Podobne
- Strona startowa
- Delinsky Barbara Ogród marzeń
- Lewis Susan Skradzione marzenia 2
- Lewis Susan Skradzione marzenia
- Skradzione marzenia Lewis Susan
- Reichs Kathy Dzien smierci (2)
- Watson Ian Lowca Smierci
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci
- Janosch Cholonek czyli dobry Pan Bog z
- Grisham John Bractwo (3)
- Parandowski Jan Mitologia
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- lkw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Posłuchaj - powiedziałem.- Obaj wstaliśmy dzisiaj lewą nogą.Musimy się pogodzić.Chodźmy teraz do “Blondie's", zafunduję ci śniadanie.Co ty na to, Peoria? Zjesz jajka na bekonie i opowiesz mi wszystko o.- Pieprz się! - krzyknął takim głosem, że po krzyżu prze-szedł mi zimny dreszcz.- Pieprz się ze swoją kobyłą, na której jeździsz, ty szpiclu! Myślisz, że niewidomi nie potrafią poznać, gdy tacy jak ty łżą w żywe oczy? Pieprz się! I trzymaj swoje łapy z daleka ode mnie! Jesteś glistą!To było to.Nikt nie śmiał nazwać mnie glistą, a potem bezkarnie odejść, nawet ślepy gazeciarz.W jednej chwili zapomniałem o tym, że Peoria uratował mi życie, kiedy prowadziłem sprawę Mavis Weld.Wyciągnąłem rękę, żeby wyszarpnąć laskę i przyłożyć mu kilka razy w tyłek.Zanim jednak zdążyłem uczynić ruch, Peoria rzucił się w moją stronę i wyrżnął mnie końcem laski w dolne partie brzucha; w pierwszej chwili pomyślałem nawet, że niżej.Zgiąłem się wpół z bólu i mimo że z najwyższym trudem powstrzymywałem krzyk, dziękowałem losowi.Pięć centymetrów niżej i mógłbym zmienić zawód, zatrudniając się jako sopran w Pałacu Dożów.Odruchowo wyciągnąłem rękę, żeby chwycić Peorię, ale on przyrżnął mi z kolei laską w kark.Bardzo mocno.Laska się nie złamała, choć usłyszałem, jak trzaska gdzieś w środku.Doszedłem do wniosku, że powinienem jednak wyrwać mu ten kij, a potem zdrowo przyłożyć w ucho.Pokazałbym mu, kto tu jest glistą.Odwrócił się ode mnie, jakby odczytał moje myśli, i cisnął laskę na środek jezdni.- Peoria.- zacząłem.Może nie było jeszcze za późno, żeby złapać zdrowy rozsądek za poły kapoty? - Peoria, co się, do diabła, dzieje.- I nie nazywaj mnie tak! - wrzasnął dzieciak.- Nazywam się Francis! Frank! To ty zacząłeś mówić na mnie Peoria! To ty zacząłeś i teraz wszyscy tak na mnie wołają.A ja tego nie znoszę!Załzawionymi oczyma widziałem podwójnie jego sylwetkę, kiedy niepomny na ruch uliczny biegł przez jezdnię (na szczęście w tej chwili nie przejeżdżał żaden samochód) z wyciągniętymi przed siebie rękami.Pomyślałem, że potknie się o krawężnik po przeciwnej stronie i upadnie - tak naprawdę, to byłem najświęciej przekonany, iż tak się właśnie stanie - ale podejrzewam, że niewidomi mają w głowach jakieś doskonałe mapy odwzorowań topograficznych.Zwinnie niczym kozica przeskoczył krawężnik, a potem odwrócił twarz w ciemnych okularach w moją stronę.Po policzkach płynęły strumienie łez, na twarzy widniał wyraz dziwnego, pełnego szaleństwa triumfu, czarne szkła zaś jeszcze bardziej przypominały wyborowane w głowie czarne dziury.Ogromne, jakby ktoś strzelił do niego dwoma wielkokalibrowymi pociskami.- “Blondie's" nie ma, mówiłem ci! - wrzasnął.- Mama twierdzi, że właściciel zamknął interes i wyjechał z tą rudowłosą flamą, którą zatrudnił przed miesiącem.Ciesz się, ty ciulu!Odwrócił się i pobiegł Sunset w ten swój dziwaczny sposób, z wyciągniętymi przed siebie ramionami i rozcapierzonymi palcami.Po obu stronach stały grupki przechodniów, którzy obserwowali Peorię, obserwowali poniewierające się na ulicy gazety, obserwowali mnie.Odnosiłem wrażenie, że głównie obserwowali mnie.Peoria - zgoda, Francis - który dotarł już do “Derringer's Bar", odwrócił się ponownie w moją stronę i wrzasnął po raz ostatni pod moim adresem:- Pieprz się, panie Umney!Po czym odwrócił się i pobiegł przed siebie.II.Kaszel VernonaWyprostowałem się i przeszedłem ulicę.Peoria, inaczej Francis Smith, dawno już zniknął mi z oczu, a ja chciałem zostawić za sobą porozrzucane gazety.Ich widok sprawiał mi większy ból niż stłuczone krocze.Po drugiej stronie przystanąłem przed sklepem papierniczym Felta i zacząłem gapić się na wystawiony w witrynie nowy typ długopisu Parkera, jakby była to najbardziej fascynująca rzecz, jaką spotkałem w życiu (a może gapiłem się na oprawione w imitację skóry notesy o bardzo erotycznym wyglądzie?).Po upływie jakichś pięciu minut - wystarczający czas, żeby za-konotować w pamięci wszystkie wystawione w zakurzonej witrynie przedmioty - byłem w stanie bez szczególnie widocznego przechyłu na lewą burtę podjąć przerwaną wędrówkę w górę Sunset.Pod czaszką krążyły mi pytania niczym natrętne komary wokół głowy w restauracji dla zmotoryzowanych w San Pedro, gdy człowiek zapomni zabrać ze sobą lep na muchy.Większość z tych pytań potrafiłem zignorować, ale dwa nie dawały mi spokoju.Pierwsze: co wstąpiło w Peorię? I drugie: co wstąpiło we mnie? Borykałem się z tym problemem aż do chwili, gdy dotarłem do “»Blondie's«, Otwarte 24 godziny, Skosztuj Naszych Obwarzanków" na rogu Sunset i Traveraii.Tam zaczęło mnie dręczyć kolejne pytanie.Odkąd sięgałem pamięcią, “Blondie's" zawsze znajdował się na tym rogu.Pojawiali się w nim i znikali wszelkiego autoramentu cwaniacy, prostytutki, kryminaliści, dziwacy, narkomani, nie wspominając już o pedałach i lesbijkach.Pewnego dnia aresztowano tu mordercę słynnego gwiazdora kina niemego, kiedy wychodził z lokalu.Ja osobiście również zakończyłem tam nie tak dawno paskudną sprawę, zabijając naćpanego kokainą modnisia nazwiskiem Dunninger, który po przyjęciu narkotycznym w Hollywood zamordował trzech innych narkomanów.Tam również rozstałem się ze srebrnowłosą, fiołkowooką Ardis McGill.Resztę tej okropnej nocy spędziłem, włócząc się w rzadkiej mgiełce Los Angeles, która mogła brać się wyłącz-nie z mych załzawionych oczu.i ocierając mokre policzki, gdy już wzeszło słońce.“Blondie's" zamknięty? “Blondie's" już nie istnieje? To niemożliwe.to tak, jakby nagle Statua Wolności zniknęła ze swej wyniosłej skały na nabrzeżu Nowego Jorku.Nieprawdopodobne, ale prawdziwe.Witryna, gdzie zawsze widniały specjały, na których widok ciekła do ust ślinka, została niezbyt dokładnie zamalowana wapnem tak, że za szybą mogłem dostrzec prawie puste pomieszczenie.Linoleum było brudne i pomarszczone, pociemniałe od tłuszczu ramiona wiat-raków pod sufitem zwisały niczym śmigła rozbitych samolotów.Zostało kilka stolików oraz z sześć czy osiem tak dobrze mi znanych, obitych na czerwono krzeseł, ustawionych na blatach tych stolików do góry nogami.I to wszystko.oprócz dwóch ciśniętych w kąt cukiernic
[ Pobierz całość w formacie PDF ]