Podobne
- Strona startowa
- Chmielowski Benedykt Nowe Ateny
- Trollope Joanna Najlepsi przyjaciele
- J.Chmielewska Slepe szczescie
- J.Chmielewska Skarby
- Chmielewska Joanna Lesio (www.ksiazki4u.prv.pl)
- Chmielewska Joanna Florencja Corka Diabla (www.ksi
- Chmielewska Joanna Nawiedzony Dom (www.ksiazki4u.p
- Chmielewska Joanna Krowa Niebianska (www.ksiazki4u
- Chmielewska Joanna Dwie glowy i jedna noga (2)
- Jordan Robert Oko swiata cz 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie dość, że myślał, to jeszcze miał oczy w głowie.— Toteż właśnie — rzekł następnie.— Gapił się jak chora krowa i nic więcej nie widział.Mnie się zdaje, że miała wspólnika albo co.Kto inny wziął towar i może też przyleciał.A ona tylko te walizki.— Przez głośnik o innych nie pyskowali.— No to co? Podręczny wziął, a resztę mógł oddać wcześniej i już go zaptaszkowali.I nas też stary skołował, tylko ta dziwka i ta dziwka.Patrzyłeś, czy kto inny nie ma zielonej torby?— Nie.Nie było czasu.— No więc właśnie.Z przyjemnością upewniłabym ich, że oczywiście, pomysł jest słuszny, zieloną torbę miał gruby, zezowaty facet.Albo młoda panienka w wieku szkolnym z warkoczem do pasa.Albo rudy i piegowaty chłopak, wzrostu metr dziewięćdziesiąt.Nie miałam jak, chyba telepatycznie…— A jak zostało, to nie nasza sprawa — stwierdził stanowczo Lawina.— I mogło zostać, człowiesiu, parę kilo proszku to ryzykowny interes, przez lotniska się bali i promem mogli sobie zaplanować.I z siódemką, trzy pięć siedem w kółko.— Siódemkę grają.— Wszystko grają.Po dychu…— No dobra.Znaczy co, niech czatują w Warszawie?— A niech.Na zawsze tu chyba nie przyjechała, wróci, to ją dopadną i powie, co z tym zrobiła…Myśl, że nie planują natychmiastowego ukręcenia mi łba, była zdecydowanie pocieszająca.Szansa realizacji któregoś programu istniała, trzeciego najlepiej, oddać im torbę i podstępnie wykończyć całą szajkę…Zamyśliłam się i zapomniałam, co gram.Christina Ranger wygrała swobodnie, druga przyszła czwórka, trzeciego miejsca nie uchwyciłam, siódemka albo ósemka.Poczekałam, aż zaświeciła tablica, ósemka! W pamięci błąkała mi się jakaś myśl o siódemce, cholera, grałam siódemkę…? Dlaczego, zgłupiałam chyba, przecież to ósemka wychodziła na trzecie miejsce! I co z tą czwórką, mam czwórkę…?Obejrzałam bilety i nie uwierzyłam własnym oczom.Jak byk widniało na nich 5—4—8.Trafiłam fuksowego tiersa, pojedynczymi końmi, w jedną stronę! Nie do wiary!!!Faceci, narkotyki, szajki i rozmaite niebezpieczeństwa wyleciały mi z głowy z furkotem.W upojeniu patrzyłam to na bilet, to na tablicę i czekałam ogłoszenia wypłaty.Żaden z tych trzech koni nie był ostro grany, powinni zapłacić przyzwoicie…Głośnik zachrypiał, a równocześnie na tablicy zapaliły się cyfry, 27.220 koron.Rany boskie, prawie cztery tysiące dolarów!Mignęło mi w głowie, że na wyścigi powinnam chodzić wyłącznie w postaci Murzynki, zakłębiły się problemy, jakie będę miała z tym w Polsce, gdzie mnie wszyscy znają, po czym u ramion urosły mi skrzydła.Co mi tam głupie szajki! Bez najmniejszych trudności zrobię z nich balona, podsunę myśl, na którą sami może by nie wpadli!Diabeł mnie podkusił niewątpliwie.Specjalnie postarałam się podejść z biletem do kasy tuż przed nimi.Wdzięcznie przyjęłam gratulacje kasjera, wyłapałam zawistne spojrzenie i z życzliwym uśmiechem na prawie czarnej twarzy wysłuchałam uwagi o afrykańskiej małpie, która ma ślepy fart.Proszę bardzo, za te pieniądze mogę być afrykańską małpą, zawsze to lepsze niż głupia raszpla.— Chłopcy — powiedziałam po angielsku z pięknym akcentem, który w każdym języku stanowił moją mocną stronę.— Słówko do szefa.Dama zabrała torbę przypadkiem i przez pomyłkę, nie ma pojęcia o zawartości i prawdopodobnie będzie chciała ją zwrócić.Nie należy jej płoszyć, niech wraca i oddaje.Ma ją w Warszawie.Patrzyli na mnie wzrokiem najdoskonalej tępym.Gęby mieli otwarte, ale głos im z wnętrza nie wychodził.— Ona się nazywa Chmielewska — dołożyłam, wymawiając własne nazwisko z szalonym wysiłkiem i wymyślnie zniekształcone.— Nikt tamtejszy nie powinien się przed nią ujawniać, lepiej, żeby poczekał na nią ktoś stąd, może jeden z was.Przyjdzie do tej samej przechowalni bagażu, z której wzięła towar.Porozumcie się z bosem.Odblokowało ich i zdołali zamknąć usta.— Skąd wiesz? — spytał śmiertelnie spłoszony i zdezorientowany Patyk.— Co cię obchodzi? Może ją znam osobiście? Może działa jakaś kontrola? Może ktoś to stwierdził szczęśliwym przypadkiem? Nie wasza sprawa, a za trzy dni ona z tym pójdzie na dworzec.Koniec informacji.— Hej, ty! — wrzasnął za mną Lawina, bo od razu zaczęłam się oddalać.— Od kogo wiadomość?— Od tego, kto pilnował w Warszawie — odparłam przez ramię.— I nie znamy się wcale.Zostawiłam ich, ciągle nieco otumanionych i postarałam się zniknąć z horyzontu, wykorzystując w tym celu restaurację.Przyszło mi na myśl, że wprowadziłam w łono szajki nieco zamieszania, ale tajemnicza kontrola, moim zdaniem, była w pełni możliwa.Zbyt duże pieniądze wchodziły w grę, żeby nie pilnował ich ktoś nie ujawniony, o kim nawet szef mógł nie wiedzieć.Promienny nastrój dotrwał we mnie do końca wyścigów, miałam jednakże dość rozumu, żeby wyjść po ostatniej gonitwie przez wielką, damską toaletę na dole.Weszłam do niej jako Murzynka, opuściłam przybytek w charakterze Europejki, twarz i ręce umyłam, zmieniłam rajstopy, własne włosy zaczesałam na czoło, w ostatniej chwili zorientowałam się, że zostały mi jeszcze czarne uszy, naprawiłam pomyłkę.Nabyty przez Pawła płaszcz odwróciłam na lewą stronę, kraciastą podszewką do wierzchu, wyglądało to trochę dziwnie, ale już było ciemno i dziwność nie rzucała się w oczy.Przeszłam w tłumie, dostrzegłam wpatrzonego w wychodzących Patyka, Lawina prawdopodobnie czatował przy drugim wyjściu.Z daleka dojrzałam w umówionym miejscu białe volvo Pawła, wsiadłam bez pośpiechu i wyjaśniłam przyczynę przemiany.— Wariatka — powiedział ze zgrozą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]