Podobne
- Strona startowa
- Hamilton Peter F. Swit nocy 2.2 Widmo Alchemika Konflikt
- Koontz Dean R Moonlight Bay T 2 Korzystaj z nocy
- Masterton Graham Wojownicy Nocy t.1 (SCAN dal 90
- Przez bezmiar nocy Veronica Rossi
- Smith Martin Cruz Skrzydla nocy
- M. Weis, T. Hickman Smoki zimowej nocy
- Weis M., T. Hickman Smoki zimowej nocy
- Allen C. Guelzo Abraham Lincoln as a Man of Ideas (2009)
- Rushdie Salman Szatanskie wersety
- ÂŚwietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Normalna rzecz: umysł zatruty narkozą często wraca w odległą przeszłość.- Charles.- łagodnym tonem odezwała się Danielle.- Musisz teraz odpocząć.Wrócę jutro rano.- Nie, nie odchodź.- Wzrok Sarveux powędrował ponad ramieniem żony w stronę Ericssona.- Możecie zostawić nas samych?Ericsson wahał się przez chwilę, w końcu wzruszył ramionami.- Jeśli pan nalega.tylko - zwrócił się do Danielle - bardzo panią proszę, nie więcej niż dwie minuty.Kiedy zostali w pokoju sami, Sarveux zaczął coś mówić, ale jego twarz wykrzywił natychmiast spazm bólu.- Zawołam doktora.- zerwała się, przestraszona.- Nie, zaczekaj! - zdołał wyjęczeć przez zaciśnięte zęby.- Mam dla ciebie instrukcje.- Nie teraz, kochanie.Powiesz mi to później, jak będziesz silniejszy.- Chodzi o system James Bay!- W porządku, Charles - zgodziła się, nie chcąc go irytować.- Co z tym systemem?- Dyspozytornia nad komorą generatorów.Trzeba wzmocnić ochronę.Powiedz Henriemu.- Komu?- Henriemu Yillonowi.On będzie wiedział, co zrobić.- Dobrze, powiem mu, obiecuję.- Kanada będzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie, jeśli źli ludzie dowiedzą się.- Kolejny spazm bólu wstrząsnął jego ciałem.Sarveux z jękiem opadł na poduszkę.To już było nie do wytrzymania.Pokój zaczął jej wirować przed oczami.W panicznej ucieczce ruszyła do drzwi.Po drodze usłyszała jeszcze z trudem rzucane słowa.- Zapamiętaj to nazwisko: Max Roubaix! Niech Henri skonsultuje się z Maxem Roubaix.Kiedy przełożona pielęgniarek weszła do gabinetu, doktor Ericsson siedział przy swoim biurku, studiując wyniki badań Sarveux.Postawiła na stoliku filiżankę kawy i talerzyk z herbatnikami.- Doktorze.Za dziesięć minut konferencja prasowa.Ericsson przetarł dłonią oczy i spojrzał na zegarek.- Ci reporterzy.bardzo rozrabiają?- Jak banda włamywaczy - odparła siostra.- Chybaby już rozwalili budynek, gdyby nie kuchnia; na szczęście zajęli się jedzeniem.Sięgnęła po wiszącą na wieszaku torbę na ubrania i otworzyła suwak.- Pańska żona podrzuciła tu świeży garnitur i koszulę.Chce,Żeby wyglądał pan jak najlepiej w telewizji, kiedy będzie pan mówił o stanie zdrowia premiera.- A właśnie.jak on się czuje?- Świetnie, odpoczywa.Doktor Munson strzelił mu tęgą dawkę narkotyków, jak tylko wyszła pani Sarveux.Piękna kobieta, ale ma słaby żołądek.Ericsson wbił nieprzytomne spojrzenie w talerzyk z herbatnikami.- Chyba zwariowałem, że zgodziłem się dać premierowi te środki pobudzające zaraz po operacji.- Właściwie dlaczego tak mu na tym zależało?- Nie wiem.- Ericsson wstał i zdjął fartuch.- Ale jakikolwiek miał powód, swoje osiągnął.Te jego rzekome majaczenia brzmiały bardzo wiarygodnie.Rozdział 7Danielle wysiadła z rolls-royce'a prowadzonego przez służbowego kierowcę i z niechęcią popatrzyła na rezydencję premierów Kanady.Trzypiętrowy kamienny gmach zawsze wydawał jej się równie nie-przytulny i ponury jak budynki z powieści Emily Bronte.Przeszła przez długi hol o wysokim sklepieniu i z antycznymi meblami i po szerokich, kręconych schodach dotarła do swojej sypialni.To był jej raj: jedyne miejsce w całym domu, które Charles j pozwolił jej urządzić po swojemu.W świetle wydobywającym się spoza uchylonych drzwi łazienki zobaczyła na łóżku jakiś duży,, nieregularny kształt.Na chwilę serce podskoczyło jej do gardła.Zamknęła drzwi i oparła się o nie plecami.- Chyba zwariowałeś, żeby tu przychodzić - mruknęła.W półmroku zaświeciły wyszczerzone w uśmiechu zęby.- Zastanawiam się, ile żon mówi w tej chwili dokładnie to samo swoim kochankom.- Ale tego domu pilnują konni.- O, to bardzo lojalni Francuzi, którzy potrafią oślepnąć i ogłuchnąć, kiedy trzeba.- Musisz natychmiast stąd iść.Zwalisty kształt poruszył się i rozprostował.Na łóżku stał kompletnie nagi mężczyzna.- Lepiej chodź do mnie, moja nimfo.- Nie.nie tutaj.- Ostry, gardłowy ton z trudem maskował budzące się pożądanie.- Nie mamy się czego bać.- Charles wciąż żyje! - wykrzyknęła nagle.- Nie rozumiesz? Charles żyje!- Wiem - stwierdził mężczyzna bez cienia emocji.Sprężyny materaca skrzypnęły, kiedy zeskoczył na podłogę i ruszył w jej stronę po miękkim dywanie.Miał wspaniałe ciało; potężne mięśnie, rozwinięte przez lata sumiennych ćwiczeń, harmonijnie grały pod jego skórą.Wyciągnął rękę i dotknął jej włosów.Sam był dokładnie ogolony - nie tylko na czaszce, ale wszędzie indziej: na nogach, piersi i podbrzuszu połyskiwała zupełnie gładka skóra.Ujął jej głowę żelaznym uściskiem dłoni i przycisnął ją do piersi.Wdychała podniecający, piżmowy zapach olejku, jakim namaszczał swoje ciało zawsze, kiedy mieli się kochać.- Charles w tej chwili nie istnieje.Nie myśl o nim! - rozkazał.Wszystkimi zmysłami doświadczała zwierzęcej siły, emanującej z jego mięśni.Całą jej głowę wypełniło jedno przemożne pragnienie: aby ta bestia ją pożarła.Poczuła płomień między nogami i bezwładnie osunęła się w jego ramiona.Promień słońca, wdzierający się przez szczelinę kotary, natrafił w swojej powolnej wędrówce na dwa splecione na łóżku ciała.Czarne włosy Danielle rozsypały się szeroko na poduszce; między jej piersiami spoczywała nieruchomo gładka, naga czaszka.Kobieta dotknęła jej kilka razy wargami, potem delikatnie odsunęła na bok.- Musisz już iść - powiedziała.Mężczyzna wyciągnął rękę nad jej brzuchem i odwrócił w swoją stronę stojący na stoliku budzik.- Ósma - stwierdził.- Jeszcze za wcześnie.Pójdę koło dziesiątej.W jej oczach pojawił się autentyczny strach.- Słuchaj, tu wszędzie kręcą się dziennikarze.Na dobrą sprawę powinieneś był wyjść dużo wcześniej, kiedy jeszcze było ciemno.Ziewnął głośno i usiadł.- Dziesiąta to bardzo przyzwoita godzina na wizytę starego przyjaciela domu.Zresztą wtedy już nikt nie będzie na mnie zwracał uwagi.Zginę w tłumie zatroskanych parlamentarzystów, którzy już teraz ruszają z domów, by zaoferować żonie premiera swoją pomoc w tak trudnych chwilach.- Cyniczny drań! Udaje czułego kochanka, a przez cały czas kalkuluje sobie na zimno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]