Podobne
- Strona startowa
- Koneczny.Feliks Cywilizacja zydowska
- Smith Lisa Jane Pamiętniki wampirów 07 Północ [ofic]
- Pullman Philip Mroczne materi Zorza polnocna (Zloty Kompas)
- Assollant Alfred Niezwykłe choć prawdziwe przygody kapitan
- YG.Siostry.Ksiezyca.Tom.2
- Potocki.Jan Rekopis.znaleziony.
- Blake, William Complete Poetry And Prose
- Gajusz Juliusz Cezar O Wojnie Galicyjskiej
- McCaffrey Anne Mistrz harfiarzy z Pern (SCAN d
- Kosmiczne miasta w epoce kamien (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- wiolkaszka.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Takie sny miewało wielu oficerów w Torze, a żaden z nich nigdy nie widział tegosmoka.Czy twoja łuczniczka nadal śni o Alerach? Nie odrzekł podsetnik. Mówi, że już nie. Każdy może przyglądać się tej rzezbie do woli podsumował komen-dant. Problemem są oszczepy Alerów, nie jakieś kamienne posągi.Nie wiadomo, czy oficerowie uwierzyli.Jednak więcej pytań nie było.Odpra-wę zakończono.Podsetnicy ruszali do swoich oddziałów.Ambegen i Tereza dalej siedzieli nakulbakach. Skąd wiesz, panie, że ten smok. zaczęła setniczka, gdy zostali sami. Nie wiem, Tereza.Skłamałem.Przez długą chwilę oglądał wnętrze swoich dłoni.154 Jestem tylko żołnierzem, Tereza dorzucił wreszcie niegłośno. SnyAgatry pasują do moich wyobrażeń o wojnie.To po prostu tak, jakbym przejąłlisty i tajne plany nieprzyjaciela.Działałbym wtedy tak samo uważnie popa-trzył na setniczkę najpierw sprawdził te plany, a potem je wykorzystał.Prosta,żołnierska robota.Ale jakieś smoki? Jeśli Alerowie naprawdę wykopują z ziemirzezby, na które dość popatrzeć, żeby dołączyć do pomyleńców.Jeśli naprawdęsą takie rzezby, to ja, Tereza, zwijam swój kramik, i idę handlować gdzie indziej.To nie jest robota dla żołnierza, tylko dla jakiegoś dłubiącego w księgach dziad-ka, który ma pojęcie o tym wszystkim, co wisi nad światem.Jeśli uznam, że odpatrzenia na kamienną poczwarę mogą zależeć losy bitew, to stracę grunt pod no-gami.A ja nie uznaję tego smoka, Tereza, nie zgadzam się na niego i zmienięzdanie dopiero, gdy podejdzie i odgryzie mi łeb! I tylko jednego nie rozumiem,Tereza: tego, że to przecież twój naród, ludzie tacy jak ty, Armektańczycy, poka-zali mi Panią Arilorę.Ja kiedyś w nią nie wierzyłem, a nawet w ogóle o niejnie wiedziałem! Byłem podsetnikiem w miejskim garnizonie, rozsyłałem patrolepo ulicach i karczmach, co ja mogłem wiedzieć o wojnie? I dopiero tutaj, podPółnocną Granicą, po raz pierwszy zobaczyłem swoją panią.A teraz czasemmyślę, że jestem ostatnim, który szczerze, w nią wierzy i naprawdę jej służy.Ostatnim i jedynym, Tereza.Zamilkł na krótką chwilę. Dość by Alerowie przyciągnęli tu swoje Wstęgi podjął z wyrazną gory-czą a wszyscy ją porzucili.Wszyscy, nawet tacy żołnierze jak Rawat! To w cowy wierzycie właściwie? Byłem, Tereza, pod Alkawą, i chcąc nie chcąc biłem siępod tymi Wstęgami.Upadałem na duchu jak wszyscy, chyba wcale nie wierzyłemw zwycięstwo i za szybko pomyślałem o odwrocie.Ale tylko pomyślałem, i jakmnie pytali, co robimy, to mówiłem stoimy! , chociaż chciałem wołać ucieka-my! I stałem na tym przeklętym skrzydle, i zawracałem żołnierzy, aż nic opróczmoich toporników nie zostało.Wtedy przebiliśmy się przez nich dziesięć razy,jak topór rzucony w kupę suchych liści! ścisnął w ręce garść mokrego puchui odrzucił na bok, daleko. I rozbili nas dopiero wtedy, gdy pod samą Erwąpoczułem się wreszcie bezpieczny, rozbili pod niebem Szerni.Nauczyłem się, Te-reza, jednego: że nie jest ważne to, co wisi ci nad głową, ale to, co masz właśniew głowie! I że jeśli uczciwie służysz wojnie, to ona cię obroni przed Wstęgami,bo jest potężniejsza od Wstęg, i od wszystkiego, co na niebie i na ziemi! Takąwłaśnie mam panią, Tereza, i dopóki nie odwróci się ode mnie, będę robił to, comi każe.Gdziekolwiek, kiedykolwiek, najlepiej, jak potrafię.Pokiwał głową. I to już wszystko, setniczko.Usłyszałem niedawno od ciebie bardzo pięknąopowieść o dziewczynie, która czegoś chciała.Dzisiaj ty usłyszałaś opowieść odemnie.Nie wiem, czy jest piękna, ale tak samo prawdziwa jak twoja.155* * *Przez następne trzy doby gońcy bez wytchnienia pędzili od Ambegena do ta-borów, od Lineza do Ambegena i znowu z powrotem.Sny Agatry już się nie po-wtórzyły, ale dzięki temu, co zdążyła zobaczyć w nich wcześniej, nadsetnik wie-dział, że bitwa plemion najprawdopodobniej zakończy się jeszcze przed zmierz-chem.Teraz zależało mu na tym, by dokładnie zgrać poruszenia wojsk, zarów-no w czasie, jak przestrzeni.Nie chciał, żeby poczty Lineza plątały się wokółTrzech Wsi; tym bardziej nie zamierzał paradować tam z legionistami.Ostatniegodnia nawet zatoczył jeszcze jeden płaski łuk, bo uznał, że z dobrze nakarmionychi ubranych żołnierzy warto wycisnąć trochę więcej potu, byle zmniejszyć ryzykowypatrzenia przez wroga.I do miejsca spotkania z Linezem zbliżył się dopiero ponadejściu wczesnego, zimowego zmierzchu.Obaj przyszli tam punktualnie; tak punktualnie, jakby odmierzyli każdy krok.Malutki zagajniczek, który posłużył za punkt orientacyjny (wciąż woleli uni-kać wiosek) stał się miejscem spotkania awangardy prywatnych wojsk magnataz jezdzcami Terezy, prowadzonymi osobiście przez setniczkę.Oficer Lineza, do-świadczony żołnierz, z którym już kiedyś zetknęła się w polu, pozdrowił ją i wy-ciągnął rękę.Nieskłonna zwykle do takich poufałości Tereza z uśmiechem podałamu swoją.Było coś niezwykle krzepiącego w spotkaniu tych, zupełnie obcych so-bie ludzi, którzy zjeżdżali się nocą z dwóch stron świata, by walczyć ramię przyramieniu.Wyprawili, każde po jednym trzykonnym patrolu, do swoich dowód-ców, z tym samym, najkrótszym meldunkiem świata: Już są!.Wkrótce oba wojska rozłożyły się wokół zagajnika.Zaproponował to miejsce Linez; magnat lepiej znał swoje ziemie niż Am-begen, a ponadto mógł zasięgnąć rady swoich dowódców.Zrobił to i opłaciłosię.Zagajnik leżał na dość rozległym, ale niskim, kopulastym wzniesieniu; cho-ciaż niewysokie, przecież było już gdzieniegdzie całkiem wolne od śniegu, któryw słońcu potężnej odwilży spłynął niżej.Tylko między drzewami zalegało jeszczesporo zimnej bieli.Na tle drzew i ciemnej, mokrej ziemi, biwakujące oddziały by-ły niezbyt widoczne, a ponadto żołnierze, którym topniejące ohydztwo naprawdęzdążyło obrzydnąć, mieli możność lepiej wypocząć.Ambegen, Tereza i Linez rozmawiali do póznej nocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]