Podobne
- Strona startowa
- IGRZYSKA MIERCI 01 Igrzyska mierci
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Collins Suzanne Igrzyska mierci 01 Igrzyska mierci
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- McIntosh Fiona Trojca 02 Zemsta (CzP)
- Stephen King Zielona Mila (3)
- Harrison Harry Stalowy Szczur idzie do wojska
- Elliott Kate Korona gwiazd 04 Dziecko płomienia
- Dick Philip K Galaktyczny Druciarz
- Rice Anne Krzyk w niebiosa
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To ona poniosła cię\kie straty, jest zdruzgotana.Patrzył na nią zaniepokojony.- Czy nic nie stało się dziecku?Meredith przerwała czyszczenie z siana i kurzu tyłu po\yczonych od Julie d\insów.- Matt - poinformowała go z krzywym uśmieszkiem i pełnym wy\szości spojrzeniem,zatrzymując rękę na siedzeniu swoich spodni - to nie jest miejsce, w którym jest dziecko.W końcu zorientował się w umiejscowieniu jej ręki, a co za tym idzie, zlokalizowałmiejsce, na które upadła.Poczuł rozbawienie i ulgę.Z udawanym zaskoczeniem zapytał:- To nie to miejsce?Przez kilka minut Meredith siedziała zadowolona, obserwując, jak Matt wycierakonia.Potem przypomniała sobie o czymś i uśmiechnęła się.- Dzisiaj skończyłam szydełkowanie twojego swetra - zawołała.Zatrzymał się gwałtownie i patrzył na nią niepewnie.- Ty.zrobiłaś z tego czegoś przypominającego linę sweter? Dla mnie?- Nie z tego - powiedziała, starając się wyglądać na ura\oną.- To coś przypominającelinę to były tylko wprawki.Dzisiaj zrobiłam prawdziwy sweter.To raczej kamizelka, niesweter.Chcesz ją zobaczyć?Powiedział, \e chce, ale był tak skrępowany, \e Meredith musiała przygryzć wargę,\eby nie parsknąć śmiechem.W kilka minut pózniej wyszła z domu, niosąc zrobioną grubymściegiem kamizelkę.Jej szydełko i resztka be\owej przędzy, którą ćwiczyła wczoraj, byływbite w gotowy do wło\enia produkt.Matt wychodził właśnie ze stajni i spotkali się przy stercie siana.- Oto ona - powiedziała, wyciągając zza pleców swoją niespodziankę.- Jak ci siępodoba?Z nieukrywaną obawą spoglądał na jej ręce, potem na kamizelkę, w końcu na jejtwarz.Był zaskoczony i pełen podziwu dla jej dzieła i wyraznie wzruszony, \e zrobiła to dlaniego.Nie spodziewała się takiej reakcji i.była trochę za\enowana swoim \artem.- Niesamowite - powiedział Matt.- Sądzisz, \e to będzie dla mnie dobre?Była pewna, \e będzie.Sprawdziła swetry w jego szufladzie, \eby upewnić się, \ekupi dobry rozmiar.Kiedy przyniosła do domu tę kamizelkę, usunęła starannie metki.- Myślę, \e będzie pasować.- Przymierzę ją.- Tutaj? - zapytała i kiedy skinął potakująco głową, wyjęła z kamizelki szydełko.Czuła się coraz bardziej winna.Powoli i ostro\nie wziął ją z jej rąk; wło\ył, wygładził i wyciągnął kołnierzyk koszuli,którą miał na sobie.- Jak wyglądam? - zapytał, stając w lekkim rozkroku z rękoma na biodrach.Wyglądał absolutnie cudownie.Nawet w wytartych d\insach i niedrogiej kamizelcebył przystojny w bardzo męski sposób.Miał szerokie ramiona szczupłe biodra: był zabójczoprzystojny.- Podoba mi się, głównie dlatego, \e zrobiłaś ją sama, specjalnie dla mnie.- Matt - zaczęła niepewnie, gotowa do przyznania się.- Słucham?- Jeśli chodzi o kamizelkę.- Nie, kochanie - przerwał jej - nie tłumacz się, \e nie miałaś czasu zrobić więcejtakich rzeczy dla mnie.Mo\esz to nadrobić jutro.Meredith dochodziła do siebie po emocjonalnym dreszczyku, jaki odczuła, słyszącjego głęboki głos mówiący do niej kochanie.Z tego powodu z opóznieniem dotarto do niejznaczenie jego słów i rozbawienie, jakie pobłyskiwało w jego oczach.Schylił się i nie kryjącswoich zamiarów, podniósł z ziemi patyk.Ruszył z nim w stronę cofającej się i śmiejącej siębezsilnie Meredith.- Nie wa\ się! - zachichotała, okrą\ając pospiesznie stertę siana i wycofując się kustodole.Wpadła tyłem na ścianę budynku.Traciła równowagę, ale Matt chwycił jejnadgarstek, podrywając ją szybko i przyciskając jednocześnie do siebie.Cała w pąsach z błyszczącymi oczami śmiejąc się, spojrzała w górę na jegozadowoloną twarz.- Teraz, skoro mnie ju\ złapałeś - droczyła się - co mi zrobisz?- Oto jest pytanie - powiedział zduszonym głosem.Wpatrywał się w jej usta, pochyli!głowę.Całował ją z wystudiowaną, powolną zmysłowością, a\ poczuł, \e Meredithodwzajemnia ten pocałunek.Wtedy zaczął całować ją mocniej, rozchylił jej usta swoimi.Zapomniała, \e w miejscu, gdzie stali, w jasnym świetle dnia byli doskonale widoczni z okiendomu.Objęła ręką jego kark, przytrzymując go blisko siebie.Zaspokajała głód jegopocałunków swoim własnym głodem, przyjmując sugestywny rytm jego języka.Kiedy wkońcu podniósł głowę, obydwoje oddychali cię\ko i szybko, a jego podniecone ciałopozostawiło na jej ciele niewidoczny ślad.Matt odetchnął głęboko i odchylił głowę do tyłu.Wyczuł instynktownie, \e był toidealny moment, \eby spróbować namówić ją na wyjazd z nim.Zastanowił się, jak to zrobić.Cholernie bał się, \e mu odmówi, i zdecydował lekko przechylić szalę na swoją korzyść,u\ywając pewnej formy nacisku.- Myślę, \e nadszedł czas na naszą powa\ną rozmowę - oświadczył, prostując się ipatrząc na nią.- Powiedziałem ci, kiedy zgodziłem się na mał\eństwo, \e być mo\e postawiępewne warunki.Nie byłem wtedy pewny, jakie one będą.Teraz ju\ wiem.- Co to za warunki?- Chcę, \ebyś pojechała ze mną do Ameryki Południowej.- Po wyrzuceniu z siebietego oświadczenia czekał.Była zszokowana, \e stawiał warunki, i jednocześnie niewypowiedzianie zadowolonaz ich treści.Niepokoił ją trochę dyktatorski ton, jakiego u\ył, i dlatego powiedziała:- Chciałabym coś ustalić.Czy to znaczy, \e nie o\enisz się ze mną, jeśli nie zgodzę sięna to, o co prosisz?- Wolałbym, \ebyś to ty najpierw odpowiedziała na moje pytanie, zanim ja odpowiemna twoje.Po chwili zrozumiała, \e Matt sprawdzał, czy ona zgodzi się na jego propozycję bezstosowania przez niego grózb, po tym jak zasugerował, \e mo\e odmówić o\enienia się z nią.Uśmiechnęła się w głębi duszy, myśląc o niepotrzebnym i pełnym despotyzmu sposobie, wjakim zamierzał osiągnąć cel.Udała, \e intensywnie rozwa\a tę sprawę.- Chcesz, \ebym pojechała z tobą do Ameryki Południowej? Skinął głową.- Rozmawiałem dzisiaj z Sommersem.Powiedział mi, \e zakwaterowanie i opiekamedyczna są na dobrym poziomie.Muszę to jednak najpierw zobaczyć.Jeśli uznam, \e sąwystarczająco dobre, chciałbym, \ebyś przyjechała do mnie.- Nie sądzę, \eby to była uczciwa propozycja - powiedziała powa\nie, wychodząc zestajni.Odpłacała mu pięknym za nadobne, stosując jego metodę i ka\ąc mu czekać naodpowiedz.Trochę zesztywniał.- To najlepsze, co w tej sytuacji mogę zrobić.- Nie wydaje mi się - powiedziała, kierując się w stronę domu, \eby ukryć uśmiech.-Ja dostaję mę\a, dziecko, mój własny dom i jeszcze ekscytujący wyjazd.Ty dostajesz \onę,która najpierw ugotuje na obiad twoje koszule, namoczy w proszku do prania jedzenie i zgubitwój.Zaskoczona, krzyknęła i zaśmiała się, kiedy jego ręka wylądowała na jej siedzeniu.Odwróciła się gwałtownie i zderzyła się z nim.On się jednak nie śmiał.Patrzył na nią ztrudnym do zdefiniowania wyrazem twarzy i przytulił ją mocno do swojej piersi.Julie obserwowała przez kuchenne okno, jak Matt całuje Meredith i w końcuniechętnie puszcza ją ze swoich objęć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]