Podobne
- Strona startowa
- Cameron Christian Tyran 1 Tyran
- Fowler Christopher Siedemdziesišt siedem zegarów
- Christoppher A. Faraone, Laura K. McClure Prostitutes and Courtesans in the Ancient World (2006)
- Jacq Christian wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik
- Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 03 Paneb Ognik Jacq Christian(1)
- wietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- KRZYŻACY tom I H. Sienkiewicz
- Joanna Chmielewska Wszystko czerwone
- Grisham John Bractwo (4)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- asfklan.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zaniedbałaś go, Addie, lekcje tenisa i to, i owo. Musiałam przecież mieć trochę ruchu broniła się. No tak.Nikomu by to przez myśl nie przeszło.Jeff był zawsze tak rozsądny.Panna Marple zabrała głos. Mężczyzni odezwała się takim tonem, jak gdyby chodziło o stado dzikich zwie-rząt przeważnie myślą nie tak rozsądnie, jak się wydaje. Ma pani rację przyznał Mark. Niestety, nie wzięliśmy tego pod uwagę.Za-stanawialiśmy się, co też on widzi w tej przebiegłej i tandetnej piękności.Myśleliśmy, żejest naiwna! Ona i naiwna! %7łałuje, że to nie ja skręciłem jej kark! Marku odezwała się Addie musisz się naprawdę trochę zastanowić nad tym,co mówisz.Uśmiechnął się do niej przepraszająco. Tak, masz rację.Ludzie gotowi pomyśleć, że jej napr awd ę kark skręciłem.Notrudno, tak czy owak, jestem pewnie podejrzany.Jeśli komuś mogło zależeć na śmiercitej osoby, to tylko mnie i tobie. Marku zawołała Addie na wpół ze śmiechem, na wpół z gniewem dopraw-dy nie mów tak! Dobrze, już dobrze zgodził się Gaskell ale lubię mówić tak, jak myślę.Naszszanowny teść chciał tej ordynarnej małej nie powiem jakiej zapisać pięćdziesiąttysięcy funtów. Marku, przestań ona nie żyje.70 Tak, nie żyje, biedactwo.Ostatecznie, czemu nie miała wyzyskać tego, co jej naturadała? Kimże jestem, iżby mi wolno było sądzić? Sam popełniłem niejedno świństwow życiu.Nie, nie, przyznajmy, że Ruby miała prawo być wyrachowaną, chciwą i przebie-głą.A my byliśmy matołkami, że nie zauważyliśmy tego wcześniej. Co pan powiedział, gdy Conway zawiadomił pana o zamiarze zaadoptowaniajej?Mark wzruszył ramionami. Cóż mogliśmy powiedzieć? Addie, osoba zawsze wytworna, okazała zdumiewa-jące opanowanie.Zniosła to dzielnie.Robiłem, co mogłem, aby nadążyć za jej przykła-dem. No, ja zrobiłabym straszną awanturę! wykrzyknęła pani Bantry. Prawdę powiedziawszy, nie mieliśmy najmniejszego prawa do robienia awantury.To były pieniądze Jeffa.Nie jesteśmy z nim spokrewnieni.I tak był zawsze bardzo do-bry dla nas.Nie pozostało nam nic innego, jak pogodzić się z losem. W zamyśleniudodał: Ale nie kochaliśmy Ruby zbytnio.Adelajda dorzuciła: %7łeby była choć trochę inna.Jeff ma dwóch chrześniaków.Gdyby wybrał jedne-go z nich, byłoby to zrozumiałe. Z odcieniem urazy dodała: A zdawało się, że taklubi Piotra. Wiedziałam oczywiście, że Piotr jest synem twojego pierwszego męża, ale nie pa-miętałam o tym przemówiła pani Bantry. Dla mnie był zawsze wnukiem Jeffa. Dla mnie też przyznała Adelajda.Głos jej miał w tej chwili taki dzwięk, że pan-na Marple odwróciła się na krześle, aby spojrzeć na młodą kobietę. Wszystkiemu winna Josie uznał Mark. Josie ją sprowadziła. Ale nie przypuszczasz chyba, że zrobiła to z roz my s ł e m ! zapytała Adelajda. Prawda, Marku? Zawsze tak lubiłeś Josie. Owszem, lubiłem ją! Uważałem ją za dobrego towarzysza. Czysty przypadek, że sprowadziła tę małą. Josie jest niegłupią dziewczyną, moja droga. Tak, ale przecież nie mogła przewidzieć& Oczywiście, że nie mogła.Przyznaje.Toteż nie twierdze, żeby sobie wymyśliła całyten plan, aby usidlić starszego pana przy pomocy Ruby.Ale nie wątpię, że zorientowa-ła się dawno, co się święci, zanim my zauważyliśmy cokolwiek, i nie ostrzegła nas anisłówkiem.Adelajda westchnęła. Z tego też nie można jej czynić zarzutu. Nikomu nie można niczego zarzucić. Czy Ruby Keene była ładna? zapytała pani Bantry.71Mark spojrzał na nią pytająco. Myślałem, że ją pani&Pani Bantry odparła szybko: Owszem, widziałam zwłoki.Ale uduszono ją przecież i wtedy nie widać& Wzdrygnęła się.Mark cedził z namysłem: Moim zdaniem w ogóle nie była ładna.Bez makijażu byłaby prawie brzydka.Chu-da, drobna twarz, o wiele za krótka broda, maleńkie, krzywe, mysie ząbki, nos nieokre-ślony& Ależ to brzmi odrażająco! zdziwiła się pani Bantry. Nie, odrażająca nie była.Jak już powiedziałem, gdy się odpowiednio umalowała,wyglądała wcale nie najgorzej.Prawda, Addie? Owszem, taka biało-różowa uroda z reklam mydła toaletowego. O niewinnym spojrzeniu.Rzęsy czerniła tuszem, aby spotęgować jeszcze błękitoczu.Włosy, oczywiście, rozjaśniała.Gdy się tak zastanawiam, to w kolorycie był toco prawda koloryt sztuczny ale bądz co bądz kolorytem przypominała moją żonęRosamundę.Myślę, że przede wszystkim dzięki temu zwróciła na siebie uwagę starsze-go pana.Westchnął. Tak, tak, okropna historia.Najgorsze to, że Addie i ja nie możemy się zaprzećuczucia ulgi z powodu jej śmierci& Nie dopuścił do sprzeciwu szwagierki. Szko-da twoich słów, Addie, wiem, co czujesz.Ja czuję to samo.I nie chcę udawać.Ale równo-cześnie rozumieją mnie, państwo, chyba boleję nad tą sprawą z powodu starszegopana.To był prawdziwy cios dla niego.Ja&Mark urwał i wpatrzył się w drzwi wiodące z holu na taras. Widzisz, kto idzie? Addie, czy ty masz sumienie?Pani Jefferson spojrzała przez ramię, po czym krzyknęła lekko i wstała zarumienio-na.Szybko przeszła przez taras i zatrzymała się przy wysokim człowieku w średnimwieku, który rozglądał się zmieszany po tarasie.Pani Bantry zapytała: Czy to nie Hugo McLean?Gaskell przytaknął: Tak jest. Bardzo wierny, prawda? szepnęła pani Bantry. Oddany Addie jak pies.Wystarczy, że kiwnie palcem, a Hugo przybiegnie choć-by z drugiego końca świata.Ciągle nie traci nadziei, że Addie wyjdzie kiedyś za niego.I mam wrażenie, że w końcu naprawdę wyjdzie za niego.Panna Marple przyglądała się rozpromieniona.72 Rozumiem! Romans! I to w dodatku całkiem staroświecki zapewnił Mark. To się ciągnie od lat.Addie jest już taka.Przypuszczalnie telefonowała dziś rano po niego.Ale nic mi o tymnie wspomniała.Edwards ukazał się na tarasie.Zatrzymał się przy Marku. Przepraszam, pan Jefferson prosi pana. W tej chwili. Mark zerwał się.Skinął głową zebranym, mówiąc: Do widze-nia tymczasem! i wyszedł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]