Podobne
- Strona startowa
- Laurens Stephanie Czarna Kobra 03 Zuchwała narzeczona(1)(1)
- Jordan Robert Czarna Wieza (SCAN dal 930)
- Agatha Christie Czarna kawa
- Jordan Robert Czarna wieza
- Agatha Christie Czarna kawa (3)
- P.D. James Czarna wieza
- James P.D Czarna wieza
- NEJ 10 Denning Troy Gwiazda po gwiedzie
- Borrego, Orlando Orlando Borrego Che, el camino del fuego
- Krystyna Siesicka Zapalka na zakrecie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- zuzanka005.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sandello podał Wodzowi kopię, tarczy Król Bez Królestwa nie wziął.I nikt nie wiedział, czy ma na sobie w ogóle jakąś zbroję.Król Gondoru niespiesznie chwycił swój złocony róg, zatrąbił.W tej samej chwili, jakby pękły jakieś niewidzialne pęta, koń Olmera poderwał się do biegu, coraz bardziej przyspieszając.Niewiarygodny ryk rozległ się w szeregach nieprzyjaciela.Ale i wierzchowiec władcy Gondoru nie ustępował ogierowi jego przeciwnika.Zaczął rozpędzać się równie szybko.Hobbit, wstrzymawszy oddech, patrzył, jak zbliżają się dwie postacie - jasna i ciemna - i jak groty ich kopii płoną niczym dwie małe gwiazdy.Przeszłość zderzała się z teraźniejszością, odległy potomek Boromira domagał się zapłaty od potomka zwycięskiego niegdyś przeciwnika.Olmer pędził, niedbale skierowawszy grot kopii gdzieś w bok, król natomiast gnał, pochyliwszy się nad grzywą wierzchowca, a jego kopia była już wycelowana prosto w pierś mknącego mu naprzeciw wroga.Jeźdźcy zbliżali się błyskawicznie.Serce hobbitowi zamarło, wydawało mu się, że przestało bić.Król Gondoru nie mógł nie zwyciężyć! Tu, w uczciwej walce, pierś w pierś.Zaraz, zaraz się zetrą i jasny książę zmiecie ciemnego, wdepcze go w ziemię kopytami swego bojowego rumaka, i Obowiązek hobbita zostanie spełniony.Ale Olmer nie podjął zaproponowanej mu uczciwej walki.Król parł do pojedynku, by zwyciężyć lub umrzeć, a Wódz tylko żeby zwyciężyć.Król Bez Królestwa miał zbyt wielkie plany, by ot tak sobie zdać się na przypadek.Gdy jeźdźców dzieliło nie więcej niż trzydzieści kroków, Olmer niespodziewanie spiął konia, który stanął dęba; kopia została odrzucona, a z głębi czarnego płaszcza obciągnięte rękawiczkami dłonie błyskawicznie wydobyły łuk i strzałę.Nieuchwytnym dla oka ruchem naciągnął cięciwę.Po niewiarygodnie krótkiej pauzie cięciwa brzęknęła i.Ciężki ni to jęk, ni to wrzask trwogi i wściekłości wyrwał się z ust gondorskich wojowników.Wierzchowiec ich króla jeszcze pędził, ale sam władca Gondoru już zwalił się na plecy, wolno spadał z siodła, a z ocznej szczeliny jego hełmu sterczała czarna strzała - charakterystyczna broń Hazgów.Olmer nienadaremnie nosił kiedyś miano Okrutnego Strzelca.Natychmiast ochryple odezwały się rogi w szeregach Wodza.I poganiając biczami konie, niczym rzeka, która przerwała tamę, runęła jazda Easterlingów; niskie koniki Hazgów przeszły w szalony galop, rozległo się trzaskanie kusz Angmarczyków; masa wojsk Olmer a ruszyła do ataku, a bojowy ryk wojowników, wydawało się, że zaraz przepołowi niebo, które runie w dół.Młoda potęga Wschodu.***Zaledwie ciało władcy Gondoru znikło pod lawiną końskich kopyt, a już coś pękło w gondorskiej armii.Łamiąc szyki, szeregi zaczęły się cofać.Fala uciekinierów pochwyciła Folka, zakręciła nim, powlokła ze sobą.Kliny Angmarczyków cięły tłumy wycofujących się.Hobbit skoczył, rzucając się pod kopyta angmarskiego rumaka, wyrzucił w górę rękę z mieczem, poczuł opór ciętego ciała, wyuczonym ruchem wyszarpnął klingę i rzucił się w kierunku przyjaciół.Krasnoludy na pewno nie ruszą się z miejsca, będą na niego czekać.Zakrzywiony jatagan wroga nad uchem przeciął ze świstem powietrze.Hobbit przypadł do ziemi, zwinąwszy się w kłębek, koń przeskoczył przezeń i Folko stracił strzałę, wpakowawszy ją dokładnie w podstawę szyi, w odsłoniętą na chwilę szczelinę w zbroi.Wtedy przestrzeń dokoła nagle opustoszała i zobaczył krasnoludy, kawaleria Wodza waliła dalej; piechota jeszcze nie zdążyła dotrzeć.Torin i Malec stali nad kilkoma nieruchomymi ciałami, ostrza ich broni już zdążyły się zaczerwienić.- Uciekamy! - wrzasnął Torin.Biegiem ruszyli do obozu, gdzie zostały ich konie i bagaże; uciekali, czasem odgryzając się szybkimi wypadami.Jazda Olmer a w pełnym galopie cięła usiłujących salwować się ucieczką Gondorczyków i tylko ci, którym wystarczało męstwa, by odwrócić się, stanąć plecami do siebie, mogli wyrwać się ze śmiertelnego pierścienia.Jakimś cudem krasnoludy i hobbit dotarli do obozu, akurat w chwili, kiedy dopadli ich pędzący na czele pościgu Easterlingowie, którzy rzucili się najpierw do chwytania nieprzyjacielskich koni.Przy koniowiązie wybuchła zaciekła walka; hobbit i krasnoludy już zauważyli swoje konie, ale musieli jeszcze do nich dotrzeć.Była taka chwila, kiedy na ramiona Torina opadł arkan, ale Folko i Malec wczepili się w rzemień, szarpnęli razem z Torinem i pechowy przeciwnik wyleciał z siodła; daga małego krasnoluda dokończyła dzieła.Wskoczyli na koń i wypadli z kotłowaniny boju.Kilka razy trafiały ich strzały, a hobbit zamierał ze strachu, nie o siebie, tylko o wierzchowce.Ale udało się.Skierowali konie na północny zachód, gdzie w pewnej odległości widniał niewielki lasek.A za plecami kończył się pogrom gondorskiej armii.***- Chyba sam Durin i na pewno Jasna Królowa chronią nas, nie wiem w jakim celu - westchnął Torin, gdy głęboką nocą zatrzymali się, dając odpocząć zamęczonym wierzchowcom.- Już trzeci raz się uratowaliśmy! To nie wróży dobrego końca.- Nie kracz! - zmarszczył się Malec.- I bez twojego gadania mnie mdli.Powiedz lepiej, dokąd teraz się skierujemy.Według mnie już gorzej być nie może.Armia Gondoru rozbita, teraz Olmer jest panem Eriadoru.- Pójdziemy na północ, do Arnoru - odezwał się Folko.-Tam będziemy walczyli.- To nie ma sensu! Całe wojsko Namiestnika Olmer zmiecie jednym ruchem ręki!- No to co! Mamy się poddać? - bąknął hobbit.- Akurat - warknął Torin.- Tak żeśmy dopiekli temu Wodzowi, że teraz nie uratują nas żadne bransolety.Usmaży nas żywcem.- Albo połamie kołem - dodał Malec.- Może od razu uciekajmy do Haldor Kaisy?- Można.- odpowiedział Torin z wahaniem.- Nie sądzę, by Wódz zaczął teraz szturmować nasze pieczary.Ale kto wie.Ma taką siłę.Pamiętasz, jak rozwalił drzwi do jaskini?- Jeśli zapragnął wszechwładzy, żadne pieczary nas nie uratują - wtrącił się Folko.- Rozwali wszystko, reszty dokończą Pożeracze Skał.Z mojej ojczyzny mało co zostanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]