Podobne
- Strona startowa
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- Andre Norton Gryf w chwale ZKLOMJZCH7K2IMFWF
- Sapkowski Andrzej narrenturm XQWZ57GOZN73DR2QO7HI
- Miasteczko Salem
- Heisenberg Werner Carl Fizyka a filozofia
- Falszerze Pieniedzy
- Linux administracja sieciami zaawansowane ( 554 strony )
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ewelina111.htw.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Drewniany stożek wydał jakiś zgrzyt, który przeszedł w pisk, a potem ośmiobok zaczął opadać w dół, kliny zaś rozpryskiwały się na boki jak wystrzelone spomiędzy palców pestki od śliwek.Łoskot, z jakim ośmioboczna bryła uderzyła o spód wieży, był głośniejszy od grzmotu - bolesnym echem odezwał się w uchu, a wieża podskoczyła pod nogami.Jocelin padł na kolana i wśród hałasów, jakie się wokoło rozlegały, usłyszał radosne wycie gdy ludzie torowali sobie drogę w dół po drabinach.Drewniany stożek jęczał jak na torturach, drzazgi, odłamki kamieni i kurz unosiły się nad podłogą, giął się w męczarni nad jego głową, rozdzierał się, pękał.Uspokajał się z wolna, wydając jeszcze tylko od czasu do czasu jękliwy pisk.Dziekan klęczał gratulując sobie.Potem szum wiatru zagłuszył wszystko, miał teraz inne instrumenty, na których mógł grać i ćwiczyć; rozbrzmiewały one z każdym ruchem wieży, lecz nie dźwięczały zgodnie.Jocelin wyprostował się na klęczkach.“Już niedługo i będę miał spokój - pomyślał.- Muszę tylko dostać Gwóźdź."Podszedł do drabiny i zgramolił się na dół.Ale nie zaznał spokoju, nawet kiedy zszedł z kręconych schodów.Wraz z rozluźnieniem się jednej liny nastąpiło jakby zacieśnienie drugiej.Ta druga opasywała mu piersi.“Wiem, co to jest - myślał.- To wyścig pomiędzy mną a szatanem.Biegniemy obaj szybciej, ścigając się do mety.Ale ja wygram".Stanął na posadzce na skrzyżowaniu naw.Przez chwilę nasłuchiwał i lina zacisnęła się mocniej, gdy do uszu jego doszło diabelskie skrobanie w okno nawy głównej, jakby próbowano wedrzeć się tamtędy.Było ich więcej niż jeden.Był ich legion.Otaczały zewsząd katedrę, szturmowały do drzwi i okien, jakby zbierały siły i przygotowywały się do decydującego ataku.Zrozumiał, że trzeba się spieszyć, i wbiegł w krużganek.Lecz zebrana tłumnie kapituła powitała go w chaosie i wrzawie.- Gdzie On jest?Zamiast mu dać Gwóźdź, tłoczyli się wokół Jocelina, dotykali go i mówili, a nawet krzyczeli coś niezrozumiale.Ktoś obciągnął na nim sutannę; spływała teraz w dół jak dawniej.Czuł jakieś ręce gładzące go po głowie i zrozumiał, czego chcą od niego.- Nie powiem ani słowa, póki mi Go nie dacie! - krzyknął.Zaległa względna cisza, słychać było tylko ministrantów hałasujących po drugiej stronie krużganków; miał więc czas przyjrzeć się dostojnikom kościelnym, członkom chóru kapitulnego i ich zastępcom.“Są równie źli jak robotnicy z budowy - pomyślał.- Tylko nie ma wśród nich ludzi tak odważnych".Diabły szeptały w gałęziach wysokiego cedru.A potem ojciec Anonim wręczył mu Gwóźdź w srebrnej skrzyneczce, on zaś przyjął Go na klęczkach; niektórzy z obecnych pokickali także.Jocelin przycisnął Gwóźdź do liny opasującej mu pierś, podążył spiesznym krokiem do prezbiterium i złożył Go na wielkim ołtarzu.Jaśniał tam w otwartej skrzynce, a wokoło rozbrzmiewał śpiew; lecz dziekan nie rozróżniał słów.- O pospiesz się! - powiedział do Gwoździa, bo wiedział, że nie zazna spokoju, póki nie zostanie On wbity w wieże Wrócił więc tam, gdzie czekano na niego.Przyjrzał się zebranym czując ciągle ucisk na piersi, i zobaczył wiele nowych twarzy; a raczej były to stare twarze oglądane w nowym świetle.Ludzie ci pracowali przez ostatni rok na ziemi.Nie mieli, jak on (a diabły skowyczały!), zawiłych spraw na głowie, lecz swoje drobne sprawy, i dlatego życie nie wydawało im się trudne.Sami też byli mali, i w miarę jak patrzył, stawali się coraz mniejsi.Usłyszał, że ojciec Anzelm mówi cicho:- Dlaczego nie ma go zobaczyć w tym stanie? Zaległa cisza, tłum postaci zmalał do wielkości najmniejszych dzieci z chóru kościelnego.Te dzieci zaczęły się ustawiać.Szurając nogami rozsunęły się na dwie strony, nie spuszczając z niego oczu, jakby chciały zajrzeć mu do wnętrza głowy.Ustawiły się w dwa rzędy, pozostawiając pośrodku ścieżkę, na której końcu znajdowały się wielkie drzwi sali kapitulnej.Popatrzył na nie i pomyślał: ,,Wizytator zrozumie, że stałem się robotnikiem, murarzem, cieślą, bo było to konieczne".Otwarto przed nim jedno skrzydło drzwi, przez które wszedł.Stanął w sali i popatrzył w górę na okna, do których dobijały się diabły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]