Podobne
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- (25) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Skarby wikingów tom 1
- (37) Sebastian Miernicki Pan Samochodzik i ... Wilhelm Gustloff
- (57) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Złoty Bafomet
- (29) Miernicki Sebastian Pan Samochodzik i ... Kaukaski Wilk
- Tolkien J R R Wladca Pierscieni T 3 Powrot Krola
- Zelazny Roger i Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Prawo przyciagania Simone Elkel (2)
- Siesicka Krystyna Ludzie jak wiatr
- Chronicles of Nick 3 Infamous Sherrilyn Kenyon
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.· JADŁOSPIS · KŁOPOT Z KURĄ · DRYBLAS ŁKA Z ROZPACZY · CZAROWNICA · W KRUCHCIE CZY W NAWIE? · U PROGU TAJEMNICYNazajutrz było zimno i dżdżysto, spiczaste wieże kolegiaty nieledwie bodły brudną pierzynę deszczowych chmur.Od wczesnego ranka ciągnęły na Uroczysko całe procesje okolicznych chłopów, wśród których gruchnęła wieść o odnalezionych skarbach diabła Kuwasy.Nemsta chętnie przyjmował ciekawych.Przedmioty z kurhanu wstawił z powrotem do kamiennej skrzynki, zbudował z koca i czterech drążków coś w rodzaju daszku chroniącego stragan przed deszczem i zachwalał ciekawym archeologiczne odkrycie.Chciał przekonać okoliczną ludność, że nie kłamali naukowcy w swych pogadankach.Ekipa przyjechała na Uroczysko nie po „skarby Kuwasy”.Nie ukrywał, że znalezisko w kurhanie ma dla nauki dużą wartość, lecz chłopi odchodzili wyraźnie rozczarowani.Tyle było gadania o niezmierzonych skarbach, a pokazano im kilka garnków czarnych od starości (przezornie przemilczeliśmy, iż niektóre z nich są ze srebra sczerniałego przez wieki), kilka glinianych naczyń i odrobinę kości.Kiedy Nemsta wyjaśniał naukową wartość przedmiotów, chłopi potakująco kiwali głowami, odchodząc jednak dzielili się drwiącymi uwagami.Trójząb rzymskiego gladiatora stosunkowo największe uznanie zdobył w ich oczach.„Widełki jak się patrzy, galancie można dziabnąć snopek słomy” – mówili.Ale z glinianych naczyń wręcz kpili: „U nas lepsze glinianki do barszczu na kołkach w płocie wiszą.Z brązową polewą, jak się należy”.Przydreptała z Opornej babka Romoska.Obejrzała grobowiec i wszystko jej się w głowie pomieszało.Myślała, że w szarej popielnicy leżą kości diabła Kuwasy zabitego kłonicą przez Stacha z Poświerka.– Moiściewy! Ludzie kochane! – zaczęła lamentować.– Zabił Stach Kuwasę, zabił go, ino kostki w grobowcu ostały.Kosteczki Kuwasowe się ostały.I jak go to zgrabnie przymierzył? Aż pęknął diabłowi czerep.A taki był silny, psiajucha, taki mocny.Przyszedł i kościelny Just.Przez cały czas odwiedzin drwiący uśmieszek błąkał mu się po ustach.Pokrywał nim urazę.I do nas, i do diabła Kuwasy.Do nas, że tak łatwo udało się nam rozkopać grobowiec.Do Kuwasy, że nam w tym nie przeszkodził, że zrejterował sromotnie.W tym samym czasie wraz z nową gromadką ciekawych chłopów przyszedł także jakiś gruby, zażywny jegomość z niewielką walizeczką w ręku.Gębę miał niesympatyczną, otyłą, bez zarostu i strasznie lepki uśmieszek na twarzy.Od razu widać było, że to nie chłop, tylko ktoś z miasta, bo na początku z każdym przywitał się wymieniając swoje nazwisko.Gdy do mnie podszedł z wyciągniętą ręką, usłyszałem od niego:– Bachura jestem.Bachura – i uścisnął moją prawicę.A we mnie jakby piorun strzelił.– Ba.ba.Bachura? – wyjąkałem.– Bachura we własnej osobie – ucieszył się, że jego nazwisko obudziło moje zainteresowanie.– Słyszał pan już coś o mnie? Dewocjonaliami po wsiach handluję, to mnie ludzie znają.Tak, panie.Na to mi przyszło.Handel dewocjonaliami.Domokrążca jestem.A miałem, panie, własną jatkę.Handel mięsem.Domiarami mnie zniszczyli.O, proszę!I gadatliwy jegomość czym prędzej otworzył przede mną swą małą walizeczkę pełną drewnianych różańców, łańcuszków i sznureczków z medalikami.– Jeśli ktoś ma życzenie, to i duży święty obraz też może u mnie zamówić – dodał tonem wielkiej dumy.„Smarkacze” pokładali się ze śmiechu.Nemsta nie chcąc mnie urazić osłaniał usta ręką, jak przy ziewaniu.Babie Lato, która od niedawna zachowywała się tak obrażona „księżna pani”, raczyła się uśmiechnąć, a Dryblas podszedł do Bachury i powiedział w mojej obecności:– To pan, panie Bachura, nie taki znowu straszny, jak pana poniektórzy malują?– Malują mnie? Kto mnie maluje? – zaniepokoił się handlarz dewocjonaliami.– A malują pana.Na czarno – żartobliwie wyjaśnił Dryblas.Ale Bachura nie miał poczucia humoru.Chwycił Dryblasa za guzik od koszuli, zaczął się domagać wyjaśnienia:– Kto mnie maluje? Jak mnie maluje? Ja muszę wiedzieć.Mnie to może przeszkodzić w handlu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]