Podobne
- Strona startowa
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- Gail Z. Martin Polegli królowie 01 Zaprzysiężeni
- Maurice Druon Krol z zelaza krolowie przeklec (3)
- Jan III Sobieski Listy do Królowej Marysienki
- Vinge Joan D Krolowa Zimy (SCAN dal 992)
- Abercrombie Joe Ostateczny argument krolow (CzP)
- Maurice Druon Krol z zelaza krolowie przeklec
- Fermenty t. 1 i 2 Reymont W
- Fowles John Mag
- Tołstoj Lew Anna Karenina
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- bezpauliny.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raptem wyrwał się jej.Zobaczyła przybladłą twarz o złej, skróconej wardze: - Tylko spokojnie - syknął.Przystanęła, kręciło jej się w głowie, Staś nie spuszczał z niej oczu.Znów był zdziwiony, współczujący.“Ja, niżej podpisana Łucja Król, zamieszkała przy ulicy Solec w Warszawie, zwracam się z prośbą do Obywatela Prezydenta w sprawie syna mojego, Klemensa, siedzącego w więzieniu.Wina jego jest mi nieznaną.W prokuraturze dali odpowiedź, że śledztwo nie zamknięte.Nie wiem, gdzie on obecnie przebywa.Matki o tym nie zawiadomiono.Podaję do wiadomości Pana Prezydenta, że syn mój należy do partii.Siedział na gestapo i w Majdanku.Po wojnie dzielił na wsi ziemię, potem był w szkole partyjnej w Łodzi.Prócz niego mam trzech.Dwóch starszych pracuje w fabryce.Trzeci, najmłodszy, chodzi do gimnazjum.Przeszłam w życiu niejedno, żeby ich wychować, i wiem, co to jest bieda.Podobno prostym ludziom ma się teraz polepszyć.Więc czemu spotkała mnie krzywda.W przekonaniu moim syn mój został oskarżony niewinnie.Nic złego nie mógł uczynić.Zwracam się do Obywatela Prezydenta, by przez pamięć swej matki, pewnie już nieżyjącej, wejrzał w nasze zmartwienie i wyjaśnił tę niesprawiedliwość.Na okoliczność tyczącą się syna mego, Klemensa, dać może świadectwo poseł Wiktor Lewen, także członek partii.Łucja Król.”- Nie - odpowiedział Lewen - nie wniosę do tej sprawy nic nowego.O jego kontaktach nic mi nie wiadomo.Pracował z Kogutem.Chcecie wiedzieć, co myślę? Myślę, czy aresztując go postąpiliście słusznie.Towarzysz z teczką siedział na krześle przysuniętym do redakcyjnego biurka.Miał jasne brwi.Schludny, młodzieńczy i trochę bezbarwny.- Pozwólcie zauważyć, że na ogół nie aresztujemy bez podstaw.- Pozwólcie mnie z kolei zauważyć - odparł Lewen - że podstawy bywają czasem nie wystarczające.Przypadkiem jestem prawnikiem.Wiem, z jakich materiałów korzysta się w śledztwie.Ktoś mógł go wplątać w oskarżenie.- Tego nie wykluczamy - przerwał cicho jego rozmówca.Zastanowił się, obserwując z namysłem swoje dłonie o chudych palcach, złożone na skórzanej teczce.- Bierzemy pod uwagę wszelkie możliwości.Tego samego oczekujemy od was, towarzyszu Lewen.Twierdzicie, że ktoś go mógł wplątać.Zgoda.To znaczy, że nie wyłączacie dalszych możliwości.Mógł w czasie okupacji utrzymywać kontakty, których znaczenia sobie nie uświadamiał.Przynajmniej w początkowym okresie.Lewen milczy.Towarzysz z teczką przypatruje mu się.W ciemnym, nieco za ciasnym garniturze wygląda jak skromny wikary.- Tylko o to nam chodzi - dorzucił.- O co? - zawołał Lewen.- Wasze podejrzenia mogłyby dotyczyć każdego.Równie dobrze - chciał powiedzieć “równie dobrze jego jak i mnie”; powiedział jednak: - równie dobrze iksa jak igreka.Stawiacie rzecz na głowie.Nie można ludzi oskarżać o to, co mogłoby się zdarzyć.Obowiązuje odpowiedzialność za czyny.- Praktyka uczy - odrzekł młody urzędnik - że nie każdemu wszystko mogłoby się zdarzyć.Każdy posiada swoje możliwości.I w tym zakresie możliwość na ogół staje się faktem, towarzyszu Lewen.A za fakty obowiązuje odpowiedzialność.Tak uczy praktyka, towarzyszu Lewen.Lewen uśmiechnął się.- Zawsze istnieją dwie praktyki - mówi wstając zza biurka.- Jedna, która wynika z doświadczeń, i druga, którą się stwarza.Wstał.Stoi oparty o biurko.Zdawało mu się, że podkreśla w ten sposób swoją niezależność i lojalną, niczym nie przymuszoną wolę.Urzędnik przez chwilę obserwuje krępego mężczyznę o ciężkiej szpakowatej głowie, który szerokim uśmiechem zaprasza go do wyjścia.- Więc na razie dziękuję, towarzyszu Lewen.To “na razie” Lewen słyszy już nie pierwszy raz.W Komisji Kontroli postawiono mu szereg pytań, dotyczących politycznego układu sił podczas okupacji.Udzielał wyjaśnień starszej, siwowłosej kobiecie.Obok siedział człowiek w okularach, z ręką zwiniętą przy uchu.Odzywał się rzadko, przez cały czas jednak Lewen oczekiwał, że właśnie on powie mu coś szczególnie doniosłego.Nie nastąpiło to.Śledził notującą rękę towarzyszki.Przypuszczenie co do podwójnych kontaktów utrzymywanych przez Klemensa Króla uznał za pozbawione podstaw.- Czy nie przypominacie sobie ludzi,którzy u niego bywali, albo drobnych okoliczności, które mogłyby się wydać podejrzane? - Nie, nie przypominał sobie.Głuchawy towarzysz kiwnął głową, ukazując niespodziewanie dużo białych wystających zębów; sprawiał wrażenie głęboko przekonanego.Przed wyjściem Lewena zapytał: - No a mnie? Mnie też sobie nie przypominacie? - Czekał na odpowiedź z lewą ręką przy uchu, znacząco i wesoło wskazując na siebie palcem prawej: - Lwów, Lwów! Zebranie w “Sztandarze”, kwiecień 1941! Przemawialiście wtedy, siedziałem po prawej stronie przy oknie.- Mówił niewprawnie, zacinając się trochę.Lewen zapanował nad drgnieniem oczu.Pamiętał dobrze to zebranie lwowskie, na którym składał samokrytyczną ocenę swojej postawy w sprawie Buchnera.Nazywał ją “sprawą Buchnera”.Uznał - prywatnie i publicznie - istnienie tego człowieka w swoim życiu, mimo iż nigdy go nie spotkał.Aktem swej lwowskiej samokrytyki wystawił na to rewers.Stał się dłużnikiem każdego z obecnych, każdy miał odtąd prawo w stosownym czasie zażądać, aby się powtórnie wyliczył ze “sprawy Buchnera”.Nie czuł się winny; ponosił odpowiedzialność
[ Pobierz całość w formacie PDF ]