Podobne
- Strona startowa
- Simak Clifford D Dzieci naszych dzieci (SCAN dal (3)
- Heyerdahl Thor Aku Aku (SCAN dal 921)
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie (SCAN dal 756
- Moorcock Michael Zwiastun Bur Sagi o Elryku Tom VIII (SCAN da
- Clarke Arthur C. Baxter Stephen Swiatlo minionych dni (SCAN dal
- McCaffrey Anne Lackey Mercedes Statek ktory poszukiwal (SCAN d
- Norton Andre Lackey Mercedes Elfia Krew (SCAN dal 996)
- Moorcock Michael Perlowa Fort Sagi o Elryku Tom II (SCAN dal
- Moorcock Michael Elryk z Meln Sagi o Elryku Tom I (SCAN dal 8
- Lis Tomasz Co z ta Polska.BLACK
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- btobpoland.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy liście zwinęły się i zaczęły płonąć, lewą dłonią ująłem leżące na kopercie włosy i poczułem, że czar zaczyna działać.Poznaje się to zawsze po wyostrzeniu pewnych zmysłów - w tym wypadku był to zmysł dotyku.Włosy czułem tak wyraźnie pod opuszkami palców, że mógłbym chyba odrozróżnić je, kierując się szczegółami.Położyłem je na płonące liście.Cawti recytowała głośniej, teraz słowa brzmiały prawie wyraźnie.W tym momencie poczułem w mózgu nagły wzrost mocy - gdybym już zaczął rzucać czar, na pewno bym się pomylił, tak mi się zakręciło w głowie.W następnej sekundzie usłyszałem pytanie Daymara:Można pomóc?Nie odpowiedziałem, próbując zapanować nad większą dawką psychicznej energii, niż kiedykolwiek miałem do dyspozycji.Stłumiłem chęć warknięcia i obelżywego odrzucenia niewczesnej propozycji - uraziłbym go tylko i jeszcze bardziej skomplikował sobie życie.Własny gniew obserwowałem zresztą jakby z boku - jakby przytrafił się on komuś obcemu.Każdy, najprostszy nawet czar wiąże się z pewną dozą niebezpieczeństwa, jest to bowiem kwestia zgromadzenia stosownej ilości energii w umyśle i odpowiedniego manipulowania nią, jakby była czymś zewnętrznym.Nieczęsto, ale zdarza się, że czarownica traci kontrolę nad czarem, co zawsze kończy się uszkodzeniem umysłu, a często jego zniszczeniem.Daymar nie miał o tym pojęcia, bo i skąd, i jedynie jak zwykle pomagał nieproszony.Zacisnąłem zęby i spróbowałem wykorzystać gniew do kontroli siły, którą wspólnie stworzyliśmy, i ukierunkowania jej do rzucenia czaru.Gdzieś czułem Loiosha walczącego o utrzymanie swojej kontroli i przejęcia ładunku, z którym sam nie byłem w stanie sobie poradzić.Z Loioshem łączyła mnie tak głęboka więź, że cokolwiek przydarzyłoby się mnie, on poczułby dokładnie te same skutki.Więź umocniła się, przepłynęła przez nią większa ilość energii i zacząłem mieć cień nadziei, że się uda.Gdyby nie złość, byłbym przerażony, a tak wściekłość zablokowała strach i udało mi się pozostać we względnej równowadze psychicznej.Czas rozciągnął się w obu kierunkach.Słyszałem Cawti recytującą jakby z wielkiej odległości, ale stałym rytmem.Wiedziałem, że musiała poczuć, co się dzieje, i że stara się pomóc.Wiedziałem też, że muszę tę energię ukierunkować w czar, bo inaczej znajdzie ujścię w inny sposób.I wiedziałem też, że jeśli Loioshowi coś się stanie, Daymar jest trupem.Loiosh robił co mógł - czułem jego wysiłki, by przyjąć i kontrolować jak największą dawkę energii.Dlatego właśnie czarownice mają familiary.Sądzę, że tym razem mój uratował mnie.Poczułem, że odzyskuję kontrolę, i zwalczyłem pokusę, by przyspieszyć następny etap, byle szybciej uwolnić energię.Nikt rozsądny nie przyspiesza niczego, rzucając czar.Włosy zaczęły się palić, dodając swoją część do unoszącego się dymu i pary.Powinny nadal mieć połączenie z właścicielem, toteż skupiłem się, by odszukać je i wykorzystać do dotarcia do celu.Uniosłem ręce, obejmując szarobiały dym, i poczułem ruch energii: od siebie do Daymara, Loiosha, Cawti i znów do mnie.Pozwoliłem jej płynąć, póki dym nie przestał się unosić, co było pierwszym widocznym objawem czaru.Powoli zbliżyłem dłonie, zagęszczając dym przed swoją twarzą, i pchnąłem tam całą dotąd utrzymywaną w umyśle energię.Usłyszałem rozkaz “Do szarży” i pięć tysięcy Smoków zaatakowało okopane siły ludzi.kochałem się z Cawti pierwszy raz, zastanawiając się, czy zabije mnie, nim skończymy, i uświadamiając sobie, że jest mi to obojętne.Dzurbohater wchodzący samotnie na górę Dzur na spotkanie Sethry Lavode, która stanęła przed nim z ostrzem o imieniu Iceflame w dłoni.Mała dziewczynka o wielkich brązowych oczach uśmiechnęła się do mnie.Wiązka energii przypominająca czarną błyskawicę nadlatywała i uderzyłem w nią Spellbreakerem, zastanawiając się, czy zadziała.Aliera stojąca przed cieniem Kierona Zdobywcy w Przedsionku Sądu na Ścieżkach Umarłych poza Bramą Śmierci.I w tym momencie miałem także w umyśle wszystko, co wiedziałem o Mellarze, miałem też złość na Daymara, a nade wszystko zaś miałem swoją nadzieję i pragnienia.Za ich pomocą sięgnąłem przez dym, poza dym i w dym ku temu, który był z nim związany.Cawti ani na moment nie przerwała recytacji, choć słów nadal nie mogłem zrozumieć.Loiosh stanowił część mnie i cały czas polował, szukając ofiary.A Daymar, równocześnie odległy i stanowiący część nas, jaśniał niby latarnia, której światło złapałem, ukształtowałem i wepchnąłem.Poczułem odzew.Powoli w dymie zaczął tworzyć się obraz, który zasilałem stopniowo energią, zmuszając się do ignorowania twarzy, która się formowała, gdyż w tym momencie była ona bez znaczenia, a mogła mnie zdekoncentrować.I jeszcze.wolniej.opuściłem.prawą.rękę.i.zacząłem.zwalniać.kontrolę.nad.czarem.Loiosh przejmował ją fragment po fragmencie, aż przejął całkowicie i utrzymał.Moim największym wrogiem stało się zmęczenie, któremu nie mogłem się w żaden sposób poddać.Dopiero gdy Loiosh przejął pełną kontrolę, pozwoliłem sobie spojrzeć na wizerunek uformowany w dymie, równocześnie prawą dłonią łapiąc kryształ.Obraz przedstawiał twarz mężczyzny w średnim wieku, o rysach zbliżonych do rysów przedstawicieli Domu Dzura.Ostrożnie uniosłem kryształ, aż znalazł się na poziomie moich oczu, wstrzymałem oddech i wymówiłem polecenie.Wizerunek nie drgnął - Loiosh okazał się naprawdę pojętnym uczniem.Cawti zaprzestała recytacji - zrobiła, co do niej należało, i teraz tylko dawała mi energię potrzebną na dokończenie czaru.Zamknąłem lewe oko, przez co obraz widziany przez kryształ nieco się rozmył, ale pozostał i tak wystarczająco wyraźny, by dało się go zidentyfikować.Jeszcze chwila pełnej koncentracji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]