Podobne
- Strona startowa
- Steven Rosefielde, D. Quinn Mil Masters of Illusion, American L
- [4 1]Erikson Steven Dom Lancu Dawne Dni
- Brust Steven Jhereg (SCAN dal 866)
- [5 2]Eriskon Steven Przyplywy Siodme zamkniecie
- Cierpienia wynalazcy Balzac H
- Andre Norton Morska Twierdza
- Herrmann Hors Jan Pawel II zlapany za slowo
- Focjusz Kodeksy III
- Agata Christie Spotkanie w Bagdadzie (3)
- Tolkien J.R.R Wyprawa (3)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podczas gdy oszołomiony zaprzestał na chwilę walki, dojrzałem przelotnie nad jego ramieniem Bethesdę.W rękach ściskała drewnianą belkę, której używaliśmy do zamykania drzwi, tak ciężką, że ledwie mogła ją utrzymać.Uniosła ją do kolejnego ciosu, ale zachwiała się pod ciężarem i zatoczyła do tyłu.Rudobrody odzyskał równowagę.Z rozcięcia na głowie sączyła się krew, zalewając mu usta i brodę; wyglądał jak oszalałe zwierzę albo wilkołak raczący się krwią ofiary.Uniósł się na kolana i obrócił ku niej z gotowym do ciosu sztyletem.Uderzyłem go w pierś, ale nie miałem dość siły, by odniosło to skutek.Sztylet świsnął w powietrzu, ale zdołał jedynie przeciąć szatę dziewczyny, nie raniąc jej.Napastnik szybko odwrócił się w drugą stronę, złapał wolną ręką materiał i pociągnął, aż upadła do tyłu.Belka wypadła jej z rąk i opadła pod własnym ciężarem; czy przez przypadek, czy też już wycelowana, trafiła go w czubek głowy, uderzenie było tak silne, że przewrócił się na mnie.Zanim upadł, schwyciłem jego uzbrojoną rękę i wykręciłem ku górze.Ostrze wbiło mu się w pierś po rękojeść.Jego twarz, z oczami wywróconymi w górę i szeroko rozwartymi ustami, znalazła się tuż nad moją.Od odoru czosnku i zepsutych zębów zrobiło mi się słabo.Nagle zatrząsł się, jakby coś w nim eksplodowało.W chwilę potem z otwartych ust buchnął strumień krwi.Gdzieś z oddali doszedł mnie krzyk Bethesdy.Wielki, martwy ciężar przygniatał mnie do podłogi.Ciało jeszcze drgało w konwulsjach, krew płynęła, zalewając mi oczy, nozdrza i usta, czułem ją nawet w uszach.Usiłowałem się uwolnić, ale udało mi się to dopiero z pomocą Bethesdy.Przewróciliśmy ogromnego trupa na plecy; leżał, wpatrując się niewidzącymi, wytrzeszczonymi oczyma w sufit.Z trudem podniosłem się na kolana.Objęliśmy się kurczowo, oboje drżąc tak bardzo, że ledwo mogliśmy się utrzymać razem.Wyplułem krew, dmuchnąłem nosem i otarłem twarz o jej czystą białą tunikę.Tuliliśmy się do siebie, głaskaliśmy i bełkotaliśmy niewyraźne słowa pociechy i uspokojenia, jak ocaleli z jakiejś wielkiej katastrofy.Lampa dopalała się i migotała, rzucając upiorne cienie; w jej pulsującym świetle zdawało nam się, że zwłoki wciąż jeszcze drgają.Nieziemska noc panowała nad nami niepodzielnie, byliśmy kochankami z poematu, jedno nagie, drugie na pół ubrane, obejmowaliśmy się, klęcząc nad olbrzymim, nieruchomym jeziorem.To jezioro jednak było z krwi – tyle krwi, że mogłem zobaczyć w niej swoje odbicie.Patrzyłem sobie w oczy i nagle, wstrząśnięty, wróciłem do rzeczywistości i wiedziałem, że nie jestem w koszmarnym śnie, ale na ziemi, w samym sercu wielkiego, śpiącego miasta.ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI– Nie ma wątpliwości – powiedziałem z naciskiem – że ostrzeżenie było przeznaczone dla ciebie, Cyceronie.– Ale jeżeli on zamierzał zamordować ciebie i twoją niewolnice, dlaczego nie zrobił tego w pierwszej kolejności? Dlaczego nie zabił was we śnie, żeby potem spokojnie napisać swą wiadomość?Wzruszyłem ramionami.– Bo miał już wystarczająco dużo krwi z rozciętego gardła Zotikusa.Bo w domu panowała cisza i nie obawiał się, że się przedwcześnie obudzę.Bo mając napis już gotowy, na wypadek nieprzewidzianych komplikacji, albo gdybyśmy zdążyli krzyczeć przed śmiercią, mógł natychmiast umknąć.A może też czekał na nadejście wspólnika? Nie mam pojęcia, Cyceronie.Nie mogę mówić za nieżyjącego.Ale on chciał mnie zabić, tego jestem pewien.Ostrzeżenie zaś adresowane jest do ciebie.Księżyc już zaszedł.Noc weszła w najczarniejsze stadium, choć do brzasku, nie mogło być daleko.Bethesda była gdzieś w kwaterach niewolników, miałem nadzieję, że twardo śpi.Rufus, Tiro i ja siedzieliśmy w gabinecie Cycerona, otoczeni lampami.Nasz gospodarz chodził tam i z powrotem, pocierając podbródek i strojąc przeróżne miny.Twarz miał ściągniętą i zmęczoną, szczęki pokrywał zarost, ale oczy mu błyszczały i ani mu w głowie był sen.Tak go zastaliśmy z Bethesdą, kiedy załomotaliśmy nad ranem w jego drzwi po pospiesznym przemarszu przez pół miasta w środku nocy.Cycero nie spał, a dom był jasno oświetlony.Niewolnik z zapuchniętymi oczami poprowadził nas do gabinetu, po którym adwokat z plikiem pergaminów w garści chodził żwawym krokiem, czytając na głos i popijając parującą zupę z porów – receptę Hortensjusza na słodkie brzmienie głosu, podczas gdy Tiro zapisywał dyktowany tekst, Cycero prawie zakończył komponowanie roboczej wersji mowy obrończej, nad którą, pracował nieprzerwanie całą noc.Kiedy przybyliśmy, drżący i zakrwawieni, odczytywał ją właśnie na próbę Tironowi i Rufusowi.Bethesda szybko zniknęła, przytulona do gospodyni Cycerona, która obiecała zająć się nią troskliwie.Cycero nalegał, bym się obmył i zmienił odzienie, zanim zrobię cokolwiek innego.Starałem się jak mogłem, ale w jasnym gabinecie dostrzegałem, wciąż nowe, nie domyte plamki zaschniętej krwi wokół paznokci i na gołych stopach.– Więc teraz w twoim domu są dwa trupy – zwrócił się do mnie Cycero, przewracając oczami.– Ach, cóż, rano poślę tam kogoś, by się nimi zajął.Nowe wydatki! Bez wątpienia właściciel owego Zotikusa nie będzie uszczęśliwiony, kiedy zwrócimy mu go martwego.Trzeba będzie mu zapłacić.Giordianusie, jesteś jak bezdenna studnia, do której wciąż wrzucam pieniądze.– Ten napis – wtrącił Rufus w zamyśleniu.– Jak on dokładnie brzmiał, powiedz jeszcze raz?Przymknąłem oczy i ujrzałem każde słowo, płonące żywą czerwienią, w świetle migoczącej lampy.– Głupiec nie posłuchał i teraz jest trupem.Mądrzejszy niech zrobi sobie wakacje z nadejściem id majowych – przytoczyłem.– Poprawiał też na świeżo tamten stary napis.– Cóż za pedant – skomentował Cycero.– Właśnie.Ortografię też znał lepiej od Malliusza Glaucji.Jego litery są kształtne i wyglądało na to, że pisze z pamięci, a nie odtwarza znaki z papieru.Niewolnik jakiegoś znaczniejszego pana.– Mówią, że Chryzogonos trzyma gladiatorów, którzy potrafią czytać i pisać – powiedział Rufus.– Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]