Podobne
- Strona startowa
- IGRZYSKA MIERCI 01 Igrzyska mierci
- Howatch Susan Bogaci sš różni 01 Bogaci sš różni
- Michael Judith cieżki kłamstwa 01 cieżki kłamstwa
- Collins Suzanne Igrzyska mierci 01 Igrzyska mierci
- Trylogia Lando Calrissiana.01.Lando Calrissian i Mysloharfa Sharow (2)
- Heller Joseph Paragraf 22
- John Grisham Firma
- Masterton Graham Zwierciadlo piekiel
- Simak Clifford D W pulapce czasu (SCAN dal 1141) (2)
- Word Studies in the New Testament Vol 1 & 2 (Marvin R Vincent)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- qup.pev.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A naczłowieka, który właśnie wykąpał się w rzece, nie zwracają najmniejszej uwagi.Dbaj o swą czystość - uczyła Prawda Wenów - a nikt cię nie skrzywdzi.Wilczarz nie uważałsiebie za człeka świątobliwego, ale w to, że ciemne siły ni z tego, ni z owego mogą opanować jegoduszę, nie wierzył.Zwłaszcza jeśli zawczasu się o coś zatroszczył.Lasy wzdłuż Starej Drogi zaprawdę były przecudne.Popatrywał to na lewo, to na prawo i niemógł pojąć, jak w imię bogów tak wspaniałe miejsce mogło dać się opętać sile nieczystej.Widziałw życiu tyle pięknych miejsc, zbezczeszczonych przemocą, zbrodnią i wojną! Czas już najwyższyzmądrzeć, ale coś głęboko w jego duszy nadal naiwnie się dziwiło: jak to możliwe, abynieskazitelne piękno nikogo nie powstrzymało i nikogo nie uratowało?Co do grzybów - rzeczywistość okazała się dokładnie taka, jak w opowieściach Ertany.Piękneokazy całymi rodzinami wyglądały spośród mchów na poboczu drogi, a zdarzało się, że i nasamym jej środku.Młodzi wojowie dla rozrywki i by się popisać, schylali się z siodeł po grzyby, niewstrzymując przy tym galopujących rumaków.%7łeby nie zmarnować wspaniałych trofeów, zebranegrzyby przekazywano z rąk do rąk na wozy, w których jechali kucharze.Na postoju zawisną nadogniskami kotły, mistrzowie rondla oczyszczą grzyby i wrzucą je do wrzątku.Czy warzyć będązupę, kaszę czy kluski, dorodne kozlaki lub podgrzybki nie zepsują ich smaku.I nawet Segwani,którzy dawnymi czasy zarzucili zbieranie grzybów, bo im nie dowierzali, nie odmówią sobieprzyjemności posmakowania strawy.Choćby z czystej ciekawości przyjdą pogrzać ręce przyogniskach sąsiadów Solwenów.A ci poczęstują ich grzybami - jedzcie, smakujcie, zobaczcie, że tonie trucizna.Początkowo lasy, które mijali, do złudzenia przypominały Wilczarzowi lasy jego dzieciństwa.Mchy, niezbyt gęste poszycie, cienisty sosnowy bór, w którym aż chciało się wznosić dziękczynnemodły do bogów.Potem droga poszła nieco w górę i pojawiły się olbrzymie, pokryte siwymiporostami jodły.Wilczarza ogarnął niepokój: jak przenocować w takim lesie? Ale choinki dośćszybko się skończyły.Wkrótce po obu stronach drogi znowu królowały majestatyczne pułki sosen.Gacek co chwila zrywał się z ramienia Wilczarza i znikał daleko w gąszczu.Wen uważnie mu sięprzyglądał, kiedy zwierzak wracał z takich wypadów.Nie, uszaty czarny towarzysz na razie niewykazywał żadnych oznak niepokoju.O tym, że zbliżają się do Trzęsawiska Kajerańskiego, Wilczarz poznał po zapachu.Od stronybagien powiał wiaterek, a w wyobrazni Wena pojawiły się obrazy rozległych torfowisk porosłychjagodami i żurawinami, trzciny wysokości człowieka w oddali i rozlewiska czarnej wody zzastygłymi w bezruchu pływającymi wysepkami.Oczami duszy zobaczył nawet, jak wielkie bąblepowoli dobywają się z głębin i pękają, roztaczając wokół zapach nieświeżych jaj.Właśnie miał zamiar spytać Ertanę, czy przeczucie go nie myli i czy rzeczywiście zbliżają się dobagien, kiedy droga skręciła jeszcze raz i ich oczom ukazało się słynne Trzęsawisko Kajerańskie.Dokładnie takie, jak wyobrażał je sobie Wilczarz.Po lewej ręce mieli kępiaste torfowisko, w którymna skraju widać było nawet cherlawe, poskręcane drzewka.Po prawej - czarną taflę przepastnychgłębin.Człowiek nie mógłby się tędy przeprawić, chyba że łodzią albo tratwą.Wiosną i latem byłotu kipiące życiem królestwo ptaków.Kilka dużych stad jeszcze i teraz krążyło nad topielą, szykującsię do dalekich przelotów.Czy jest na świecie kraina, w której tak piękne bagna cieszą zarówno zwierzęta i ptaki, jak iczłowieka? - któryś raz z rzędu spytał samego siebie Wilczarz.I nie mieszkają w nich żadnewidma?Polana, gdzie postanowili zanocować, leżała akurat naprzeciw rozlewisk, nad granitowymiskałkami, z których gdzieniegdzie spływał zdrój czystej wody.Rosły tu rzadkie przysadziste sosny,a pomiędzy nimi tam i sam czerniały ślady po starych ogniskach.Przejezdni tyle razy rozpalali wtych miejscach ognie, że wypalona ziemia już nie mogła wykarmić ani ziarenka, ani korzonka.Kiedy rozstawiano namioty i nabierano wody do kotłów, Wilczarz obszedł obozowisko, bypoznać okolicę.Zawsze tak postępował przed noclegiem.Początkowo wojowie stroili sobie zeńżarciki, ale potem przyzwyczaili się i przestali.Tym bardziej że na zaczepki nie odpowiadał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]