Podobne
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- (25) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Skarby wikingów tom 1
- (37) Sebastian Miernicki Pan Samochodzik i ... Wilhelm Gustloff
- (57) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Złoty Bafomet
- (29) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Kaukaski Wilk
- Capp Colin Bron Chaosu
- linuxadm (6)
- Dav
- Sharon Michael Zdrowo jesc (2)
- Jeromin Gałuszka Grażyna Długie lato w Magnolii
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- psmlw.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było mi przykro, że pan mnie także nie zaprosił.Więc poszłam za wami, ale nie śmiałam podejść bliżej, bo przcież nie zaprosiliście mnie.Nie wiedziałam, że kaszel to coś bardzo złego.Machnąłem ręką.Tego, co się stało, już się nie odmieni.Nie pomogą ani tłumaczenia, ani wymyślania.- A swoją drogą ciekawe, po co on tutaj przyjeżdża? - głośno zastanawiał się.Tell.- Poszedł tam na wzgórek i zatrzymał się — przypomnial Sokole Oko.- Miał tu randkę, czekał na ukochaną - powiedziała Zaliczka.Pewnie chciał odetchnąć leśnym powietrzem - wtrąciła Teresa.Spojrzałem na nią uważniej, badawczo.- A pani, panno Tereso, nie rozpoznała owego pana? Samochód jego również nie wydał się pani znajomy?- Nie, nie.Skądże.Niczego nie rozpoznałam.Odpowiedziała zbyt prędko, bez odrobiny wahania, jakby spodziewała się takiego pytania i z góry zaplanowała odpowiedź.To właśnie wydało mi się podejrzane.- Więc ja pani powiem, kto to był.Hertel, pani dobry znajomy z Ciechocinka.- Tak? Naprawdę? Zupełnie go nie poznałam? - głos Teresy pełen był zdumienia.- W takim razie, po co ta cała historia? Ja go dobrze znam, mogłam go zatrzymać i po prostu zapytać, dlaczego tu przyjechał?- Pani ostrzegła go swoim kaszlem - nieoczekiwanie powiedział Wilhelm Tell.- Pani to zrobiła specjalnie, rozmyślnie.Myślałem, że Teresa rzuci się z pięściami na Tella, więc szybko stanąłem między nimi.Ale dziewczyna tylko wzruszyła ramionami.- To są bezpodstawne oskarżenia - rzekła.- I nic mnie nie obchodzi, co sobie o mnie myślicie.Udała obrażoną.Okręciła się na pięcie i mogło się wydawać, że odejdzie w las.Lecz pozostała.- Chodźmy na wzgórek, gdzie ów Hertel zatrzymał się i rozglądał na wszystkie strony - zaproponowałem chłopcom.Przedarliśmy się przez krzaki malin i pomaszerowaliśmy na wzgórek porośnięty młodym lasem.O, właśnie tutaj zatrzymał się ten osobnik - Wilhelm Tell stanął na szczycie pagórka.- A teraz rozejdźmy się i niech każdy zatacza wokól togo miejsca coraz szersze kręgi – rozkazalem.- On nie przyjeżdża tu podziwiać piękna leśnej nocy.W tej okolicy musi się znajdować coś takiego, co przywabia Hertla.I my musimy stwierdzić, co to takiego.Teresa przykucnęła na wzgórzu i zaczęła się głośno, sztucznie śmiać.- Oj, dzieci, dzieci - drwiła z nas.- Co wieczór pan Hertel urządza sobie przejażdżkę autem.Dla przyjemności.Mnie także proponował taką małą wycieczke, ale nigdy nie wyraziłam na nią zgody.Po prostu nudzi mu się w Ciechocinku.Wieczorem wsiada w auto, jedzie do lasu.W lesie, jak mi mówił, wypala papierosa.- W lesie nie wolno palić papierosów — wtrącłł surowo Sokole Oko.- Pan Hertel wypala papierosa - ciągnęła dalej - i wraca do domu wczasowego.Powlodziałem:- Okazuje się, że jednak panienka jest teraz skłonnna uznać, iż to był pan Hertel?Zrozumiała, że po tym, co powiedziała, nasze podejrzenia nabiorą większej mocy.Poczęła się wykręcać:- Wmówiliście mi, że to był pan Hertel.Zgodziłam się na to, choć przysięgam, że go nle rozpoznałam.Uwierzyłam wam, bo przypomniałam sobie o jego wieczornych przejażdżkach samochodem.- No, dobrze – kiwnąłem głową, udając, że jej wierzę - A teraz do roboty, chłopcy.Niech każdy spacerowym krokiem, pilnie rozglądając się po niebie i ziemi, zatacza kręgi wokół wzgórza.Rozeszliśmy się.Na wzgórku pozostała tylko Teresa.Chcąc nam okazać, jak obojętne wydają się jej nasze poszukiwania, zajęła się malinami.Krążyliśmy po młodym lesie, niewielkie sosenki sięgały nam do pasa.Przez cały czas widzieliśmy się wzajemnie, wymijaliśmy się - chyba nic nie mogło ujść naszej uwagi.Zatoczyłem krąg o promieniu chyba pięćdziesięciu metrów, gdy natknąłem się na obrośnięty młodymi drzewkami wylot starego betonowego bunkra.To był chyba ostatni bunkier z rozciągających się w lesie umocnień.Podłużną, czarną szparą spoglądał na mnie przez gałązki drzewek.Obszedłem go dookoła, ale ku swemu zdziwieniu nie znalazłem do niego wejścia.Zawołałem chłopców i Zaliczkę, spacerujących w zagajniku.Przybiegli natychmiast, a wówczas zapaliłem latarkę elektryczną, promień światła kierując w szparę strzelnicy bunkra.- Poczekajcie tu na mnie.Ja wejdę do bunkra - zdecydowałem.- Boże drogi, niech pan tego nie robi - pisnęła Zaliczka.- Może się tam ktoś zaczaił i wpadnie mu pan w ręce.Zjawiła się także Teresa.Powiedziała:- W tym bunkrze mogą być miny.Czytałam kiedyś w gazecie, że hitlerowcy zaminowywali bunkry.Wyznaję, że ta uwaga Teresy odebrała mi sporo odwagi.Jeszcze raz oświetliłem latarką szczelinę w bunkrze, przyklęknąłem i spróbowałem zajrzeć do wnętrza.Odwaga jednak okazała się zupełnie zbyteczna.Bunkier był zawalony, zasypany odłamkami betonu i ziemią.Zapewne hitlerowcy opuszczając teren wysadzili go w powietrze.Strop zapadł się do wnętrza i dlatego zamiast maleńkiego pagórka stanowił wgłębienie, pokryte młodymi sosenkami.Ocalała z bunkra tylko jego czołowa ściana z podłużnym otworem na działko.- Trzeba szukać dalej - rzekłem wstając z klęczek.Wznowiliśmy naszą wędrówkę po młodym lesie.Księżyc wzeszedł już dość wysoko, zrobiło się bardzo widno, rosa, pokrywająca gałązki sosenek, moczyła nam nogi.- Niech pan spojrzy - przywołał mnie nagle Wilhelm Tell, - Ktoś zupełnie niedawno nałamał galązek i ułożył je tutaj.Cóż to za barbarzyńcy buszują w lesie i niszczą młode drzewka?- Masz racjęr Tellu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]