Podobne
- Strona startowa
- Lewis Wallace Ben Hur
- Edgar Wallace The Ringer
- Callan Book 3 [Stage 5 & 6] (4)
- Crichton Michael Jurassic Park
- Bajarka opowiada
- Charles Dickens Klub Pickwicka
- Ptaszydlo Max Bentow
- Fagyas Maria Porucznik diabla (4)
- Maria Siemionowa 01.Wilczarz
- Patterson James Zabawa w chowanego
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- letscook2011.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jaksię zwie krynica, o której mówiłeś? Kastalia. Słynie ona w całym świecie, chodzmy ją zwiedzić.W czasie drogi mógł Malluch przypatrzeć się swemu towarzyszowi i zauważyć, że jegopoprzednia swoboda znikła zupełnie.Nie zwracał uwagi na przechodniów, ani podziwiałpiękne rzeczy, mijał je milcząco i w jakimś uroczystym spokoju.Messala zajmował myśli Ben-Hura i wydawało mu się, że zaledwie godzinę temu, jak gooderwano od matki, że nie dawniej, jak przed godziną Rzymianie zrabowali i opieczętowalidom jego ojców! Stanęły mu przed oczyma owe lata pozbawione nadziei spędzone na gale-rze, gdzie przy bezmyślnej pracy nie miał innego marzenia, innej myśli, jak zemstę.W tejzemście pierwsze miejsce zajmował Messala.Dla Gratusa, myślał sobie, może jeszcze znala-złbym iskrę litości, ale dla Messali nigdy! Chcąc wzmocnić swe postanowienie, przypomniałsam sobie: Któż, jeśli nie on wskazał nas prześladowcom? kto, jeśli nie on, gdym błagał opomoc nie dla siebie wyśmiał mnie i odstąpił w nieszczęściu? On, i zawsze on! Toteż imarzenia kończył zawsze Ben-Hur jedną i tą samą prośbą: o Panie, dobry Boże Ojców moich,daj mi w dniu, w którym go spotkam, zemstę godną mnie i jego.Teraz spotkali się. Może uczucia młodzieńca byłyby litościwszymi i mniej gorzkimi,gdyby spotkał Messalę w nędzy i poniżeniu, ale tak nie było, przeciwnie, spotkał go wśródprzepychu i zaszczytów.Co Malluch brał za chwilowe niezadowolenie, było raczej rozmyślaniem nad tym.gdziemu przyjdzie spotkać się z Messalą, i w jaki sposób uczyni to spotknie pamiętnym.Powoli doszli do alei wysadzonej dębami, była ona miejscem wygodnym dla przechadza-jących się w tę i ową stronę.Tu podążali konni, tam piesi, ówdzie niewolnicy, niosący ko-biety w lektykach.Od czasu do czasu pędziły z szumem wozy.Aleja ta schodziła z lekka wdół ku pięknej zielonej dolinie, na której z jednej strony stała ściana.Tu ujrzeli słynną Kastal-ską krynicę.89Z niemałym trudem przecisnęli się przez zbite szeregi tłumu, a Ben-Hur ujrzał strumieńczystej wody, który szumiąc i pieniąc się tryskał ze skały i wpadał w czarny, marmurowyzbiornik zakończony lejkiem, w którym ginęły spienione wody.W pobliżu zbiornika, pod niewielkim wyżłobieniem w skale, siedział stary, z siwą brodą,zakapturzony kapłan, prawdziwy typ pustelnika.Patrząc na otaczające go tłumy, trudno byzgadnąć, co je tu przywiodło czy zródło, czy też kapłan.Widzieli go wszyscy, i on widział isłyszał ich wszystkich, ale z ust jego nikt słowa nie usłyszał.Od czasu do czasu ktoś z prze-chodniów podawał mu monetę, a on w zamian dawał, mrugając przebiegle oczami, liść papi-rusowy.Obdarowany spieszył zanurzyć liść w wodzie krynicy, a gdy go wyjął, niósł na słoń-ce i w jego promieniach czytał na powierzchni papirusu wierszowany napis.Jeszcze Ben-Hurnie zdołał zasięgnąć rady wyroczni, a nowi i wielce zajmujący goście przybywali od stronyłąki.Przybycie ich wzbudziło podziw i ciekawość wszystkich zgromadzonych, a także i Ben-Hura.Konny jezdziec wiódł najpierw wielkiego i białego jak śnieg wielbłąda, a ten dzwigał nasobie wielki, purpurowy, złotem przetykany namiot, szeroko nakrywający tył zwierzęcia.Dwaj inni konni ludzie z wysokimi dzidami w ręku, postępowali z wolna za wielbłądem. Cóż to za szczególny wielbłąd! rzekł ktoś z tłumu. To przybywa jakiś obcy książę zauważył inny. Raczej król. Król jechałby na słoniu! Wielbłąd i to biały rzekł ktoś inny.Na Apollina, przyjaciele, przybywający to nieksiążęta ani królowie, ale jak widzicie to kobiety, a zdaje się, że jest ich dwie.Gdy tak się o nich spierają, zbliżyli się cudzoziemcy.Wielbłąd równie był piękny z bliska jak z daleka i nikt z patrzących nie widział nigdywiększego i wspanialszego zwierzęcia.Miał śliczne, czarne oczy, a sierść białą i delikatną,budowa zaś zachwycała znawców giętkością i wyrobionymi muskułami.Któż widział kiedyrównie cicho stąpającego wielbłąda! Jakże go zdobi ten dom cały jedwabny, złotymi poszytyfrędzlami? A jak cudnie dzwonią drobne dzwoneczki uprzęży, gdy postępuje cicho i lekkojakby nie czuł żadnego ciężaru.Nic dziwnego, że oczy wszystkich zwrócone na przybyłych, zdawały się pytać, kim byliowi nieznajomi kobieta i mężczyzna pod baldachimem.Jeśli starzec ten był księciem to zaprawdę nikt nie mógłby czasowi zarzucić niesprawie-dliwości lub względności dla możnych tego świata.Patrząc na twarz wychylającą się spodturbanu, zapadłą i chudą, z cerą mumii, tak że nie można z niej było wyczytać, jakiej narodo-wości był cudzoziemiec, miało się żywy dowód, że dla wszystkich, bez różnicy stanu, jestkres życia.Jedynym cenniejszym przedmiotem, który miał na sobie, był kosztowny szal.Kobieta towarzysząca starcowi siedziała wschodnim obyczajem cała w przejrzystych otu-lona zasłonach.Powyżej łokcia na obnażonych pięknych ramionach błyszczały naramiennikikształtu zwiniętej żmii.Na palcach opartej o namiot ręki połyskiwały pierścienie, a delikatniezakończone paznokcie świeciły barwą perłowej masy.Głowę jej zdobiła przejrzysta siatkaprzetykana koralami i monetami podtrzymująca śliczne czarne włosy.Z wzniesionego siedze-nia patrzyła na zgromadzonych ludzi i tak im się bacznie przypatrywała, że zdawała się niespostrzegać ciekawości, jaką swą osobą wzniecała i wbrew przyjętemu w wyższych stanachzwyczajowi, nie zasłaniała twarzy.A była to zaiste piękna twarz.Lica jej świeże i młode, cera ni tak biała jak u Greczynki, niśniada jak u Rzymianki; raczej jak południowe słońce, przyświecające falom Nilu, a rumie-niec, jak światło czerwonego płomyka, krasił jej lica.Przyjęty na Wschodzie zwyczaj czer-nienia powiek, powodował, że jej oczy już i tak duże wydawały się jeszcze większymi.Przezwpół otwarte usta ukazywały się lśniące białością zęby.Jeśli do tego dodać wdzięk, z jakimsię zachowywała, przyznać trzeba, że była prawdziwie piękna.90Widocznie tak ludzie, jak miejsce podobały się pięknej pani, bo powiedziała kilka słów dona wpół ubranego Etiopczyka, który jej towarzyszył, a ten zawiódł wielbłąda bliżej krynicy ikazał mu uklęknąć, po czym wziął kubek z jej ręki i podszedł go napełnić u zdroju.Równo-cześnie rozległ się turkot kół i tętent pędzących koni.Z krzykiem przerażenia poczęli wszyscyuciekać, chroniąc się przed końskimi kopytami. Baczność! krzyknął Malluch Rzymianin chce nas przejechać.Ben-Hur zwrócił się w stronę, skąd dochodził hałas i ujrzał pędzącego Messalę na swoimwozie zaprzężonym w piękną czwórkę prosto na tłum otaczający zródło.Tym razem ujrzał gojeszcze wyrazniej i bliżej.Ludzie rozbiegając się w różne strony, odsłonili wielbłąda, który, mimo że kopyta końskiejuż go prawie dosięgały, leżał najspokojniej; widocznie tak był przez długie lata pieszczony,że nie znal niebezpieczeństwa.Etiopczyk załamywał ręce, a starzec w namiocie myślał oucieczce, ale złamany wiekiem, a także i dla powagi, która u niego stała się już drugą naturą,nie ruszył się z miejsca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]