Podobne
- Strona startowa
- Cameron Christian Tyran 1 Tyran
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- BRANDYS Kazimierz Matka krolow
- Masterton Graham Zwierciadlo piekiel
- Ziemkiewicz Rafał Czerwone dywany odmierzony krok
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- blueday.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie widać było, aby na panu Wetherby zrobiło to wrażenie.Powiedział: „ach” i odwrócił się, żeby powiesić płaszcz.Deirdre wyjaśniła:— Przyszedł spytać o panią McGinty.Pan Wetherby pozostał przez sekundę nieruchomy, po czym dokończył umieszczanie płaszcza na kołku.— To mi się wydaje dosyć niezwykłe — powiedział.— Ta kobieta poniosła śmierć kilka miesięcy temu i mimo że tu pracowała, nic nie wiemy o niej ani o jej rodzinie.Gdybyśmy coś wiedzieli, już byśmy to powiedzieli policji.Ton jego głosu zniechęcał do dalszych pytań.Spojrzał na zegarek.— Spodziewam się, że lunch będzie gotowy za kwadrans.— Obawiam się, że dziś może się trochę spóźnić.Brwi pana Wetherby’ego znowu się uniosły.— Doprawdy? Czy wolno spytać dlaczego?— Frieda była dosyć zajęta.— Moja droga, nie znoszę ci o tym przypominać, ale obowiązek prowadzenia domu spoczywa na tobie.Byłbym wdzięczny za więcej punktualności.Poirot otworzył drzwi sam wyszedł.Obejrzał się przez ramię.W spojrzeniu, jakim pan Wetherby obdarzył przyrodnią córkę, była chłodna niechęć.A w oczach, które mu odpowiedziały, coś podobnego do nienawiści.Rozdział dziesiątyTrzecią swoją wizytę Poirot złożył po lunchu, na który złożyły się: niedogotowany wołowy ogon, wodniste ziemniaki i coś, co według optymistycznych oczekiwań Maureen miało być naleśnikami.Były bardzo dziwne.Poirot powoli wchodził na wzgórze.Wkrótce, kierując się na prawo, miał zajść do Szczodrzeńców, dwóch domków połączonych w jeden i przebudowanych w nowoczesnym stylu.Mieszkali tu pani Upward i ten obiecujący młody dramaturg, Robin Upward.Kiedy Poirot zatrzymał się na chwilę przed furtką, żeby musnąć ręką wąsy, dostał w policzek ogryzkiem jabłka ci—śniętym z siłą z mijającego go właśnie samochodu.Zaskoczony Poirot wydał okrzyk protestu.Samochód zatrzymał się i zza szyby wyjrzała czyjaś głowa.— Bardzo przepraszam.Uderzyłam pana?Poirot zamilkł w pół słowa.Popatrzył na tę raczej szlachetną twarz, masywne czoło i nieporządne pukle siwych włosów i coś poruszyło struny jego pamięci.Wydatną pomocą okazał się również ogryzek jabłka.— Ależ tak! — to pani Oliver!Była to rzeczywiście sławna autorka powieści kryminalnych.Wołając: „Ależ to pan Poirot!” — autorka próbowała wydostać się z wozu.Samochód był mały, a pani Oliver duża.Poirot pospieszył jej z pomocą.Mrucząc tonem wyjaśnienia: „Zesztywniałam po tej długiej jeździe”, pani Oliver nagle znalazła się na drodze sposobem przypominającym raczej erupcję wulkanu.Znalazły się również na drodze i wesoło potoczyły ze wzgórza wielkie ilości jabłek.— Torba pękła — wyjaśniła pani Oliver.Strąciła z obfitego biustu zabłąkane resztki nie dojedzonego jabłka i otrząsnęła się niemal jak spaniel.Ostatnie jabłko schowane w zakamarkach jej postaci dołączyło do braci i sióstr.— Szkoda, że torba pękła — powiedziała pani Oliver.— To były koksy.Ale mam nadzieję, że tu na wsi będzie mnóstwo jabłek.A może nie? Może je wszystkie wywożą? Nic mogę się nadziwić, co to się ostatnio wyprawia.Ale jakże się pan miewa, monsieur Poirot? Chyba pan tu nie mieszka? Nie, na pewno nie.Więc przypuszczam, że idzie o morderstwo? Mam nadzieję, że nie zamordowano mojej gospodyni?— Kto jest pani gospodynią?— To tu — powiedziała pani Oliver wskazując głową.— To znaczy, jeżeli to jest dom zwany Szczodrzeńcami, w połowie wzgórza na lewo, kiedy się minie kościół.Tak, to musi być on.Jaka ona jest?— Nie zna jej pani?— Nie, przyjeżdżam, że tak powiem, w sprawach zawodowych.Jedna z moich książek jest adaptowana na scenę… przez Robina Upwarda.Mamy jakoby zabrać się do niej razem.— Życzę pani miłej pracy, madame.— Ach, to wcale nie jest miłe — powiedziała pani Oliver.— Jak dotąd to sama udręka.Sama nie wiem, dlaczego w ogóle przystałam na tę adaptację.Książki mi przynoszą zupełnie dosyć pieniędzy… to znaczy, ci krwiopijcy większość zabierają i gdybym więcej zarabiała, zabieraliby jeszcze więcej, więc się nie wysilam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]