Wołodyjowski.Oficer przysłonił oczy ręką i patrzył przez chwilę, następnieskinął i wnet donośny odgłos trąbki zabrzmiał wśród rozmaitych krzyków ludzkich i zwierzęcych.A tu rycerze nasi mogli podziwiać sprawność szwedzkiego żołnierza; zaledwie bowiem rozległysię pierwsze tony, gdy jedni z rajtarów poczęli wypadać co duchu z chałup, drudzy porzucali zra-bowane rzeczy, woły, owce i biegli do koni.W mgnieniu oka stanęli w sprawnym szeregu, na którego widok wezbrało podziwem serce ma-łego rycerza, tak lud był dobrany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]