Podobne
- Strona startowa
- Christian Apocrypha and Early Christian Literature. Transl. By James
- James L. Larson Reforming the North; The Kingdoms and Churches of Scandinavia, 1520 1545 (2010)
- Anne McCaffrey Ocaleni Planeta dinozaurow 2
- Zolnierze zyja
- Chang Jung Dzikie łabędzie. Trzy c ory Chin
- Pan Wolodyjowski Sienkiewicz
- Applications Of DSP To Audio And Acoustics (Mark Kahrs)
- Fermenty t. 1 i 2 Reymont W
- (57) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Złoty Bafomet
- Margit Sandemo Saga o Ludziach Lodu t.1
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Leżała sztywno, ciepłe łzy spływały strumykiem po jej twarzy i spadały - zimne i ciężkie - na poduszkę.Pod nią leżał list Steve'a.Od czasu do czasu Ursula z bólem przekładała prawe ramię przez pierś i wkradała się palcami pod poduszkę, by dotknąć ostrej jak nóż krawędzi koperty.Mogg wprowadził się do mieszkania - teraz żyli wspólnie.Steve napisał jej o tym jakby od niechcenia.Można by pomyśleć, że jest to tylko tymczasowe i wygodne dla wszystkich rozwiązanie: mniejsza opłata za czynsz i dzielenie się obowiązkami.Mogg zarządzał kuchnią, Mogg przemeblował salonik i dobudował więcej półek; Mogg znalazł Steve'owi pracę w wydawnictwie, która dawała komfort stałego zatrudnienia i możliwość awansu.Na wiosnę miał się ukazać nowy tomik Mogga.Pytanie o zdrowie Ursuli brzmiało niezbyt szczerze.Tym razem Steve nawet nie poczynił niejasnych i nieszczerych obietnic dotyczących wizyty.Nie wspomniał też słowem o jej powrocie do domu, planowanym nowym mieszkaniu, rozmowach z lokalnymi władzami.Nie było takiej potrzeby.Przecież Ursula i tak nigdy nie wróci.Oboje o tym wiedzieli.Mogg również.List otrzymała dopiero podczas podwieczorku.Albert Philby wyjątkowo guzdrał się z pocztą i dopiero po czwartej dano jej list do ręki.Na szczęście siedziała sama w saloniku, gdyż Grace Willison jeszcze nie przyjechała z dziedzińca, aby się przygotować do podwieczorku.Nikt więc nie widział jej twarzy, gdy odczytywała list, nikt nie zadawał taktownych pytań albo jeszcze taktowniej się od nich powstrzymywał.Lecz gniew i ból nie opuściły jej aż do tej chwili.Próbowała opanować się, skupiając się na przeszłości i grze wyobraźni, usiłowała jak zwykle zjeść dwie kromeczki chleba, wypić herbatkę, wtrącić nic nie znaczące zdania do pogawędki.Dopiero teraz, kiedy ciężki oddech Grace Willison przeszedł w delikatne chrapanie, gdy już nie istniało niebezpieczeństwo spóźnionej wizyty Helen albo Dot, a Folwark Toynton wreszcie otulił się ciszą przed zapadnięciem w sen, mogła poddać się nastrojowi smutku oraz żalu i w końcu zacząć płakać nad sobą.Gdy już nie hamowała łez, nie zamierzały przestać płynąć.Żal całkowicie nią zawładnął.Nie potrafiła zapanować nad łkaniem.Nawet jej to nie sprawiało przykrości, nie miało nic wspólnego ze smutkiem czy tęsknotą.Łzy stanowiły jakby fizyczną demonstrację, równie nie kontrolowaną jak czkawka, ale cichą i niemal kojącą - nieprzerwany strumień.Wiedziała, co powinna zrobić.Nasłuchiwała poprzez rytm kapiących łez.Zza ściany dobiegało teraz jedynie regularne chrapanie Grace Willison.Wyciągnęła rękę i zapaliła światło.Wilfred kupił w sklepie żarówki o najmniejszej mocy, ale blask ich był i tak wręcz oślepiający.Zaczęła sobie wyobrażać, że ta jasna plama światła sygnalizuje jej intencje całemu światu.Wiedziała, że nikt jej nie widzi, ale w wyobraźni cypel nagle zapełniły postacie i odezwały się okrzyki.Przestała już płakać, ale przez zapuchnięte oczy ujrzała swój pokoik jak na niezupełnie wywołanej fotografii, dostrzegała obraz zamglonych i zniekształconych przedmiotów, drgających i rozpływających się, widzianych jakby przez kurtynę bólu przeszywaną promieniami światła.Czekała.Nic się nie stało.Z sąsiedniego pomieszczenia wciąż nie dochodził żaden dźwięk poza regularnym chrapaniem Grace.Następny krok był łatwy; już kiedyś robiła to dwa razy.Zrzuciła obie poduszki na podłogę i manewrując ciałem, dopełzła na brzeg łóżka, skąd zsunęła się delikatnie na poduszki.Pomimo że złagodziły one upadek, zdawało się jej, że cały pokój zadrżał.Znów czekała.Nie usłyszała jednak żadnych szybkich kroków na korytarzu.Uniosła się nieco na poduszkach, oparła o łóżko i zaczęła przesuwać ciało wzdłuż jego krawędzi.Teraz nic łatwiejszego, jak wysunąć rękę i wyciągnąć pasek ze szlafroka.Następnie zaczęła męczącą podróż w kierunku drzwi.Nogi miała bezwładne, jej siła została w rękach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]