Podobne
- Strona startowa
- Abercrombie Joe Pierwsze prawo 03 Ostateczny argument królów
- Gail Z. Martin Polegli królowie 01 Zaprzysiężeni
- Jan III Sobieski Listy do Królowej Marysienki
- Vinge Joan D Krolowa Zimy (SCAN dal 992)
- Abercrombie Joe Ostateczny argument krolow (CzP)
- Christie Agatha Noc w bibliotece
- Bernard Cornwell Wojny Wikingów 2 Zwiastun Burzy
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 1 Wyprawa
- UTILSVR8
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia (S
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mieszaniec.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Albizzi, znam to nazwisko - przerwał d'Artois.- Ach! Ależ tak, to dostawca królowej Izabeli.- Widzicie więc, Szlachetny Panie.Udasz się do Albizziego i tam z jego pomocą dotrzesz do Westmoutiers, aby doręczyć królowej, ale tylko jej osobiście, list, który Dostojny Pan napisze.Za chwilę wyjaśnię dokładniej, co masz robić.- Wolałbym podyktować - rzekł d'Artois - lepiej władam oszczepem niż waszym diabelskim gęsim piórem.Tolomei pomyślał: „Chłopisko na dodatek nieufne.Nie chce pozostawić śladów".- Jak wolicie, Dostojny Panie.Słucham was.I sam napisał pod dyktando następujący list:Miłościwa Pani!Sprawy, któreśmy odgadli, zostały sprawdzone i są jeszcze bardziej haniebne, niż można było sądzić.Znam osoby i tak je sprawnie wykryłem, że o ile się pospieszymy, nie zdołają nam umknąć.Lecz tylko Wy sama jesteście dostatecznie władna wypełnić to, na co liczymy, i Waszymprzyjazdem położyć kres bezeceństwu, które wielce plami honor Waszych krewniaków.Pragnę nade wszystko służyć Wam ciałem i duszą.- A podpis, Dostojny Panie? - spytał Tolomei.- Oto on - odparł d'Artois, wyjmując z trzosu ogromny srebrny pierścień, który podał młodemu człowiekowi.Na kciuku miał taki sam, ale złoty.- Oddasz to Pani Izabeli, będzie wiedziała.Ale czy jesteś pewien, trubadurze, że zaraz po przyjeździe uzyskasz audiencję.- Ba! Dostojny Panie - rzekł Tolomei - nie jesteśmy tak źle uplasowani przy dworze angielskim.Kiedy w ubiegłym roku król Edward wraz z Panią Izabelą przybył do Francji, pożyczył on w naszych kompaniach dwadzieścia tysięcy liwrów, na które wszyscy złożyliśmy się, a których nam jeszcze nie zwrócił.- On też? - zawołał d'Artois.- Przy sposobności, bankierze, a ta.pierwsza rzecz, o którą was prosiłem?- Ach! Nigdy nie mogę wam się oprzeć, Szlachetny Panie - westchnął Tolomei.Podszedł do kufra, wyjął worek, oddał go d'Artois i dorzucił:- Pięćset liwrów.Wszystko, co mogę.Zaznaczymy to na waszym koncie, ale wraz z kosztami podróży waszego posłańca.- Ach! bankierze, bankierze! - wykrzyknął d'Artois z radosnym uśmiechem, który rozjaśnił mu twarz.- Tyś prawdziwy przyjaciel! Kiedy odzyskam ojcowskie hrabstwo, zrobię cię moim skarbnikiem.- Liczę na to, Dostojny Panie - powiedział tamten z ukłonem.- A jeżeli nie, zabiorę ciebie ze sobą do piekła, żebyś mnie wkupił w łaski diabła.I olbrzym wyszedł, ledwie mieszcząc się w drzwiach i podrzucając jak piłkę na dłoni worek złota.- Znowu daliście mu pieniądze, wuju? - zapytał Guccio kręcąc z niezadowoleniem głową.- A przecież mówiliście.- Guccio mio, Guccio mio - odpowiedział łagodnie bankier (teraz miał szeroko otwarte i lewe oko) - zapamiętaj to na zawsze: tajemnice wielkich tego świata to procent od pieniędzy, które im pożyczamy.Dziś rano Wielebny Jan de Marigny i Dostojny Pan d'Artois wręczyli mi listy kredytowe warte więcej niż złoto, a my potrafimy je sprzedać w swoim czasie.Co zaś do złota.odzyskamy je po trosze.Zamyślił się chwilę i podjął:- Powracając z Anglii zboczysz z drogi i wstąpisz do Neauphle-le-Vieux.- Dobrze, wuju - odparł bez entuzjazmu Guccio.- Nasz tamtejszy przedstawiciel nie może odzyskać wierzytelności, którą mamy na kasztelani! Cressay.Ojciec umarł.Spadkobiercy odmawiają spłaty.Zdaje się, że nic nie mają.- A cóż można zrobić, jeśli nic nie mają?- Ba! Mają mury, mają ziemię, może mają krewnych.Niech pożyczą gdzie indziej, żeby nam oddać.Jeżeli nie mogą, zobaczysz się z prewotem w Montfort, każesz zająć, każesz sprzedać.Ja wiem, to twarde postępowanie, ale bankier musi nauczyć się być twardym.Nie ma litości dla małych klientów, inaczej nie moglibyśmy obsłużyć wielkich.O czym myślisz, figlio mio* ?- O Anglii, wuju - odparł Guccio.Powrót przez Neauphle wydał mu się pańszczyzną, ale przyjął ją bez niechęci.Cała jego ciekawość, wszystkie młodzieńcze myśli skierowały się już do Londynu.Po raz pierwszy przepłynie morze.Stanowczo, życie lombardzkiego kupca jest przyjemne i niesie cudowne niespodzianki.Jeździć, przebiegać drogi, zawozić książętom tajne pisma.Stary człowiek spoglądał na swego siostrzeńca z głęboką czułością.Guccio był jedynym umiłowaniem tego chytrego i steranego serca.- Odbędziesz piękną podróż i naprawdę ci zazdroszczę- mówił.- Mało ludzi w twoim wieku ma sposobność zwiedzić tyle krajów.Ucz się, węsz, wścibiaj nos wszędzie, patrz na wszystko, zachęcaj innych do mówienia, ale sam mów mało.Strzeż się tego, kto stawia ci kufel.Nie dawaj dziewczętom więcej pieniędzy, niż są tego warte, i pamiętaj, aby zdejmować czapkę przed procesją.A jeśli spotkasz na drodze króla, tak się zachowuj, żeby tym razem nie kosztowało mnie to konia albo słonia.- Czy to prawda, wuju - spytał Guccio z uśmiechem- że Pani Izabela jest tak piękna, jak powiadają?IIDroga do LondynuNiektórzy ludzie marzą wciąż o podróżach i przygodach tylko po to, by w oczach cudzych, a zwłaszcza swoich, uchodzić za bohaterów.Potem, gdy znajdą się w wirze wypadków i zjawia się niebezpieczeństwo, zaczynają żałować: „Co za głupstwo zrobiłem, że też musiałem koniecznie się w to pakować".Tak właśnie było w przypadku Guccia Baglioni.Niczego bardziej nie pragnął, jak poznać morze.A teraz, płynąc, dużo by dał, żeby się znaleźć gdzie indziej.Nastał czas szczególnie burzliwych przypływów i odpływów morza w okresie zrównania dnia z nocą i tego dnia nieliczne tylko statki podnosiły kotwicę.Guccio Baglioni ze sztyletem u boku i płaszczem zarzuconym na ramiona kroczył jak fanfaron po nabrzeżach Calais, aż wreszcie znalazł właściciela statku, który zgodził się zabrać go na pokład.Wyruszyli wieczorem, ale niemal zaraz po wyjściu z portu rozpętała się burza.Guccia zamknięto w małym schowku pod pokładem koło głównego masztu, „W tym miejscu najmniej kołysze" - rzekł szyper.Leżąc na desce, która miała mu służyć za posłanie, Guccio spędzał najgorszą noc w życiu.Fale waliły w statek jak rogi rozwścieczonego tryka i Guccio czuł, że wszystko kołysze się wokół.Spadł z deski na podłogę i długo szamotał się w zupełnych ciemnościach, uderzając to o drewniane kanty, to o zwoje lin stwardniałych od wody.Zdawało mu się, że kadłub zaraz się rozleci.W przerwie między dwoma nawrotami burzy słyszał, jak klaszczą żagle, a zwały wody przelewają się przez pokład.Rozważał, czy nie zmiotło załogi, czy przypadkiem sam jeden nie pozostał na opuszczonym statku, którym fala miotała w górę ku niebu, to znów rzucała w przepaść.„Na pewno umrę - mówił do siebie Guccio.- Głupio umierać w taki sposób w moim wieku.Pochłonie mnie morze.Już nigdy nie zobaczę Paryża ani Sieny, ani mojej rodziny, już nigdy nie zobaczę słońca.Gdybym choć zaczekał dzień lub dwa w Calais.Co za głupota! Ale jeżeli z tego wyjdę, na Madonnę, zostaję w Londynie, będę ładował drzewo, będę się łajdaczył, wszystko jedno co będę robił, ale nigdy moja noga nie postanie na statku".Wreszcie, klęcząc w ciemnościach, objął ramionami pal wielkiego masztu i tak uczepiony, drżący, z chorym żołądkiem, w przemoczonej odzieży, oczekiwał własnej śmierci i obiecywał wota kościołom Santa Maria delie Nevi, Santa Maria delia Scala, Santa Maria dei Servi, Santa Maria del Carmine, słowem, wszystkim kościołom, jakie znał w Sienie.O świcie burza uciszyła się.Do cna wyczerpany Guccio rozglądał się dokoła: skrzynie, żagle, płachty, kotwice i liny piętrzyły się w przerażającym nieładzie; na dnie statku, pod szparą w podłodze, chlupotała kałuża wody
[ Pobierz całość w formacie PDF ]