Podobne
- Strona startowa
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- Saylor Steven Rzymska krew
- antologia iskry z popiołów
- Walka O Polske
- Sienkiewicz H. ogniem i mieczem tom 1
- Demostenes Mowy wybrane
- Bahdaj Adam Trzecia granica
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- thelemisticum.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A także o kradzież tych okularów, któ-re Rydell miał odzyskać takich samych jak te, które miał Warbaby.Tylko jeśliukradła je przedtem, to po co pózniej zabijała tego faceta? Jednak najważniejszympytaniem było, co to miało wspólnego z nim i z tym, że tyle razy oglądał z ojcem Gliniarzy w opałach ? Domyślał się, że po prostu, tak jak każdy człowiek najego miejscu, usiłował zarobić na życie.Strugi deszczu opadały pod różnymi ką-tami z tego ludzkiego mrowiska na górze, rozpryskując się na jezdni.Gdzieś namoście dostrzegł różowy błysk jak błyskawicy.Wydało mu się, że odrzuciła cośw bok, ale gdyby zatrzymał się, by to sprawdzić, mógłby ją zgubić.Dziewczynazaczęła iść, omijając wodospady deszczówki.W akademii uczono tylko podstawtechniki śledzenia, chyba że ktoś wyglądał na dobry materiał na detektywa i zo-stał przeniesiony na kurs dla zaawansowanych.Jednak Rydell i tak kupił sobiepodręcznik.Rzecz w tym, że dzięki niemu doskonale wiedział, że potrzebuje conajmniej jednego partnera, przy założeniu, że macie łączność radiową i trochę za-jętych swoimi sprawami obywateli, wśród których możecie się ukryć.Robiąc tow taki sposób jak teraz, mógł mieć jedynie nadzieję, że jej nie zgubi.Poznał jąpo tej zwariowanej fryzurze, tym kucyku sterczącym na czubku głowy jak u tychgrubych japońskich zapaśników.Jednak ona nie była gruba.Jej nogi, wystającespod wielkiej motocyklowej kurtki, która mogła przez kilka lat wisieć w stodole,wyglądały tak, jakby często ich używała.Zakrywał je jakiś ciasno opięty, lśnią-cy czarny materiał, podobny do mikroporowych strojów z Tylko mi dmuchajKevina, wpuszczony do czarnych butów z wysokimi cholewami.Patrząc na niąi usiłując pozostać w ukryciu, na wypadek gdyby się obejrzała, stanął pod jednymz wodospadów.Pociekło mu prosto za kołnierz.W tym momencie usłyszał, jak127ktoś woła do niej To ty, Chev? i przyklęknął w kałuży, za stertą rozbiórkowegodrewna desek pokrytych namokniętym tynkiem.Identyfikacja potwierdzona.Wodospad za jego plecami robił zbyt wiele hałasu, żeby usłyszeć o czym mó-wili, ale widział ich dobrze: młody chłopak w czarnej skórzanej kurtce, dużo now-szej niż ta, w której ona chodziła, a ponadto jeszcze ktoś w czymś czarnym z kap-turem na głowie.Siedzieli na chłodziarce czy czymś takim i chłopak w skórzepalił papierosa.Miał włosy sterczące jak koguci grzebień; niezła sztuczka w tymdeszczu.Papieros poleciał łukiem i zgasł w kałuży, a chłopak zeskoczył z chło-dziarki i coś mówił do dziewczyny.Ten w czarnym kapturze też zszedł, poruszającsię jak pająk.Rydell stwierdził, że ma na sobie bluzę z rękawami za długimi o do-bre parę centymetrów.Przypominał bohatera z jakiegoś oglądanego kiedyś przezRydella starego filmu, w którym cienie oddzielały się od ludzi, więc trzeba było jełapać i przyszywać.Pewnie Sublett potrafiłby podać tytuł.Starał się bezszelestnieklęczeć w tej kałuży, a potem oni ruszyli, biorąc ją między siebie i cień ostrożnieobejrzał się za siebie.Rydellowi mignęła blada twarz i para czujnych, twardychoczu.Policzył: raz, dwa, trzy.Potem wstał i poszedł za nimi.Nie potrafił powiedzieć, jak daleko odeszli, zanim nagle zniknęli mu z oczu.Otarł deszcz z oczu i chwilę wytężał wzrok, a potem dostrzegł, że zeszli po scho-dach prowadzących w dół pierwszych, jakie widział na tym dolnym poziomie.Podchodząc bliżej, usłyszał dzwięki muzyki i zobaczył tę niebieskawą poświatę.Okazało się, że biła od niewielkiego neonu głoszącego niebieskimi, dużymi litera-mi: DYSYDENCI.Stal tam przez chwilę, słysząc, jak woda syczy na transforma-torach neonu, a potem zszedł po schodach.Były z dykty oklejonej tym szorstkimtworzywem przeciwpoślizgowym, ale i tak o mało nie upadł.Zanim przebył po-łowę drogi na dół, zrozumiał już, że to bar, ponieważ wyczuł zapach piwa i kilkurodzajów dymu.W środku było ciepło.Poczuł, jakby wszedł do łazni parowej.I tłoczno.Ktoś rzucił mu ręcznik.Ten był zupełnie mokry i uderzył go w pierś jakpocisk, ale Rydell złapał go, otarł sobie głowę i twarz, po czym odrzucił z powro-tem.Ktoś inny kobieta, sądząc po głosie roześmiał się.Podszedł do barui znalazł na skraju wolne miejsce.Z przemoczonych kieszeni wygrzebał dwiepiątki i rzucił je na kontuar. Piwo powiedział i nie podniósł głowy, gdy ktoś postawił je przed nimi zgarnął monety.To było jedno z tych warzonych w Ameryce, japońskich piw,których nie piją ludzie w takich miejscach jak Tampa.Zamknął oczy i jednymhaustem wypił prawie połowę.Kiedy otworzył oczy i odstawił butelkę, ktoś obokzapytał: Podłączenie?Spojrzał i zobaczył niewyraznego typa w różowych okularkach, z różowymiusteczkami, rzednącymi blond włosami zaczesanymi do tyłu i błyszczącymi odczegoś więcej niż tylko od wilgoci w pomieszczeniu. Co takiego?128 Powiedziałem podłączenie. Słyszałem. I co? Potrzebujesz? Słuchaj no powiedział Rydell w tej chwili mam ochotę tylko na piwo,rozumiesz? Twój telefon powiedział różowousty. Albo faks.Gwarantowane jed-nomiesięczne podłączenie.Trzydzieści dni, a następny miesiąc za darmo.Nie-ograniczona liczba rozmów miejscowych i międzymiastowych.Potrzebne mię-dzynarodowe, masz je jak w banku.Podstawowa usługa za jedyne trzy setki.Wszystko to wypowiedział głosem przypominającym Rydellowi dzwięki wy-dawane przez czip głosowy w najtańszych dziecięcych zabawkach. Poczekaj rzekł Rydell.Facet zamrugał kilkakrotnie za swymi różowymi szkłami. Mówisz o przeróbce telefonu komórkowego, tak? %7łeby nie płacić firmietelekomunikacyjnej? Mężczyzna tylko wytrzeszczył oczy. No cóż, dzięki powiedział szybko Rydell. Doceniam dobre chęci, ale nie noszę przy sobietelefonu.W przeciwnym razie chętnie skorzystałbym.Facet wciąż się na niego gapił. Wydawało mi się, że już pana gdzieś widziałem. Z powątpiewaniem. Nie rzekł Rydell. Jestem z Knoxville.Schowałem się tu przed desz-czem.Uznał, że już czas zaryzykować i rozejrzeć się wokół, ponieważ lustro nadbarem było zaparowane i pokryte ściekającymi kroplami.Odwrócił się i zobaczył Japonkę, tę którą widział na wzgórzach Hollywood,kiedy jezdził z Sublettem.Stała na małej scenie, naga, z długimi falistymi włosamiopadającymi do pasa.Rydell usłyszał swoje chrząknięcie. Hej mówił facet. Słuchaj. Rydell odruchowo otrząsnął się jakmokry pies, ale kobieta nie zniknęła. Hej.Dam ci kredyt ciągnął monotonnygłos. Masz problemy? Może chcesz wiedzieć, co na ciebie mają? Albo nakogokolwiek; dostajesz numer. Zaczekaj powiedział Rydell. Co to za kobieta? Różowe szkłabłysnęły. Kim ona jest? To hologram powiedział różowousty zupełnie innym tonem i odszedł. Do licha powiedział barman za plecami Rydella. Właśnie ustanowiłpan rekord w szybkości spławiania Gównianego Eda.Zasłużyłeś na piwo, czło-wieku. Barman był czarnym facetem z miedzianymi koralikami we włosach.Uśmiechał się do Rydella. Nazywamy go Gównianym Edem, ponieważ tylejest wart.Podłączy ci telefon do jakiegoś pudełka bez baterii, naciśnie kilka guzi-ków, wciśnie ci kit i wyłudzi forsę.To cały Eddie.Otworzył butelkę i postawił ją obok pierwszej.Rydell spojrzał na Japonkę.Nie poruszyła się.129 Schowałem się przed deszczem powtórzył, bo nic innego nie przyszłomu do głowy. Dobrze pan zrobił rzekł barman. Ta kobieta. To tancerka Josie odparł barman. Niech pan patrzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]