Podobne
- Strona startowa
- IGRZYSKA MIERCI 01 Igrzyska mierci
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Collins Suzanne Igrzyska mierci 01 Igrzyska mierci
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- Huxley Aldous Nowy wspaniały Âświat
- Pratchett Terry Equal Rites
- Marzenia i Koszmary 2
- Access 2000 Księga eksperta (4)
- Addison Wesley The Lean Mindset, Ask the Right Questions (2014)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alba.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponownie dobiegł go dzwięk cichej rozmowy na progu słyszalności. Musimy przemyśleć tę kwestię. Zaczekaj! Król zrobił krok naprzód, prawie wyrywając przy tym rękę z uściskuTalwyn. Czy to jest Wojna Zniszczenia? Czy istnieje jakiś sposób, by do niej nie dopuścić? Ostateczna forma wojny zależy od decyzji podjętych na polu bitwy.Wielkie moce,ludzkie i magiczne, będą się zwalczać wzajemnie, a nie braknie im potęgi, by zniszczyćwszystko, co do tej pory znaliście.Zakończenie jest jeszcze niejasne, ale jednej rzeczy możeszbyć pewny.Wojna nadejdzie.Straszni nie prosili o pozwolenie, by odejść.Po prostu, w jednej chwili Tris doświadczałprzygniatającej mocy ciemnych kształtów za mgłą, a w następnej już znikły, a moc wraz z nimi.Talwyn pociągnęła go za rękę i ruchem głowy wskazała na Wilka Małżonka, który wyłonił się zciemności, gotów odprowadzić ich do domu.Podczas drogi nie zamienili ze sobą słowa, ażwreszcie zatrzymali się we mgle, plecami do łąki.Wilk Małżonek stał między nimi a ogniem, zanim zaś czekały ich ciała. Szacowny Małżonku zaczęła szamanka. Dziękujemy. Pokłonili się nisko oboje.Wilk Małżonek skłonił głowę, po czym zniknął, jak pognany wiatrem dym.Talwyn puściła rękęTrisa, a on poczuł, że powraca do niej energia.Zadygotał.Jego duch był z nim ponownie.Fallon i Nisim wycofali się z pozycji ubezpieczających, a mag czuł, że opadają bariery.Jair i Kiara ruszyli pośpiesznie w ich stronę, niosąc chleb i wino, by wędrowcy poczuli podstopami ziemię. Straszny przybył? Co widzieliście? Fallon była nietypowo, jak na nią, ciekawska.Tris pokiwał głową, przeżuwając kęs chleba i zwlekając z popiciem przed następnym. Tak, przyszli.Widziałem raczej cienie niż przejrzysty obraz.Legendy okazały sięprawdziwe.Są potężni.Niezwykle potężni.Przydaliby się nam w walce, o ile zdecydują sięopowiedzieć za którąś ze stron, myślę jednak, że byłoby lepiej dla wszystkich, gdyby nie brali wtym udziału. Co duch chciał od ciebie? Myślisz, że staną po stronie Margolanu? Kiara dotknęłaramienia męża, jakby chcąc się upewnić, że wrócił do żywych. Chciał mnie wybadać.Wciąż nie wiem, czy to raczej potencjalny sojusznik, czy wróg,z którym przyjdzie walczyć. Tris nie krył zmęczenia.Jair objął Talwyn, wspierając ją i próbując wyczytać z jej twarzy, jak bardzo uprawianiemagii nadwątliło jej siły. Odpowiedzieli na twoje pytania?Zanim odpowiedział, Tris spojrzał na szamankę. Ich zdaniem wojna jest nieunikniona.Ale to, jak się zakończy, zależy tylko od nas.ROZDZIAA 18 Oto, co myślę o waszym królu, tfu! Tym pomiocie dziwki! Twarz rebeliantaczęściowo zasłaniała chusta, lecz łajno, lecące w powietrzu i z głuchym pluskiem lądujące natarczy Cama, dobitnie podkreślało jego poglądy. Rozejść się do domów! Rozejść się! Cam krzyczał, ale kłębiący się przed nim tłumnie wykazywał pokojowych zamiarów.Fakt, że on sam, wraz z oddziałem Veigonnu, pomagałpołożyć kres zamieszkom, powinien dawać do myślenia, jak zle się rzeczy mają.Miasto pałacowe w Aberponte stało w płomieniach.Zaczęło się od bójki żołnierza z sympatyzującym z Separatystami mieszczaninem, apotem zamieszki rozlały się na ulice.Nie miało już znaczenia, czy pierwszy płomień wziął się taknaprawdę z potrąconej podczas utarczki lampy, czy został podłożony specjalnie.Cam, siedząc nagrzbiecie konia bojowego, obserwował gęsty dym.Jesienna noc stała się nadzwyczaj gorąca.Wszędzie na horyzoncie gorzał pomarańczowy ogień.Pożar objął przynajmniej jedną trzeciąmiasta, a choć z tyłu dochodziły okrzyki straży ogniowej, trudno było stwierdzić, czybrygadierzy zdołają powstrzymać płomienie, zanim te znów przeskoczą z dachu na dach.W odpowiedzi posypał się na niego grad kamieni.Odbijały się od zbroi i hełmu, stukałyo końską zbroję.Cam ściągnął wodze, utrzymując wierzchowca w miejscu.Jak jeden mąż, szeregzbrojnych jezdzców naparł, zmuszając tłum do odstąpienia. Rozejść się! Na rozkaz króla! Idzcie do domów, a nikomu nic się nie stanie! Niech ospa porwie ciebie i twojego króla! Idzcie do Staruchy!Buntownicy ruszyli do przodu, napędzani gniewem i piwem.Cam zdawał sobie sprawę,że rozkaz, by stłumić rozruchy, używając jak najmniej przemocy, nie na długo pozwoliopanować sytuację.Doprowadzona do skraju wytrzymałości jedna ze stron, zbyt mocnoprzyciśnie drugą i poleje się krew.%7łołnierze w pełnym rynsztunku dosiadali masywnych koni opodkutych żelazem kopytach.Gniew w czystej postaci przepełniał tłum, rozzuchwalony przezalkohol, poruszony strachem.Przed linią wojska stał szereg uzbrojonych w sklecone ręcznie piki mężczyzn, mającychza zadanie nie dopuścić tłuszczy bliżej, podczas gdy tłum obrzucał ich większymi przedmiotami,kamieniami wielkości pięści, fragmentami butelek, ostrymi skorupami porcelany.Zbroja Camaodpierała najgorsze ciosy, a mimo to porcelanowy odłamek rozciął mu policzek, a spory kamieńuderzył w przedramię na tyle silnie, że zdrętwiała mu ręka. Miecze w dłoń! Cam i pozostali woje dobyli broni.Tłum ryknął i wybiegło na nich zkrzykiem kilku mężczyzn uzbrojonych w sierpy i grabie.Zanim prowizoryczny oręż poszedł wruch, świsnęły miecze, potoczyły się ręce i głowy.Cam się skrzywił.Zabijanie mieszczan nie było tym samym, co odpieranie atakunajezdzcy.Aż do tej pory miał nadzieję, że do tego nie dojdzie.Tłum wstrzymał oddech.Uciekajcie!, zwrócił się w myślach do rozwścieczonej tłuszczy.Wykażcie się.sprytem iuciekajcie!Plaga, głód oraz strach napędzały agresję.Pospólstwo ruszyło naprzód, rzucając wwojów wszystkim, co nie było przytwierdzone do ziemi, i chwytając każdy przedmiot, którymógł posłużyć za broń.Dwóch tęgich mieszczan wyrwało rurę ze spoin i rzuciło nią z impetem wszereg żołnierzy. Bronić się! krzyknął Wilym.Ogier Cama stanął dęba na potężnych nogach, po czymzaczął młócić przednimi kopytami atakujących.Jeden z mężczyzn stracił czubek czaszki, a innipolecieli do tyłu.Rozjuszony tłum wciąż napierał.Zewsząd dochodził Cama świst mieczy i głuchy odgłosupadających ciał.Z obydwu stron płynęły przekleństwa.W pewnym momencie uczestnicyzamieszek zaczęli wspinać się na balkony i rynny, by uzyskać przewagę.Na głowy żołnierzypolała się lawina gnoju i ciężkich przedmiotów.Kątem oka Cam zauważył niewielki głaz,ciśnięty w jednego ze zbrojnych.Wojskowy spadł z konia, a przez tłum przetoczył się dzikiokrzyk radości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]