Podobne
- Strona startowa
- Antologia James Lowder Krainy Chwaly (SCAN dal 690)
- Antologia James Lowder Krainy Chwaly
- Alistair MacLean HMS Ulisses (3)
- Susan C. W. Abbotson Critical Companion to Arthur Mi
- Bond Michael Jeszcze o Paddingtonie
- Orwell George Rok 1984 (SCAN dal 755)
- Weber Ringo tom 4 Nas niewielu
- Nik Pierumow Czarna Wlocznia
- Rok1794 t. 3 Reymont
- W dol Tim Johnston
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszedł, ani się przeżegnał, ani czoła uchylił i poważnie, uroczyście krocząc przez kościół,kiedy trumnę wymijał, wzniósł pięść kościstą i kilkakroć w wieko nią silnie uderzył, aż całaświątynia, poważnym napełniona milczeniem, rozległa się echem grobowym.Dreszcz jakiśdziwny przejął serca wszystkich obecnych, którzy z trwożnym zdumieniem obrócili oczy nastarca.On zimny, posągowy jak przedtem, ani spojrzał na nikogo, ani jednego rysu w twarzynie zmienił i przeszedłszy przez cały kościół wyszedł na smętarz.Po nabożeństwie dowiedziałem się od miejscowych mieszkańców, że dziwny ten starzecod lat już kilkudziesięciu tuła się po okolicy, nigdzie miejsca zagrzać nie mogąc, zawsze takimilczący, smutny, odrętwiały, zamyślony i zapatrzony, obojętny na wszystko, co go otacza:skwary czy mrozy, litość czy szyderstwo; nie dbający ani o pokarm, ani o odzież, ani o jał-mużnę pieniężną i nieświadomy nawet, kto go okrywa, kto karmi, i gdzie się obracają pienią-dze, które mu do rąk litościwi kładą.Wieczny wędrownik, nieraz w najsroższe mrozy bosy,bez czapki, w letniej odzieży, przechodząc z wioski do wioski i ze dworu do dworu, wejdziejednymi, wyjdzie drugimi drzwiami, ani słówka do nikogo nie przemówiwszy; czasem się wezwierciadło popatrzy, czasem brząknie na fortepianie, czasem na paradnej kanapie usiądzie,ani spojrzawszy na nikogo, jak gdyby nikt oprócz niego nie istniał, dalej powędruje bez myślii wiedzy.Starałem się dowiedzieć o przyczynie tego obłąkania smutnego, ale nikt nie mógł ciekawo-ści mej zaspokoić.Parę razy sam z biednym starcem próbowałem rozmowy, ale i z głucho-niemym nie poszłoby gorzej: bo nie tylko najwyrazniej znać było, że słów moich nie słyszy inie rozumie, lecz że się nawet ani domyśla, że do niego przemawiam! I tak zawsze i z każ-dym: nikt ani łzy w jego oku, ani uśmiechu, ani gniewu na twarzy nigdy nie -widział; nikt anijęku, ani najmniejszej skargi lub prośby nie słyszał!Po tych więc pokuszeniach daremnych i ja z innymi obojętnym już okiem patrzeć zaczą-łem na ten automat, przypominając tylko na jego widok fantastyczną powieść o owym kupcuholenderskim, co okulawszy znalazł jakiegoś mechanika sławnego, który mu tak misternekorkowe nogi dorobił, że jak się raz puścił na nich w świat boży, tak poszedł i poszedł, za-trzymać już się nie mogąc, i dotąd gdzieś chodzi, trup zawędzony i wyschły.Aż oto przed kilką laty jeden z moich znajomych zamieszkałych w Murafie, z którym nie-raz o nieszczęśliwym Kiforze rozmawiałem, przybywszy do mnie, ledwie próg przestąpił,ledwie mi rękę podał. Siadaj rzekł i pisz, bo ciekawą historię tobie przywiozłem. I cóż to za historia? Bardzo ciekawa i pewny jestem, że wdzięczny za nię mi będziesz. Z góry dziękuję; ale powiadajże czym prędzej. Biedny Kifor nie żyje! Niechże mu ziemia lekką będzie! Niechże mu odpoczynek wieczny, gdy go za życia niemiał, tułacz nieszczęśliwy! Ale gdzież jest historia? W jego śmierci właśnie.Wyobraz sobie: onegdaj przychodzi do mnie ksiądz Jan, nad-zwyczajnie wzruszony i zapłakany; a kiedy go pytam z troskliwością serdeczną o przyczynętego wzruszenia, on mi powiada, że przed chwilą ostatnie dał namaszczenie Kiforowi bied-nemu.139 Czegóż więc płaczesz, księże dobrodzieju? rzekłem mu na to. Wszakże, jak mnie-mam, śmierć dla tego biedaka jedynym była dobrodziejstwem, o jakie dlań Boga mogliśmyprosić. Prawda! odparł ksiądz Jan ale gdybyś jego spowiedz posłyszał, tobyś i sam od łezpowstrzymać się nie mógł. Jak to? zapytałem zdziwiony alboż się spowiadał? Wszakże od lat wielu nikt anisłówka odeń nie słyszał. Właśnie też tym rzewniejsza cała ta okoliczność.Posłuchaj tylko.Dziś rano nieszczęśli-wy ten starzec przyszedł do chaty Karpa pobereżnika, siadł na ławie pod piecem, chwil paręrozglądał się po całej izbie, po świętych obrazach zawieszonych na ścianach i po ludziachmało zważających na niego, a wreszcie rzekł do Karpa: Panie gospodarzu! Pozwólcie mi, proszę, umrzeć w waszej chacie!.Karp, zdziwiony tym głosem, którego nigdy z ust biednego obłąkańca nie słyszał, z wielkąskwapliwością wraz z żoną i córką przypadł do niego i poczciwie pytać się zaczął, co mu jesti jakiej potrzebuje rady? Niczego mi nie trzeba! Umrzeć tylko tutaj pozwólcie i księdza do mnie poproście.Karpowa i jej dzieci zaczęły płakać i zawodzić swoim zwyczajem, jakby im kto z rodzinyumierał, a Karp szkapki dopadłszy czym prędzej puścił się do mnie.Wpadł zadyszany. Dobrodzieju! Kifor umiera, spowiedzi żąda!. Jak to? zapytałem wszakże on nic nie mówi i przytomności nie ma? Mówi już, mówi! I przytomny zupełnie! odparł pobereżnik.Zdziwiony tą nowiną, wziąłem wiatyk święty i udałem się do chaty Karpa.Wszedłszy do izby zastałem Kifora klęczącego przed obrazami i we łzach rzewnych gło-śno się modlącego.Na odgłos dzwonka, zwiastującego przyjście Zbawiciela na ratunek duszyjego grzesznej, biedny starzec, z klęczek nie wstając, chyżo się ku mnie obrócił i wnet upadłtwarzą do ziemi, głośnym się łkaniem zaniósłszy.Kobiety z płaczem rzuciły się ku niemu i podniósłszy go posadziły na ławce, lecz starzecznowu na klęczki się osunął i ręce moje całując prosił, abym go wyspowiadał.Skinąłem naobecnych, aby się oddalili, lecz on oświadczył, że pragnie, aby wszyscy zostali i wobecwszystkich życie mi swoje opowiedział, w którym od ostatniej spowiedzi w sam dzień ślubuodbytej, przed laty kilkudziesięciu, ani jednego grzechu nie było, bo przez lat kilkadziesiątdusza tego człowieka, snem letargicznym zdjęta, o niczym wiedzy ani myśli nie miała.A hi-storia jego jest taka.Przed laty kilkudziesięciu, młody, dziarski i zamożny parobczak, kochał Kifor poczciwą,hożą, ale ubożuchną dziewczynę, zostającą na służbie u jednego z bogatszych gospodarzy;kochany wzajem tą wielką, prostą miłością, która jeśli się trafi u ludu, to już taka, o jakiej wksiążkach tylko czytać, naprawdę myślał o związku z nią małżeńskim.Ale jak się rodzicegniewać, a sąsiedzi i sąsiadki radzić zaczęli, tak lekkomyślny chłopak i zmienił swój zamiar, izaswatał wkrótce córkę najbogatszego kmiecia, którą mu naraiły kumoszki.Biedna sierotadowiedziawszy się o tym przepadła gdzieś bez wieści; Kifor zafrasował się zrazu i zasmuciłtym bardzo chodził jak obłąkany, jak struty; ale mu żal i smutek wyperswadowały kumosz-ki i skłoniły go wreszcie, że dał na zapowiedzi z bogatą ową dziewczyną i trzeciego tygodniawesoło do ołtarza z nią poszedł.Po odbytym ślubnym obrzędzie, kiedy państwo młodzi wychodzili z kościoła i już w progukruchty stanęli, jęk żałosny, przeciągły, straszny dał się nagle słyszeć.Obejrzał się Kifor,dziwną jakąś trwogą przejęty, i w ciemnym kącie kościelnego przedsionka ujrzał pierwsząswoję kochankę, która oparłszy się plecami o ścianę, by snadz nie upaść z bólu, i załamawszyręce zwieszone, z liczkiem wybladłym, z włosami rozwianymi bezładnie, z usteczkami posi-niałymi, oczy łzami zalane z takim rzewnym, z takim boleściwym zwróciła nań wyrzutem, że140w jednej chwili dusza się w nim rozpadła
[ Pobierz całość w formacie PDF ]