Podobne
- Strona startowa
- Brian Herbert & Kevin J. Anderson Dune House Atreides
- Frank Cass Britain and Ballistic Missile 1942 2002
- Dikotter Frank Wielki głód
- Teach Yourself DirectX 7 in 24 Hours
- Benhur Wallace L
- Arturo Perez Reverte Las Aventuras Del Capitan Alatriste 5 Libros
- R 18 07 (2)
- Jack Whyte Templariusze 02 Honor rycerza
- Robinson Kim Stanley Czerwony Mars (SCAN dal 1129)
- Katzenbach John Dzien zaplaty
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tracę zarobek, siedząc tu z tobą, Skar.No! To było w stylu postaci.Burzmali z trudem powstrzymał się, by nie westchnąć z ulgą.Nareszcie! Zaczynała z powrotem funkcjonować jak Wielebna Matka.Nie pojmował roztargnienia, z którym patrzyła na miasto i ludzi.Dwa mleczne napoje wysunęły się z otworu na stół.Burzmali wypił swój jednym haustem.Lucilla posmakowała napój koniuszkiem języka, analizując zawartość.Imitacja kawy zmieszana z sokiem o smaku orzechowym.Burzmali uniósł podbródek, gestem nakazując jej pić szybciej.Usłuchała, krzywiąc się nieznacznie, kiedy poczuła w gardle chemiczne składniki smakowe.Burzmali wpatrywał się w coś ponad jej prawym ramieniem, ale nie odważyła się odwrócić.To nie byłoby w odpowiednim stylu.- Chodź! - Położył monetę na stole i ponaglił ją do wyjścia.Uśmiechał się uśmiechem niecierpliwego klienta, ale oczy miał czujne.Ruch na ulicach zmalał.Ludzi było mniej.Ciemne bramy wywoływały jeszcze większe poczucie zagrożenia.Lucilla przypomniała sobie, że ma być reprezentantką potężnego cechu, którego członkinie mogą się nie obawiać powszechnej w tych zakazanych dzielnicach przemocy.Nieliczni przechodnie rzeczywiście rozstępowali się przed nią, z lękiem obrzucając wzrokiem smoki na jej sukni.Burzmali zatrzymał się przy drzwiach.Były takie same, jak inne drzwi na tej ulicy, lekko cofnięte od chodnika i tak wysokie, że wydawały się węższe, niż w rzeczywistości były.Wejścia strzegł staroświecki optyczny system alarmowy.Najwyraźniej żadne nowości nie dotarły jeszcze do slumsów.Świadczył o tym nawet wygląd ulic, projektowanych z myślą o pojazdach.Lucilla wątpiła, czy w całej dzielnicy znalazłoby się choć jedno lądowisko.Ani śladu omitopterów czy śmigaczy.Za to słychać było muzykę, mgliście przywodzącą na myśl semutę.Nowa moda wśród uzależnionych od semuty? Z pewnością w miejscach takich jak to narkomani wyłazili z kryjówek.Burzmali dał znać o ich przybyciu, przesuwając dłonią przez świetlisty promień.W tym czasie Lucilla przyjrzała się fasadzie budynku.Od ulicy nie było żadnych okien.W lśniącej matowo antycznej plastalowej płycie połyskiwały tylko tu i ówdzie wyloty wizjerów.Też staroświeckich, o wiele większych niż nowoczesne typy.Ukryte w cieniu drzwi bezszelestnie uchyliły się do wewnątrz.- Tędy.- Burzmali sięgnął za siebie i wciągnął ją do środka za łokieć.Znaleźli się w słabo oświetlonym korytarzu, w którym pachniało egzotycznymi potrawami i cierpkimi wywarami.Lucilla przez chwilę analizowała wdzierające się w nozdrza wonie.Melanż, dojrzały aromat cynamonu, nie do pomylenia z niczym innym.I.tak, semuta.Rozpoznała przypalony ryż, sól korzenną.Ktoś starał się stworzyć zasłonę dla całkiem innej kuchni.Wytwarzano tu materiały wybuchowe.Przyszło jej do głowy, żeby ostrzec Burzmaliego, ale po namyśle zrezygnowała.Nie musi o tym wiedzieć, a w ciasnym korytarzu mogły kryć się uszy, słyszące każde słowo.Burzmali poszedł przodem po ciemnych schodach, oświetlonych zdychającym luminopasem, umieszczonym wzdłuż skośnej listwy.Na górze odnalazł przycisk, ukryty na jednej z licznych łat na ścianie.Nacisnął go.Nie rozległ się żaden dźwięk, lecz Lucilla odczuła zmianę w pulsującym wokół ruchu.Cisza.Dla niej był to nowy rodzaj ciszy, przyczajona gotowość do ucieczki lub walki.Na klatce schodowej było zimno, ale nie dlatego się trzęsła.Za drzwiami rozległy się kroki.Otwarła siwowłosa kobieta w żółtym chałacie i spojrzała na nich spod nastroszonych brwi.- To wy - powiedziała skrzypiącym głosem.Usunęła się na bok, wpuszczając ich do środka.Słysząc zamykające się za nimi drzwi, Lucilla obrzuciła pokój szybkim spojrzeniem.Ktoś mało spostrzegawczy widziałby w nim tylko nędzną norę, ale to był pozór.Pod nim kryła się jakość.Ubóstwo było maską, wynikającą po części z tego, że miejsce to zostało urządzone przez szczególnie wymagającą osobę.To ma stać tutaj i nigdzie indziej! To idzie tam, a tamto zostaje tutaj! Meble i bibeloty były z lekka sfatygowane, ale najwyraźniej komuś to nie przeszkadzało.Był to pokój, któremu podniszczone sprzęty dodają jeszcze uroku.Do kogo należał? Do tej starej, która teraz z trudem kuśtykała w kierunku drzwi po prawej stronie?- Dopilnuj, żeby nikt nam nie przeszkadzał aż do świtu - rzekł Burzmali.Zatrzymała się i odwróciła.Lucilla przyjrzała się jej.Znowu ktoś, kto udaje podeszły wiek? Nie.Naprawdę była stara.Z każdym krokiem chybotała się niepewnie, jej szyja się trzęsła - porażka ciała, które ją zdradziło i nic nie można było na to poradzić.- Nawet jeśli to będzie ktoś ważny? - spytała kobieta.Spoglądała na boki, kiedy mówiła.Usta rozchylały się tylko na tyle, by wyszedł z nich dźwięk.Odmierzała słowa, jak gdyby musiała wydzierać je sobie z wnętrzności.Ramiona, pochylone latami zginania się nad tą samą pracą, nie chciały się wyprostować tak, żeby mogła spojrzeć Burzmaliemu w oczy.Zamiast tego zerkała w górę przez zasłonę brwi, co tworzyło wrażenie, że patrzy ukradkiem.- Jakich to ważnych osób oczekujesz? - spytał Burzmali.Stara zadrżała.Przez dłuższa chwilę zdawało się, że nie rozumie pytania.- Przyyychodzą tu ważne osoby - powiedziała.Lucilla odczytała wreszcie sygnały jej ciała i wybuchła, chcąc uprzedzić Burzmaliego:- Ona jest z Rakis!Dziwaczne spojrzenie starej zatrzymało się na niej.Sędziwy głos zazgrzytał:- Byłam kapłanką, Damo Hormu.- Jasne, że jest z Rakis - wtrącił Burzmali.Jego ton ostrzegał ją, żeby nie drążyć tej sprawy.- Nie podniosłabym na ciebie ręki - jęknęła stara.- Nadal służycie Podzielonemu Bogu?Znów minęła długa chwila, nim wreszcie kobieta odpowiedziała:- Wielu służy Wielkiemu Guldurowi.Lucilla wydęła wargi i raz jeszcze rozejrzała się po pokoju.Stara kobieta przestała się liczyć.- Cieszę się, że nie musiałam cię zabić - powiedziała.Szczęka staruchy opadła w parodii zaskoczenia.Z warg pociekła jej ślinaI to jest jedna z potomkiń Fremenów? Lucilla wstrząsnęła się, wypędzając w ten sposób przepełniający ją wstręt.Tę żebraczkę, ten śmieć, wydała rasa ludzi kroczących dumnie, z uniesionymi głowami, a ginących bez lęku? Ta tutaj umarłaby skomląc.- Proszę, zaufaj mi - pisnęła stara i uciekła z pokoju.- Dlaczego to zrobiłaś? - spytał Burzmali.- To właśnie oni mają nam pomóc dostać się na Rakis.Popatrzyła na niego bez słowa, wyczuwając w jego słowach strach.Bał się o nią."Przecież nie dokonałam na nim imprintu" - pomyślała.I nagle, niespodziewanie dla siebie samej, uświadomiła sobie, że Burzmali odkrył w niej nienawiść."Nienawidzę ich! - powtarzała w duchu.- Nienawidzę ludzi z tej planety!"Niebezpieczne uczucie dla Wielebnej Matki.A jednak wciąż się w niej tliło.Ta planeta zmieniła ją wbrew jej woli.Odsuwała od siebie świadomość, że coś takiego może się zdarzyć.Jednak rozumowe pojmowanie było zupełnie czym innym niż doświadczenie.Przekleństwo na nich!Ale przecież oni już byli przeklęci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]