Podobne
- Strona startowa
- Hearne Kevin Kroniki Żelaznego Druida Tom 6 Kronika Wykrakanej mierci
- KS. DR PROF. MICHAŁ SOPOĆKO MIŁOSIERDZIE BOGA W DZIEŁACH JEGO TOM IV
- Moorcock Michael Zeglarz Morz Przeznaczenia Sagi o Elryku Tom III
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Moorcock Michael Kronika Czarnego Miecza Sagi o Elryku Tom VII
- Moorcock Michael Sniace miasto Sagi o Elryku Tom IV
- Van Vogt A.E Wyprawa do gwiazd
- Huberath Marek S Miasta pod skala
- Simak Clifford D Zasada wilkolaka
- [eBooks.PL]Praca Magisterska Projekt serwisu informacyjnego WWW
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A skoroś w Krymie i na Wołoszy, i pod Smoleńskiem bywał, to jeszczewiększy twój grzech, żeś teraz nieszczerze chciał gotować i ochotę wojsk zaporoskich przedLachem zdradzić! Tobie pisali, byś ty mu ułatwił, czego by zażądał, a powiedzcie, mości pa-nowie atamani, czego by Lach mógł żądać? Czy nie śmierci mojej i mojego życzliwego przy-jaciela Tuhaj-beja? Czy nie zguby wojsk zaporoskich? Tak ty, Tatarczuk, winien i już niczegoinnego nie dokażesz.A do Barabasza pisał stryj jego, pułkownik czerkaski, Czaplińskiemudruh i Lachom druh, któren przywileje u ciebie chował, by ich wojsko zaporoskie nie dostało,co gdy tak jest, a klnę się Bogiem, że nie inaczej jest, więc wy oba winni i proście pomiłowa-nia atamanów, a ja z wami prosić będę, chociaż ciężka wasza wina i zdrada jawna.Tymczasem zza okna dochodził już nie szum i gwar, ale jakby łoskot jakiej burzy.Towa-rzystwo chciało wiedzieć, co się dzieje w izbie radnej, i wysłało nową deputację.Tatarczuk poczuł, że jest zgubiony.Teraz przypomniał sobie, że tydzień temu przemawiałwśród atamanów przeciw oddaniu buławy Chmielnickiemu i przymierzu z Tatarami.Zimnekrople potu wystąpiły mu na czoło: zrozumiał, że już nie ma ratunku.Co do młodego Baraba-sza, jasnym było, iż gubiąc go Chmielnicki chciał zemścić się nad starym pułkownikiem czer-kaskim, któren synowca swego kochał głęboko.Jednakże Tatarczuk nie chciał umierać.Niebladłby on przed szablą, przed kulą, nawet przed palem ale śmierć taka, jaka go czekała,przerażała go do szpiku kości, więc korzystając z chwili ciszy, która zapanowała po słowachChmielnickiego, krzyknął przerazliwie: Na imię Chrysta! bracia atamany, druhy serdeczne, nie gubcie niewinnego, toż ja Lachanie widział, nie gadał z nim! Pomiłujcie, bracia! Nie wiem, czego by Lach ode mnie chciał,spytajcie go sami! Ja klnę się Chrystem-Spasem, Zwiętą-Przeczystą, świętym Mikołajem Cu-dotwórcą, świętym Michałem Archaniołem, że duszę niewinną zgubicie! Przyprowadzcie Lacha! zawołał starszy kantarzej. Lacha tu! Lacha! wołali kurzeniowi.83Wszczęło się zamieszanie; jedni rzucali się do przyległej izby, w której więzień był za-mknięty, by przywieść go przed radę, inni zbliżali się groznie do Tatarczuka i Barabasza.Pierwszy Hładki, ataman mirgorodzkiego kurzenia, krzyknął: Na pohybel! Deputacja po-wtórzyła okrzyk.Czarnota zaś skoczył ku drzwiom i otworzywszy je wołał do zgromadzone-go tłumu: Mości panowie towarzystwo! Tatarczuk zdrajca i Barabasz zdrajca na pohybel im!Tłuszcza odpowiedziała wyciem straszliwym.W izbie wszczęło się zamieszanie.Wszyscykurzeniowi powstali ze swych miejsc.Jedni wołali: Lacha! Lacha! , inni starali się rozruchuciszyć, a wtem drzwi pod naciskiem tłumu roztworzyły się na oścież i do środka wpadłatłuszcza obradująca na dworze.Straszliwe postacie, upojone wściekłością, napełniły izbęwrzeszcząc, wywijając rękoma, zgrzytając zębami i zionąc zapach gorzałki: Smert Tatarczu-ku! i Barabaszu na pohybel! Dawajcie zdrajców! na majdan z nimi! krzyczały pijane głosy. Bij ubij! i setki rąk wyciągnęły się w tej chwili po nieszczęsne ofiary, Tatarczuk nie sta-wiał oporu, jęczał tylko przerazliwie, ale młody Barabasz począł bronić się ze straszną siłą.Zrozumiał na koniec, że go chcą zamordować; strach, rozpacz i wściekłość odbiły się na jegotwarzy; piana okryła mu wargi, z piersi wydobył się ryk zwierzęcy.Po dwakroć wyrywał się zrąk oprawców i po dwakroć ręce ich chwytały go za ramiona, za piersi, za brodę i osełedec; onszamotał się, kąsał, ryczał, upadał na ziemię i znów podnosił się, okrwawiony, straszny.Po-darto na nim ubranie, wyrwano mu osełedec z głowy, wybito oko, na koniec przygniecionemudo ściany złamano rękę.Wówczas padł.Oprawcy porwali go za nogi i wraz z Tatarczukiemwywlekli na majdan.Tam dopiero, przy blasku smolistych beczek i stosów ognia, rozpoczęłasię dorazna egzekucja.Kilka tysięcy ludzi rzuciło się na skazanych i darło ich w sztuki wyjąc iwalcząc z sobą o przystęp do ofiar.Deptano ich nogami, wyrywano kawały ciała; ciżba tło-czyła się koło nich tym strasznym konwulsyjnym ruchem rozszalałych mas.Chwilami krwa-we ręce podnosiły w górę dwie bezkształtne, niepodobne już do ludzkich postaci bryły, toznowu ciskano je na ziemię.Dalej stojący wrzeszczeli wniebogłosy: jedni, żeby wrzucić ofia-ry w wodę, drudzy, by je wtłoczyć w beczki palącej się smoły.Pijani rozpoczęli bójkę ze so-bą.Z szaleństwa zapalono dwie kufy z wódką, które oświeciły tę piekielną scenę drgającym,błękitnym światłem.Z nieba patrzył na nią także księżyc cichy, jasny, pogodny.Tak towarzystwo karało swoich zdrajców.A w izbie radnej, z chwilą jak kozactwo wywlekło za drzwi Tatarczuka i młodego Baraba-sza, uciszyło się znowu i atamani zajęli dawne miejsca pod ścianami, bo z przyległego alkie-rza przyprowadzono więznia.Cień padał na jego twarz, gdyż i ogień na kominie przygasł i w półświetle widać byłotylko wyniosłą postać trzymającą się prosto i dumnie, choć ręce jej związane były łykiem.AleHładki dorzucił wiązkę łuczywa, po chwili bujny płomień strzelił w górę i oblał jasnym świa-tłem oblicze więznia, który zwrócił się ku Chmielnickiemu.Ujrzawszy go Chmielnicki drgnął.Więzień był to pan Skrzetuski.Tuhaj-bej wypluł łuskwiny słoneczników i mruknął po rusińsku: Ja toho Lacha znaju on buw u Krymu. Na pohybel mu! zawołał Hładki. Na pohybel! powtórzył Czarnota.Chmielnicki opanował już wrażenie.Powiódł tylko oczyma po Hładkim i Czarnocie, któ-rzy pod wpływem tego wzroku umilkli, następnie zwróciwszy się do koszowego rzekł: I ja jeho znaju. Ty skąd? spytał koszowy Skrzetuskiego. W poselstwiem jechał do ciebie, atamanie koszowy, gdy mnie zbójcy na Chortycy napa-dli i wbrew obyczajom obserwowanym u najdzikszych narodów, ludzi mi wybili, a mnie, nie84licząc na godność mą poselską i urodzenie, zranili, znieważyli i jako jeńca tu przywiedli, o copan mój, J.O.książę Jeremi Wiśniowiecki, będzie się umiał u ciebie, atamanie koszowy,upomnieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]