Podobne
- Strona startowa
- Peter Charles Hoffer The Brave New World, A History of Early America Second Edition (2006)
- Historyczne Bitwy 130 Robert Kłosowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Kass Fleisher The Bear River Massacre and the Making of History (2004)
- Adams G.B. History of England From the Norman Conquest to the Death of John
- Mark W. Harris Historical Dictionary of Unitarian Universalism (2003)
- Butler E Octavia Przypowiesc o siewcy
- Alistair MacLean HMS Ulisses (4)
- Narrenturm.korekta1
- Dominik Myrcik Na krawedzi prawdy
- Ripley Alexandra Scarlet
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- beyblade.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grałem błaznów, dowcipkowałem, deprawowałem umy-sły.Spłyciłem i zniekształciłem swój język, zatraciłem podobieństwo ludzkie.Ech, pożarłamnie ta jama.Nie czułem tego dawniej, ale dziś.kiedy się obudziłem, spojrzałem wstecz, apoza mną pięćdziesiąt osiem lat! Dopiero teraz zobaczyłem starość.Skończona piosenka!Kalchas drżał i sapał.Kiedy po pewnym czasie Nikituszka zaprowadził go do garderoby izaczął rozbierać, zupełnie oklapł i rozmiękł, ale nie przestawał mamrotać i płakać.Przełożył Jerzy Brzęczkowski67ZMIER AKTORASzlachetny ojciec, prostak Szczypcow, wysoki, zwalisty starzec, sławny nie tyle z talentówaktorskich, ile z niezwykłej siły fizycznej, w czasie spektaklu pokłócił się na amen z antrepre-nerem i w punkcie kulminacyjnym kłótni poczuł nagle, jakby mu się coś w piersi oberwało.Antreprener %7łukow zazwyczaj w czasie każdej gorętszej sprzeczki dostawał histerycznegośmiechu i wpadał w omdlenie, ale tym razem Szczypcow nie chciał czekać na to zakończeniei pośpieszył do domu.Kłótnia i przykre wrażenie, że mu się w piersi coś oberwało, tak gozdenerwowały, że wychodząc z teatru zapomniał zmyć z twarzy szminkę zerwał tylko bro-dę.Po powrocie do numeru Szczypcow długo chodził z kąta w kąt, potem siadł na łóżku, pod-parł głowę pięściami i wpadł w zadumę.Nie poruszając się i nie wymówiwszy ani słowaprzesiedział w ten sposób do drugiej godziny dnia następnego, kiedy do pokoju jego wszedłkomik Sigajew. Czemuż to, Błaznie Iwanowiczu, nie przyszedłeś na próbę? rzucił się na niego komik,opanowując zadyszkę i napełniając pokój zapachem alkoholu. Gdzie byłeś?Szczypcow nic nie odpowiedział, tylko spojrzał na komika mętnymi, podmalowanymioczyma. Choćbyś gębę se obmył! ciągnął Sigajew. Strach spojrzeć! Ululałeś się, a możeś cho-ry czy co? Czemu milczysz? Pytam cię po ludzku: choryś?Szczypcow milczał.I chociaż fizjonomię miał okropnie umorusaną, komik, przyjrzawszysię uważniej, nie mógł nie dostrzec straszliwej bladości, potu i drżących warg.Ręce i nogi teżdrżały, a całe ciało olbrzyma wydawało się zmięte, oklapłe.Komik bystrym wzrokiem obrzu-cił numer, lecz nie dostrzegł ani sztofów, ani butelek, ani żadnych innych podejrzanych na-czyń. Wiesz co, Miszutka, jesteś jednak chory! zaniepokoił się. Skarz mnie Bóg, jeśliś niechory! Strasznie jesteś zmieniony.Szczypcow milczał i ponuro wpatrywał się w podłogę. Na pewnoś przeziębił się! ciągnął Sigajew biorąc chorego za rękę. Patrzcie no, jakiegorące ręce! Co ci dolega? Do.do domu chcę wymamrotał Szczypcow. A cóżeś to nie w domu? Nie.do Wiazmy. Ehe, dokąd to się zachciewa! Do twojej Wiazmy i za trzy lata nie dobrniesz.Cóż to, dotatula i mamuli się zachciało? Toć dawno już w proch się rozsypali i mogił ich nie odnaj-dziesz. Tam moja ojc.ojcowizna. No, nie ma co tu melancholię odstawiać.Ta psychopatia uczuć, bracie, to rzecz najgor-sza.Zdrowiej prędzej, bo jutro musisz w Księciu Srebrnym grać Mit kę.Przecież tego,wiesz, że nie ma kto.Wypij coś gorącego i zażyj rycyny.Masz pieniądze na rycynę? Alezaraz, ja sam polecę i kupię.68Komik pogmerał w kieszeniach, znalazł piętnaście kopiejek i podbiegł do apteki.Po kwa-dransie wrócił. Masz, pij! rzekł podsuwając do ust szlachetnego ojca butelkę. Pij wprost z flaszecz-ki.Od razu! Tak.A teraz zagryz pachnącym gozdzikiem, żeby ci dusza od tych paskudztwnie prześmiardła.Komik posiedział jeszcze chwilę u chorego, potem ucałował go czule i poszedł.Wieczo-rem wpadł do chorego jeune premier Brama Gliński.Utalentowany artysta był w prunelo-wych półbucikach, na lewej ręce miał rękawiczkę, palił cygaro i nawet roztaczał woń helio-tropu, ale pomimo to mocno przypominał podróżnika zagubionego w kraju, w którym nie maani łazni, ani praczek, ani krawców. Słyszałem, że zachorowałeś zwrócił się do Szczypcowa, okręciwszy się na obcasie.Co ci jest? Jak Boga kocham, co ci?Szczypcow milczał i siedział bez ruchu. Dlaczego milczysz? Zamęt masz w głowie czy co? No, milcz, nie będę cię męczyć.milcz.Brama Gliński (tak go nazywają w teatrze wedle paszportu to po prostu Guśkow) pod-szedł do okna, włożył ręce do kieszeni i wpatrzył się w ulicę.Przed oczyma jego ciągnęło sięogromne pustkowie ogrodzone szarym płotem, wzdłuż którego wybujał cały las zeszłorocznejrzepichy.Za pustkowiem ciemniała jakaś opuszczona fabryka z zabitymi oknami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]