Podobne
- Strona startowa
- Hobb Skrytobójca 3 Wyprawa Skrytobójcy
- Tolkien J R R Drzewo i Lisc oraz Mythopoeia
- Tolkien J.R.R Rudy Dzil i Jego Pies
- Cook Glen Biala Roza
- 3.Glen Cook Biala Roza
- Novell Netware 5 Advanced Admin Instructor guide
- dołęga mostowicz tadeusz bracia dalcz i s ka tom i
- Gail Z. Martin Polegli królowie 01 Zaprzysiężeni
- radzieckiego funkcjonariusza
- Lackey Mercedes Lot Strzaly
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Migotałoi rzucało odblask na ściany korytarza ciągnącego się przed nimi.Teraz widzielijuż drogę, którą mieli przebyć.Korytarz opadał stromo, nieco dalej zarysowywałsię niski łuk sklepienia, a spod niego dobywała się jasna łuna.Powietrze niemalparzyło.Kiedy zbliżyli się do sklepienia, Gandalf wsunął się w otwarte pod nim przej-ście, dając towarzyszom znak, by czekali.Widzieli z daleka czerwony odblask,który padł na jego twarz.Czarodziej cofnął się szybko. Jakaś nowa sztuczka diabelska powiedział przygotowana na naszepowitanie, oczywiście.Ale teraz wiem, gdzie jesteśmy: przy pierwszym szybie,o jeden poziom niżej od Bramy.To Druga Hala Morii, Brama już blisko, o jakieśćwierć mili w lewo za skrętem na wschód.Przejdziemy mostem, szerokimi scho-dami pod górę, wygodną dróżką przez Pierwszą Halę i wyjdziemy z Morii!Ale spójrzcie!Zajrzeli pod sklepienie.Przed nimi ciągnęła się nowa wykuta w skałach hala,wyższa i dłuższa od tej, w której poprzednio odpoczywali.Znajdowali się u wej-ścia do jej wschodniego końca; zachodni ginął w ciemnościach.Przez środekbiegł podwójny szereg olbrzymich filarów.Wyciosano je na kształt pni potężnychdrzew, których kamienne konary podpierały strop rozgałęziając się w wypukływzór.Na gładkiej czarnej powierzchni tych pni lśnił ciemnoczerwony odblask.W podłodze tuż u stóp dwóch wspaniałych filarów ziała szeroka szczelina.Biłoz niej jaskrawe czerwone światło, a chwilami płomienie lizały jej krawędzie i pięłysię na cokoły filarów.Smugi czarnego dymu snuły się w rozprażonym powietrzu. Gdybyśmy tu doszli główną drogą przez górne hale, znalezlibyśmy sięw pułapce rzekł Gandalf. Miejmy nadzieję, że teraz ogień odgradza nasod pogoni.Chodzcie! Nie ma czasu do stracenia.Jeszcze nie skończył mówić, gdy znów rozbrzmiał nieprzyjacielski sygnał:dum.dum.Gdzieś z głębi mroków, z zachodniego końca hali buchnęły wrza-331ski, zagrały rogi.Dum.dum.Zdawało się, że filary drżą, a płomienie trzepo-czą. Prędzej, to ostatni etap wyścigu! Jeżeli słońce jeszcze nie zaszło na świecie,możemy ujść cało.Za mną!Skręcił w lewo i pędem puścił się przez gładką podłogę sali.Odległość by-ła większa, niż się z daleka wydawało.Biegli ścigani głosem bębnów i tupotemmnóstwa nóg.Usłyszeli przerazliwy okrzyk: a więc ich dostrzeżono! Szczęknęłastal.Strzała świsnęła Frodowi nad głową.Boromir roześmiał się. Tego się nie spodziewali! rzekł. Ogień odciął im drogę.Zaszliśmyod nieprzewidzianej strony. Uwaga! krzyknął Gandalf. Most przed nami.Jest niebezpieczny i wą-ski.Nagle Frodo zobaczył u swych stóp ziejącą otchłań.U krańca hali podłogaurwała się nad niezgłębioną przepaścią.Jedyną drogę do zewnętrznych drzwistanowił smukły kamienny most, bez krawężników i poręczy; wygięty w łuk,spinający dwa brzegi czeluści, mierzył około pięćdziesięciu stóp.W ten sposóbprzed wiekami krasnoludy zabezpieczyły swoją siedzibę od nieprzyjaciół, którzyby wdarli się do Pierwszej Hali i zewnętrznych korytarzy.Tu można było iść tylkopojedynczą kolumną.Na skraju mostu Gandalf zatrzymał się, drużyna skupiła sięza jego plecami. Prowadz, Gimli rzekł Czarodziej. Następni pójdą Pippin i Merry.Prosto naprzód, po schodach ku drzwiom.Kilka strzał padło między stłoczoną drużynę.Jedna trafiła Froda, ale odbi-ła się nie czyniąc mu szkody.Inna utkwiła w kapeluszu Gandalfa niby czarnepióro.Frodo obejrzał się: za szczeliną buchającą ogniem czerniał rój postaci, set-ki orków.Wymachiwali dzidami i krzywymi szablami, które błyszczały krwawow łunie pożaru.Dum.dum.grały bębny, a głos ich potężniał z każdą sekundą.Legolas naciągnął cięciwę, chociaż odległość była wielka, a jego łuk mały.Zmierzył się, lecz ręce mu opadły, strzała wyśliznęła się na ziemię.Okrzyk roz-paczy i trwogi wyrwał się z piersi Legolasa.Dwa trolle wysunęły się dzwigającolbrzymie kamienne płyty, żeby przerzucić je niby kładkę nad ogniem.Lecz nietrolle przeraziły elfa.Za nimi nadchodził ktoś inny.Nie było go widać jeszcze,majaczyła tylko pośród ogromnego cienia czarna sylwetka z kształtu podobna doludzkiej, lecz większa; siła i groza tchnęły z tego stwora i wyprzedzały go, gdzie-kolwiek szedł.Zatrzymał się nad skrajem ognistej czeluści i zaraz łuna przygasła, jakby jąchmura otuliła.potem zebrał się i skoczył nad szczeliną.płomienie strzeliły kugórze jakby na powitanie i oplotły go wieńcem.Czarny dym zawirował w po-wietrzu.Rozwiana grzywa potwora tliła się sypiąc iskrami.W prawym ręku miałsztylet wąski i ostry jak płomienny jęzor.W lewym dzierżył bicz wielorzemienny.332 Aaa! jęknął Legolas. Balrog! Balrog idzie!Gimlemu oczy omal nie wyszły z orbit. Zguba Durina! krzyknął i wypuszczając z garści topór ukrył twarzw dłoniach. Balrog! mruknął Gandalf. Teraz wszystko rozumiem. Zachwiałsię i ciężko oparł na różdżce. Biada nam! A taki już jestem zmęczony!Czarna postać w ognistej łunie pędziła ku nim.Orkowie wśród wrzaskówsypali kamienne groble przez szczelinę.Wtem Boromir podniósł swój róg do usti zagrał.Rycerskie wyzwanie zadzwięczało donośnie niby krzyk dobyty z wielupiersi wzbiło się pod strop pieczary.Na mgnienie oka orkowie cofnęli się, a pło-mienny cień przystanął.Lecz echo rogu zmilkło nagle jak ogień zdmuchniętypotężną wichurą i wróg znów ruszył naprzód. Za most! krzyknął Gandalf odzyskując energię. Uciekajcie! Z tymprzeciwnikiem żaden z was nie może się mierzyć.Ja zagrodzę wąską drogę sam.Uciekajcie!Aragorn i Boromir, jakby nie słyszeli rozkazu Czarodzieja, trwali ramie przyramieniu tuż za Gandalfem u drugiego końca mostu.Inni, już w drzwiach, zawró-cili, nie mogąc się zgodzić, by wódz samotnie stawiał czoło nieprzyjacielowi.Balrog już dosięgnął mostu.Gandalf stał teraz pośrodku wypukłego przęsła,lewą ręką wsparty na różdżce, w prawej wznosząc miecz; Glamdring lśnił zim-nym, białym światłem.Napastnik raz jeszcze przystanął twarzą w twarz z Czaro-dziejem.Cień rozpostarł się nad nim na kształt dwóch ogromnych skrzydeł.Po-twór wzniósł bicz, rzemienie świsnęły i zachrzęściły.Z nozdrzy Balroga buchnąłogień.Ale Gandalf nie drgnął nawet. Nie przejdziesz powiedział.Orkowie zastygli bez ruchu, zapadła głuchacisza. Jam jest sługa Tajemnego Ognia, władam płomieniem Anora.Nie przej-dziesz.Czarny ogień na nic ci się nie przyda, płomieniu z Udunu.Wracaj w cień!Nie przejdziesz!Balrog nie odpowiedział.Ogień jego jakby przygasł, lecz ciemności dokołajeszcze zgęstniały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]