Podobne
- Strona startowa
- Ks. Adam Skwarczyński PORADY DUSZPASTERZA (Niezbędnik w trudnych sytuacjach)
- Wisniewski Snerg Adam Wedlug Lotra
- Wisniewski Snerg Adam Wedlug Lotre
- Farkas Viktor Poza granicami wyobrazni
- Kres Feliks W Polnocna Granica scr
- Sznaper Adam Akademia cudow
- Kres Feliks W Polnocna Granica
- Pratchett Terry ÂŚwiat Dysku T. 38 W Północ Się Odzieję
- Artysta zbrodni Daniel Silva
- Card Orson Scott Glizdawce (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Plecak się znalazł.Jest u Tokacza - uśmiechnął się Wichniewicz.W kilku zdaniach opowiedział mu historię zasypanego przez lawinę tajemniczego mężczyzny, a kończąc zapytał: - Może ty wiesz, kto to był ten facet?Lasak wzruszył ramionami.- Człowieku, chciałbym wiedzieć.Bo wtedy, kiedy wszedłem do domu Burycza, zdążyłem zobaczyć jego czarne półbuty i zaraz dostałem w łeb, a jak się ocknąłem, nade mną stała ta babina.- Roześmiał się i zażartował: - Jak anioł, który spadł z nieba.A ja byłem bez butów, nart, bez plecaka i wiatrówki.- I bez dokumentów - dodał Bukowy.- Widać, że mu najbardziej zależało na papierach.- Ja go rozumiem - wtrącił Wichniewicz.- Facet miał nóż na gardle, był bez wyjścia.Każdy z nas na jego miejscu zrobiłby to samo.- No tak.- zamyślił się Bukowy.- Jednego tylko nie mogę pojąć, dlaczego pchał się w góry.- A co miał robić? - zaśmiał się Lasak.- Była przecież obława.Uciekał.W górach najbezpieczniej.- Może to był ktoś z naszych.- powiedział Wichniewicz.- Polak.Uciekł z więzienia i chciał się dostać do Zakopanego.Może.- urwał nagle i palcami zdjął z patyka skwierczącą słoninę.- Zresztą trudno teraz dociec.Dziwna historia.I zdaje mi się, że nigdy nie rozwiążemy tej zagadki.Jedli z wielkim apetytem, a gdy skończyli, Wichniewicz wyciągnął z kieszeni mapę.Usiadł na pieńku, mapę rozłożył na kolanach i przyglądał się jej w skupieniu.Nagle pokazał placem:- Zdaje mi się, że my tu gdzieś jesteśmy.- Myślisz? - zapytał Bukowy.- W każdym razie na wschód od torów.Ile mogliśmy zrobić kilometrów?- Niewiele.Szliśmy najwyżej dwie godziny.i w takim śniegu.Pięć, sześć.- Ja też tak myślę - Wichniewicz tarł chwilę policzek.- Cholera, a do tych rozstajów, gdzieśmy się umówili z Mikiem, jeszcze kawał drogi.Gdybyśmy nawet.- To nie ma sensu - przerwał mu ostro Bukowy.- Co? - zdziwił się Wichniewicz.- No bo pomyśl - powiedział Jędrek z rozwagą.- Nie wiemy, czy Miko tam dojedzie.Przez całą noc padał śnieg.Warunki jeszcze gorsze niż wczoraj.- Przecież umówiliśmy się z nim.Będzie czekał.- A jak nie dojedzie? To co wtedy?Wichniewicz złożył mapę.- Właśnie, co wtedy? Do węgierskiej granicy nie dojdziemy.Bukowy spojrzał na Lasaka.Ten uniósł lekko skute ręce, rzucił z naciskiem:- Ja, bracie, nie ręczę za siebie.Wichniewicz z pasja trzepnął mapę.- To co robić?- Jest tylko jedno wyjście - powiedział spokojnie Bukowy.- Do Polski.- dokończył za niego Lasak.- No jasne.Stąd do granicy jest blisko.i wszędzie lasy i góry.A jak będziemy po drugiej stronie, to nie zginiemy.12- Gdzie jest teraz wasz syn?- Nie wiem.- Radzę wam nie kłamać, bo my tu wszystko o nim wiemy.No, przypomnijcie sobie.- Nie wiem - odparła z uporem Bukowa.Kiedy poprzedniego dnia otrzymała wezwanie do gestapo, pomyślała, że może złapali Jędrka.Teraz wiedziała już, że tylko go poszukują.Doznała uczucia ogromnej ulgi.Człowieka, który siedział naprzeciw niej, znała z opowiadania.W Zakopanem nazywali go Willy Paluszek.Miał bowiem ucięty mały palec u prawej ręki.Znany był wśród ludności Zakopanego jako najokrutniejszy oprawca z katowni w Pałace.Pochodził podobno z Bielska, znał dobrze polski język, a podczas przesłuchań nie przebierał w sposobach wymuszania zeznań.Teraz na chwilę zajrzał do teczki, która leżała przed nim na stole.- No - powiedział ostrzejszym głosem - może sobie przypomnicie, kiedy był ostatni raz w domu?- W lipcu trzydziestego dziewiątego - odparła bez zastanowienia.- Dostał kartkę do wojska i od tego czasu nie widziałam go.Niemiec jeszcze raz zerknął do teczki.Na wierzchu leżał telefoniczny raport z posterunku żandarmerii słowackiej w Lubotyniu.Słowacy donosili o odbiciu eskortowanego do granicy więźnia.Z raportu wynikało, że między stacjami Plawecz a Lubotyń dwóch nieznanych osobników wtargnęło do przedziału zarezerwowanego dla eskorty, sterroryzowało eskortujących i wraz z odbitym więźniem zbiegło w nieznanym kierunku.W tej samej teczce leżał również raport komendanta posterunku policji w Popradzie, niejakiego Pawła Hubla, ze stycznia ubiegłego roku, donoszący o ucieczce Andrzeja Bukowego i Romana Buńdy z aresztu w Popradzie.Willy Tessler, wiedziony zawodową intuicją, skojarzył te dwa raporty.Nie był jednak pewny, czy w odbiciu więźnia pod Lubotyniem brał udział Bukowy.Dlatego wezwał do siebie jego matkę.Miał nadzieję, że jej zeznania wyjaśnią mu sprawę.Przeniósł wzrok z teczki na kobietę i uśmiechnął się kpiąco.- Mówicie, że w lipcu trzydziestego dziewiątego.To znaczy przed wojną?- Tak.Potem go już nie widziałam.Tessler uderzył dłonią w blat stołu.- Kłamiesz! Przed rokiem mówiłaś zupełnie co innego.Słuchaj, ty stara, który raz jesteś u nas na przesłuchaniu?- Który? To wy najlepiej wiecie.- Trzeci raz, a za każdym razem mówisz co innego.- Zawsze mówię prawdę - powiedziała z niezłomnym uporem.Gestapowiec zacisnął zęby, aż mu mięśnie na twarzy zagrały.- Ty, stara, radzę ci, żebyś się zastanowiła.Wiesz dobrze, że stąd nie tak łatwo wyjść.Bukowa przechyliła lekko głowę, skuliła się i powiedziała z udaną naiwnością:- Panie, dyć nie wiem, o co wam chodzi?- Dobrze wiesz, dobrze wiesz, - uśmiechnął się zjadliwie.- I my wiemy, że w lutym zeszłe-go roku twój syn był w domu.- W imię Ojca.- przeżegnała się - pierwszy raz słyszę.- I złapali go wtedy w Popradzie razem z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]