Podobne
- Strona startowa
- Gail Z. Martin Polegli królowie 01 Zaprzysiężeni
- Maurice Druon Krol z zelaza krolowie przeklec (3)
- Jan III Sobieski Listy do Królowej Marysienki
- Vinge Joan D Krolowa Zimy (SCAN dal 992)
- Maurice Druon Krol z zelaza krolowie przeklec
- McNaught Judith 01 Raj
- Howatch Susan Bogaci są różni 01 Bogaci są różni
- Courths Mahler Jadwiga Zadadka w jej zyciu
- Grisham John Raport Pelikana (2)
- Joanna Chmielewska Krowa Niebianska
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ich twarze stanęły mu przedoczami.Nie wyglądali na szczęśliwych, ale zmarli często tak mają.Gorzej, że nawet niepróbował spojrzeć dalej, za ich plecy, gdzie czaiła się cała smętna gromada, cały tłumduchów.Krwawa armia.Wszyscy, których postanowił zabić.Shama Bezlitosny zwywleczonymi z rozpłatanego brzucha bebechami.Czarnostopy ze zmiażdżonymi nogami ipoparzonymi dłońmi.Finnius, łajdak z odciętą stopą i rozrąbaną piersią.Bethod, na samymprzedzie, ze zmiażdżoną czaszką i zdeformowaną twarzą.A spod łokcia wyglądał mu synCrummocka.Morze mordu.Zacisnął kurczowo powieki, a potem zmusił się do otwarcia oczu.Twarze wciążmajaczyły na obrzeżach jego umysłu.Nie miał nic do powiedzenia.- Tak myślałem.- Wilczarz odwrócił się do niego bokiem.Mokre włosy kleiły mu siędo twarzy.- Czy to nie ty mi zawsze powtarzałeś, że należy trzezwo patrzeć na świat? Zróbto.I odszedł drogą pod zimnymi gwiazdami.Ponurak jeszcze chwilę się ociągał, ale wkońcu on też wzruszył ramionami i podążył za Wilczarzem, zabierając pochodnię.- Człowiek może się zmienić - wyszeptał Logen.Nie był pewien, czy mówi doWilczarza, do siebie, czy do trupio bladych twarzy w ciemności.Zewsząd otaczali gotłoczący się na trakcie ludzie, a mimo to, był sam.- Człowiek może się zmienić.PYTANIASłońce zaszło nad okaleczoną Aduą, jesienna mgła spłynęła chyłkiem znadniespokojnego morza i zmieniła chłodny wieczór w upiorną noc.W odległości stu krokówzarysy domów zaczynały się rozmywać, kolejne sto kroków dalej upodabniały się do widm;nieliczne światła w oknach wyglądały jak płynące w mroku zmory. Dobra pogoda do złej roboty, której sporo nas czeka.Na razie powietrzem nie wstrząsały żadne odległe eksplozje.Gurkhulskie katapultyumilkły. Przynajmniej chwilowo.Zresztą, co w tym dziwnego? Prawie cała Adua należy jużdo Gurkhulczyków, a kto by chciał palić własne miasto?.We wschodniej części Adui, z dala od bitewnego zgiełku, panował ponadczasowyspokój. Jakby nie było żadnych Gurkhulczyków.Kiedy więc w ciemnościach rozległo się przytłumione stukanie, niczym tupotzbrojnego oddziału, Glokta poczuł ukłucie lęku i na wszelki wypadek wtulił się w cieńrosnącego przy drodze żywopłotu.W oddali zamajaczyły blade, podrygujące światełka,potem w mroku zarysowała się ludzka sylwetka: mężczyzna z dłonią niedbale opartą narękojeści przypasanego rapiera szedł swobodnym, dumnym krokiem, świadczącym oniebywałym zadufaniu.Coś długiego sterczało mu z głowy i kolebało się w rytm jego ruchów.Glokta wytężył wzrok.- Cosca?- We własnej osobie! - Styriańczyk wybuchnął śmiechem.Jednym palcem dotknąłronda eleganckiego skórzanego kapelusza z niedorzecznie długim piórem.- Sprawiłem sobienowy kapelusz.Za twoje pieniądze, superiorze.- Widzę.- Glokta spiorunował wzrokiem ozdobne nakrycie głowy i krzykliwie złotąkoszową rękojeść rapiera.- Umawialiśmy się chyba na coś dyskretnego?- Dys.kret.nego? - Styriańczyk zmarszczył brwi, a potem wzruszył ramionami.-Więc to było to słowo.Pamiętam, że coś powiedziałeś, i pamiętam, że tego nie zrozumiałem.- Skrzywił się i wolną ręką podrapał po kroczu.- Chyba podłapałem pasażerów na gapę odktórejś z kobiet w tawernie.Ależ się człowiek czochra od tych skurczybyków. No proszę.Te kobiety przynajmniej dostają za to pieniądze.Spodziewałbym sięraczej, że wszy będą miały lepszy gust.Za plecami Coski gęstniał tłum cieni, niektóre niosły osłonięte latarnie.Jedna grupazarośniętych mężczyzn, druga.Emanowali zagrożeniem jak gówno smrodem.- To twoi ludzie?Najbliżej stojący kompan Coski miał tak odrażające krosty na twarzy, że ich widokprzechodził wszelkie wyobrażenie.Jego sąsiad w miejsce odciętej dłoni wprawił sobiemorderczy hak.Dalej stał wysoki grubas, którego szyję pokrywała sina plątanina kiepskichtatuaży.Towarzyszył mu człowiek niewiele wyższy od karła, o szczurzej twarzy i tylkojednym oku; nie zawracał sobie głowy noszeniem przepaski, więc oczodół ział pustką spodopadających na twarz przetłuszczonych włosów.Aącznie było ich około dwóch tuzinów.Takiej zbieraniny bandziorów Glokta jeszczechyba nie spotkał. A przecież niejedno w życiu widziałem.Na pewno nie zawarli bliższejznajomości z wodą do mycia.Założę się, że każdy sprzedałby własną siostrę za półdarmo.- Wyglądają niezbyt.solidnie - mruknął Glokta.- Niezbyt solidnie? Bzdura, superiorze! Po prostu chwilowo mają pecha; obaj przecieżwiemy, jak to czasem w życiu bywa, prawda? Każdemu z nich powierzyłbym los własnejmatki!- Jesteś pewien?- Matka od dwudziestu lat nie żyje, więc niby jak mieliby jej zaszkodzić? - Coscaobjął zdeformowane ramiona Glokty i przyciągnął go do siebie, czym przyprawił go obolesne ukłucie w biodrach.- Prawdę mówiąc, wybór jest nędzny.- Ciepły oddech najemnikamocno zalatywał alkoholem i zepsuciem.- Normalni ludzie uciekli z miasta na pierwsząwieść o przybyciu Gurkhulczyków
[ Pobierz całość w formacie PDF ]