Podobne
- Strona startowa
- (37) Sebastian Miernicki Pan Samochodzik i ... Wilhelm Gustloff
- Nienacki Zbigniew Pierwsza przygoda Pana Samochod
- (29) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Kaukaski Wilk
- Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i Skarb Atanary
- Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i Swiety relikw
- Tomasz Olszakowski Pan Samochodzik i Arka Noego
- Zbigniew Nienacki Pan Samochodzik i . Wyspa Zlocz
- Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i . Wyspa Zlocz
- T. Zelenski Boy Slowka (2)
- ÂŚwietlisty Kamień 01 Nefer Milczek Jacq Christian
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiadłem na krześle i opowiedziałem o mężczyznie w taksówce, którego interesowałzamek, o śledzącym mnie białym oplu, o liście elektronicznym od L L.i wreszcie o Romku ,moim prześladowcy.Nie wspomniałem tylko o dziwnym zachowaniu Mietka, gdyż niewypadało przed kierownikiem zle mówić o jego pracowniku.Tym bardziej, że nie miałemżadnych dowodów na udział Mietka w porwaniu.W zamian podzieliłem się z kierownikiemdomysłami, że ów Romek działa na czyjeś zlecenie.To właśnie ta osoba pociągała za sznurki w tej grze.Poza tym ktoś z zamku mógł byćzamieszany w intrygę związaną ze sprawą Bafometa.Kierownik wysłuchał mnie z rozdziawioną buzią.- Niesłychane - rzucił cicho.- Nieprawdopodobne.Czy zawiadomił pan policję?- Właśnie mam zamiar, choć wątpię, aby cokolwiek nowego zdołali ustalić.Czy to cośda? Nic mi nie zginęło, głowę zaś mam twardą.Dostać w łeb, to dla detektywa normalka.Nakażdym filmie detektyw obrywa po łepetynie i pózniej lepiej od tego myśli.Obawiam się, żenawet Romka nie złapią.Jeszcze udzielą mi pewnie upomnienia, że łażę wieczorami pookolicy.A kiedy im powiem, że facet w taksówce oglądał zamek, narażę się na kpiny.Mało tomamy turystów w kraju?- Dlaczego mi pan to wszystko mówi? - wystraszył się.- Chciałbym, aby pan wiedział o wszystkim.Muszę się wygadać.Naradzić.Mówiłem jeszcze przez chwilę, lecz nagle zerwałem się z krzesła i podbiegłem dodrzwi.Jednym szarpnięciem klamki otworzyłem je, ale w korytarzu nikogo nie było.Amiałem wielką nadzieję na przyłapanie kierowcy Mietka na podsłuchiwaniu, tak jak ostatnio,gdy byłem w tym gabinecie.Wtedy to kierownik zbagatelizował całą sprawę, i jazlekceważyłem ten epizod, ale teraz moja podejrzliwość stała się niemal obsesyjna.- Panie Pawle - zaczął kierownik, gdy zaniknąłem drzwi i zbliżyłem się do biurka.-Niech pan odpocznie.Jutro porozmawiamy i zastanowimy się nad całą sprawą.Radzęzawiadomić policję, a wieczorami proszę nie wychodzić z zamku.Moją uwagę przykuł damski śmiech za oknem gabinetu.Zmysłowy i długi.Wychyliłem się bardziej ku oknu.Na trawniku Alina rozmawiała z lekko łysiejącym naczubku głowy mężczyzną, na karku którego dyndał długi kucyk.Facet ów miał okołoczterdziestu lat i był ubrany w jasną tunikę oraz jasne spodnie.Zachowywał się swobodnie, bynie rzec - frywolnie.Uśmiechał się do Aliny szelmowsko, dotykał jej pięknych włosów iszeptał kobiecie coś do ucha.Ten idylliczny widok wpędził mnie w kiepski nastrój.- A to kto? - mruknąłem zły.- To Maurycy Stachurski - westchnął ciężko kierownik i również wstał.- Ten malarz?!- Tak.- Co on tu robi?!- Alina go przyprowadziła.Podobno ofiarował jej jakiś obraz.W zamian malarzzaproponował urządzenie sesji malarskiej.- Pani Alina będzie mu pozować? - przeraziłem się.- Do aktów?- Nie, nie.Stachurski będzie malował nasz zamek.- Ach tak - pokiwałem głową, patrząc na flirtującą za oknem parę.Dopiero terazdostrzegłem leżące na trawie sztalugi i przybory do malowania.- Niezbyt chętnie zabiera siędo malowania ten artysta.Czy pan wie, że Stachurski to miejscowy hulaka i podrywacz?- Tak, wiem - odpowiedział smutno kierownik.- To właśnie w nim kobiety najbardziejlubią.Artysta musi być trochę próżny.Tak twierdzi moja żona.- Przede wszystkim malarz musi umieć malować.Tak uważa mój znajomy krytyk.- Obawiam się, panie Pawle, że nie musi - westchnął.- No dobrze.Nie musi.Tylko czemu zgodził się pan na obecność tutaj tego pajaca?- Alina nalegała.A sam pan wie, jak ciężko jej odmówić.Poza tym wystawa obrazówStachurskiego z malowidłami zamku przyniesie nam rozgłos.Sama korzyść.Też mi się niepodoba ten pajac , jak pan się o nim wyraził.Ale czy ja mam, panie, wpływ na babskiekaprysy?Chciałem odpowiedzieć, że jest kierownikiem, lecz machnąłem na wszystko ręką iskierowałem się do wyjścia.Zdaje się, że piękna Alina rządziła umysłami wszystkichmężczyzn w zamku, nie wyłączając samego kierownika.Idąc do siebie zastanawiałem się nadretorycznym pytaniem: czy ja również należę do tego grona?Przy wieży natknąłem się na powracających z pleneru Alinę i MaurycegoStachurskiego.Kobieta udawała, że mnie nie widzi, a może nawet, że mnie nie zna.Szła obokmalarza dzwigającego swój sprzęt i rozbawiona szczebiotała.I sam już doprawdy niewiedziałem, czy robi tak na złość światu, czy towarzystwo artysty naprawdę usposabiało jąradośnie do rzeczywistości.- Dzień dobry - ukłoniłem się im.Uśmiechnąłem się nawet do malarza.- Dzień dobry - skinęła głową obojętnie.- Przepraszam za spóznienie - rzuciłem.- Wczoraj.Po prostu nie mogłem.Stanęli.Alina odwróciła się do mnie, malarz zaś wykazywał daleko posuniętąobojętność wobec mnie.- Ach tak - westchnęła.- Rzeczywiście, miał pan przyjść do Bankietowej.Może to idobrze, że pana nie było.Pan Stachurski.- Maurycy - rzekł malarz i ucałował jej dłoń.- Jesteśmy na ty, Alino.- Rzeczywiście.Maurycy zdecydował się podarować mi swoje dzieło zatytułowane Alegoria miłości.- Chodzi o ten bohomaz, który wisiał w galerii? - zakpiłem.Maurycy Stachurski stał jednak niewzruszony i gapił się na mnie całkowicie obojętnie,żując nonszalancko gumę.Wydawał się osobnikiem nieczułym na złe słowa, człowiekiempozbawionym ambicji.Wcale nie zareagował na niegrzeczną uwagę o swoim dziele.Możedlatego, że miał w osobie Aliny swojego rzecznika.- Alegoria miłości to wielkie dzieło - oświadczyła.- Namaluj lepszy obraz i dopierowtedy krytykuj.Zamierzałem odpowiedzieć, lecz za nimi pojawił się kierowca Mietek.Zerknął nanaszą trójkę przelotnie i wreszcie ruszył do swojego żuka.Długo otwierał drzwiczki, gapiącsię na nas cały czas.- Nie umiem malować - odezwałem się.- Słyszałem, że zamierza pan uwiecznićzamek na płótnie?- To będzie akwarela - wyjaśnił malarz.- Jutro zaczynam.Mietek, który usiadł już za kierownicą żuka, zatrąbił.Alina odwróciła się do niego imachnęła ręką.- Muszę jechać do miasta - popatrzyła na nas.- Mogę cię podwiezć - zaproponował malarz.- Nie, dziękuję.Jestem umówiona z Mietkiem.Służbowo.Pożegnaliśmy się.Alina ruszyła krokiem pełnym wyniosłości w kierunku gotowego dojazdy żuka, szła w sposób piękny i zmysłowy.Malarz zaś poczłapał do starego volvo.Zostałem sam.Niespodziewanie zjawił się Wiktor, który wyszedł przed zamek na papierosa.Razem odprowadzaliśmy wzrokiem opuszczające zamek samochody.- Coś się panu stało? - przyjrzał mi się uważnie.- W głowę.- Drobnostka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]