Podobne
- Strona startowa
- Cameron Christian Tyran 1 Tyran
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- Cortazar Julio Gra w klasy
- Linux Complete Command Reference
- FrontPage 2002 Praktyczne projekty
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ciągu ostatniej godziny telefon dzwonił dwukrotnie; raz była pomyłka, za drugim razem otrzymał zaproszenie na obiad od pewnej damy z towarzystwa, której szczerze nie cierpiał, a która wykazywała niezmordowany upór.- Halo! - warknął do słuchawki.W odpowiedzi usłyszał kobiecy głos, miękki i pieszczotliwy głos z odcieniem cudzoziemskiego akcentu.- Czy to ty, kochanie?- Eee.nie wiem - powiedział pan Eastwood ostrożnie.- Kto mówi?- To ja, Carmen.Słuchaj, kochany, ścigają mnie.Jestem w niebezpieczeństwie.Musisz natychmiast przyjść.To sprawa życia i śmierci.- Przepraszam - powiedział grzecznie pan Eastwood - ale obawiam się, że połączono panią z niewłaściwym numerem.Przerwała, nim zdążył dokończyć zdanie.- Madre de Dios! Nadchodzą! Jeśli dowiedzą się, co robię, zabiją mnie.Nie zrób mi zawodu.Przyjdź natychmiast.Zginę, jeśli nie przyjdziesz.320 Kirk Street.Hasło brzmi: „Ogórek”.Szsz.Usłyszał lekki trzask, gdy odwieszała słuchawkę na widełki.- Patrzcie, patrzcie - powiedział Anthony Eastwood wielce zaskoczony.- Nie do wiary!Wziął słoiczek z tytoniem i zaczął bardzo starannie nabijać fajkę.Przypuszczam, zamyślił się, że był to jakiś bardzo dziwny refleks mej podświadomości.Nie mogła przecież powiedzieć „ogórek”.Cała sprawa wygląda niezwykle.Czy ona naprawdę powiedziała „ogórek”?Niezdecydowany, przechadzał się tam i z powrotem po pokoju.320 Kirk Street.O co tu chodzi? Dziewczyna spodziewa się, że przyjdzie ktoś inny.Szkoda, że jej tego nie wyjaśniłem.320 Kirk Street.Hasło „ogórek”.och, niemożliwe, absurdalne, przywidzenie zmęczonego umysłu.Wrogim spojrzeniem obrzucił maszynę do pisania.- No i jaki z ciebie pożytek, co? Gapiłem się na ciebie przez cały poranek i co mi z tego przyszło?Pisarz powinien czerpać intrygi z życia.Z życia, rozumiesz? Właśnie dlatego wychodzę!Bez namysłu założył kapelusz, objął czułym spojrzeniem swą bezcenną kolekcję starych emalii i wyszedł z mieszkania.Kirk Street, jak większość londyńczyków wie, jest długą, chaotycznie zabudowaną ulicą, przy której mieszczą się głównie sklepy antykwaryczne, gdzie sprzedaje się podrabiane przedmioty rozmaitego autoramentu po zupełnie fantastycznych cenach.Są tu sklepy ze starym mosiądzem i szkłem, jak również podupadające sklepiki, które oferują towar z drugiej ręki.Pod numerem trzysta dwudziestym znajdował się sklep ze starym szkłem.Pełno tu było różnych szklanych naczyń.Anthony, idąc środkowym pasażem, musiał poruszać się z niezwykłą ostrożnością, mając po obu stronach kieliszki do wina i kandelabry, nad głową zaś kołyszące się połyskliwie żyrandole.W głębi sklepu siedziała stara kobieta.Miała wąsik, którego mogłoby jej pozazdrościć wielu nastolatków, i wojowniczy wygląd.Spojrzała na Anthony'ego i odezwała się zaczepnym tonem:- Słucham?Anthony należał do młodych ludzi, których łatwo było wprawić w zakłopotanie.Od razu więc zapytał o cenę kieliszków do białego wina.- Czterdzieści pięć szylingów za pół tuzina.- Ach, tak - odparł Anthony.- Dość ładne, prawda? A ile kosztują te?- Bardzo piękne, stary Waterford.Oddam panu parę za osiemnaście gwinei.Pan Eastwood czuł, że wpadł w kłopoty.Za chwilę będzie zmuszony coś kupić, zahipnotyzowany groźnym spojrzeniem starej kobiety.A jednak nie potrafił się przemóc i po prostu wyjść ze sklepu.- Jaka jest cena tego żyrandola? - zapytał.- Trzydzieści pięć gwinei.- Och! - westchnął z żalem pan Eastwood.- To przerasta moje możliwości.- Czego właściwie pan szuka? - spytała stara kobieta.- Prezentu ślubnego?- Tak - skwapliwie podchwycił Anthony.- Ale im bardzo trudno dogodzić.- Aha - mruknęła kobieta, po czym wstała, przybierając zdecydowaną minę.- Ładne stare szkło przyda się każdemu.Mam tu kilka starych karafek, a tu mały komplet do likieru, w sam raz odpowiedni dla panny młodej.Przez następne dziesięć minut Anthony przechodził katusze.Sprzedawczyni trzymała go mocno w garści.Wszystkie szklane dzieła sztuki, jakie tylko można sobie wyobrazić, zostały ukazane jego oczom.Był w rozpaczy.- Piękny, piękny - pochwalił zdawkowo, odstawiając ozdobny puchar, kolejną rzecz, na której zmuszony był zatrzymać wzrok, po czym zagadnął pospiesznie: - Czy jest tutaj telefon?- Nie ma.Można zadzwonić z poczty, z naprzeciwka.A więc, na co pan się decyduje? Puchar czy te piękne stare szklanice?Subtelna kobieca umiejętność opuszczenia sklepu bez dokonania jakiegokolwiek zakupu była Anthony'emu zupełnie obca.- Wolę ten komplet do likieru - powiedział z rezygnacją.Zestaw do likieru wyglądał najmniej okazale.Przerażała go myśl, że wyląduje z żyrandolem.Z sercem pełnym goryczy zapłacił.Kiedy stara kobieta zajmowała się pakowaniem, zebrał się wreszcie na odwagę.Co najwyżej sprzedawczyni uzna go za dziwaka.A właściwie, jakie to ma znaczenie, co ona sobie pomyśli?- Ogórek - powiedział wyraźnie i dobitnie.Starucha raptownie przerwała pakowanie.- Coś pan powiedział?- Nic - rzucił pospiesznie.- Och, myślałam, że pan powiedział „ogórek”.- To prawda.- Podjął wyzwanie.- No tak - westchnęła stara kobieta.- Dlaczego nie powiedział pan tego od razu? Tracę tylko czas.Tymi drzwiami na górę.Czeka na pana.Jak we śnie Anthony przeszedł wskazane drzwi i wspiął się po wyjątkowo obskurnych schodkach.Na górze zastał uchylone drzwi.Przez szparę widać było wnętrze niewielkiego salonu.Na krześle, ze wzrokiem utkwionym w drzwiach i z wyrazem gorączkowego wyczekiwania na twarzy, siedziała dziewczyna.Co za dziewczyna! Jej cera miała odcień bladej kości słoniowej, kolor, który Anthony tak często opisywał.A jej oczy! Co za oczy! Nie wyglądała na Angielkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]