Podobne
- Strona startowa
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Trollope Joanna Najlepsi przyjaciele
- J.Chmielewska Slepe szczescie
- J.Chmielewska Skarby
- Chmielewska Joanna Lesio (www.ksiazki4u.prv.pl)
- Chmielewska Joanna Florencja Corka Diabla (www.ksi
- Chmielewska Joanna Nawiedzony Dom (www.ksiazki4u.p
- Chmielewska Joanna Krowa Niebianska (www.ksiazki4u
- Chmielewska Joanna Dwie glowy i jedna noga (2)
- Ahern Jerry Krucjata 8 Koniec jest bliski (SCAN dal 11 (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdy przyzwoity mąż za część wy-113granej kupiłby coś dla żony, pierścionek albo kolczyki, ale przecież nie to skąpiradło!I samochodu, rzecz jasna, pilnują i mu tam strażnicy kasynowi, jak ci biedni złodziejemają sobie dać radę? Ale przecież Kowalczyk nie będzie codziennie wracał ze wstrzą-sem mózgu, więc może najbliższej nocy.Umówiony serwis do bramy przyjechał i niczego nie naprawił, ponieważ wykąpanypilot nadal nie działał.Nie mieli ze sobą jakichś tajemniczych przyrządów, które po-zwoliłyby im od razu trafić na właściwą częstotliwość, spodziewali się bowiem, że klientsprawnego pilota posiada.Odłączyli wszystko, owszem, przechodząc na otwieranieręczne, które, jak się okazało, wymagało sił nadludzkich i jakoś nie bardzo wyszło.Nie wiedzieli o utraconym przez Justynkę guziczku z tworzywa sztucznego, którypod wpływem nacisku i tarcia częściowo się roztopił i zespolił z żelazem na mur,uzgodnili zatem z panią domu drugi termin, może jeszcze dzisiaj pod wieczór, a możejutro rano.Pani domu na wielki pośpiech zbytnio nie nalegała, a komunikatu, że za-pewne trzeba będzie zmienić całe to stare urządzenie na młodsze, nowocześniejsze, dowiadomości nie przyjęła.* * *Zwiadkiem tych wszystkich wysiłków Justynka już nie była, ponieważ wyszła z do-mu.Wynurzywszy się z wąskiej uliczki osiedlowej na szerszą ulicę, po której jezdził au-tobus, z wielkim zainteresowaniem rozejrzała się dookoła.Gdzieś tu miał czekać na nią jej wczorajszy rozmówca.Nie miała pojęcia, jak wy-gląda, ale wyobrażała sobie, że powinien rzucać się w oczy.Siedzieć jakoś wyraznie naczymkolwiek, spacerować nerwowo, spoglądać w kierunku domu wuja.W każdymrazie był płci męskiej.No i czekał.Widząc nadchodzącą Justynkę, Konrad pośpiesznie wysiadł z samochodu, któryprzed minutą zaparkował na skraju chodnika. Cześć powiedział. To ja jestem od tego telefonu.Konrad Grzesicki.Wsiadaj,podrzucę cię tam, dokąd idziesz.Wypowiedz wydała się Justynce zupełnie naturalna.Zanim uprzytomniła sobie, żechłopak jest nader przystojny, zdążyła ucieszyć się perspektywą rozmowy w samocho-dzie.O wiele wygodniej niż na ulicy, ponadto szybciej dojedzie na wydział i będą mieliwięcej czasu. Cześć, Justyna Tarniak odparła i wsiadła, mgliście czując, że wsiada poniekądurzędowo.Od wczoraj Konrad zdążył uporządkować sobie obowiązki służbowe i życzenia pry-watne i już wiedział, jak je ze sobą pogodzić.Z miejsca zaczął od kota.114Justynce kot pasował.Bardzo rzeczowo opisała charakter Pucusia i wynikającez niego papierowe komplikacje, po czym ją nieco zastopowało.Nie miała chęci przy-znawać się do wścibskiego zainteresowania poczynaniami ciotki. Prawdę mówiąc dołożyła niepewnie każdy w tym domu zapisuje coś niebardzo dokładnie, ja też, i potem nie wiadomo, co do kogo należy Oczywiście tych nu-merów nikt już pózniej nie pamięta.Ale teraz przynajmniej wiem, że to nie moje.Konrad zdołał już nieco poznać Malwinę, poza tym wiedział o jej ponownej wizyciew firmie i zagubieniu numerów telefonicznych.Nie miał wątpliwości, że rozsiała je pocałym domu i próby uporządkowania tego bałaganu cyfrowego wydały mu się zupełnieprawdopodobne.W osobowość Pucusia uwierzył w pełni.Teraz chciał tylko zaintere-sować Justynkę sobą i znalezć pretekst do następnego spotkania.Węszył w niej dziew-czynę raczej oporną. Winien ci jestem wyjaśnienie rzekł, nie kryjąc zakłopotania. Rozumiem, żesię zastanawiasz, skoro nie twoje, to czyje.? Wcale się nie zastanawiam przerwała mu Justynka posępnie. Zgaduję beztrudu.Co to za firma? Ta wasza? Ochroniarska.I nie jest wskazane rozgłaszać po mieście nasze nazwiska i adresy.Różni tacy nas nie lubią.Wczoraj popełniłem lekkomyślność, nie należało mówić praw-dy, powinienem był powiedzieć, że nazywam się, na przykład, Adam Kowalski, i od razusprawdzić, kto dzwoni i dlaczego.Ale.Jak by tu powiedzieć. Ale z rodziną Wolskich już mieliście do czynienia i wiedziałeś, że ja jestem nie-szkodliwa? No, powiedzmy.Coś w tym rodzaju.Justynka uprzytomniła sobie nagle, że stoją pod uniwersytetem i ona już musi lecieć,bo spózni się na wykład.Tymczasem nadal właściwie nic nie wie i nie rozumie oso-bliwych wybryków ciotki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]