Podobne
- Strona startowa
- Robert Pozen Too Big to Save How to Fix the U.S. Financial System (2009)
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert Kłosowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Nora Roberts Gocinne występy [Ksišżę i artystka] DZIEDZICTWO 02
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Zelazny Roger i Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Wolski Marcin Noc bezprawia oraz inne szalone (2)
- Access 2000 Księga eksperta
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- mrowkodzik.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miała wrażenie, że oprócz wyboru, jaki owoc zjeść na śniadanie, od wielu miesięcy nie podjęła żadnej ważniejszej decyzji, która nie doprowadziłaby w końcu do katastrofy.Wybór, powiedziała Suroth.Wesprzeć tych Seanchan w przejęciu Andoru, albo.Ostatnia rzecz, jaką mogła zrobić dla Andoru.Pojawił się tył kolumny, za którym szli dalsi Tarabonianie, do których przyłączali się ich krajanie mijani po drodze.Skok z dwudziestu stóp i Suroth utraci swe poparcie.Może było to tchórzliwe wyjście, ale jej własny brak odwagi nie był już dla niej czymś nowym.Niemniej, królowa Andoru nie powinna umierać w taki sposób.Bezgłośnie wymówiła nieodwołalne słowa, których użyto zaledwie dwa razy przez całą, liczącą dwa tysiące lat historię Andoru.- W imię Światłości zrzekam się Wysokiego Tronu Domu Trakand na rzecz Elayne Trakand.W imię Światłości zrzekam się Różanej Korony i ustępuję z Tronu Lwa na rzecz Elayne, Głowy Domu Trakand.W imię Światłości poddaję się woli Elayne z Andoru jako jej posłuszna poddana.- Nic z tego tak naprawdę nie czyniło Elayne królową, ale przygotowywało do tego grunt.- Czemu się tak uśmiechasz? - spytała Lini.Morgase odwróciła się powoli.- Myślałam o Elayne.- Nie sądziła, że stara piastunka stoi dostatecznie blisko, aby usłyszeć coś, czego nikt raczej nie powinien był słyszeć.Oczy Lini stały się większe, oddech uwiązł jej w gardle.- Masz natychmiast odejść od okna! - warknęła i wcielając słowa w czyn, chwyciła ją za ramię i siłą odciągnęła.- Lini, zapominasz się! Przestałaś być moją niańką jeszcze.! - Morgase zrobiła głęboki wdech i dalej mówiła łagodniejszym już tonem.Spojrzenie w te przestraszone oczy nie było łatwe - przecież Lini nic nie mogło nastraszyć! -To, co robię, będzie najlepsze - wyjaśniła jej łagodnie.-Nie ma żadnego innego wyjścia.- Żadnego innego wyjścia? - wtrąciła się gniewnym głosem Breane, wczepiając dłonie w fałdy spódnic tak silnie, że aż jej się trzęsły.Najwyraźniej wolałaby je zacisnąć na gardle Morgase.- Co ty za bzdury wygadujesz? A jeśli ci Seanchanie pomyślą, że cię zabiliśmy? - Morgase zacisnęła usta, czyżby jej zamiary tak łatwo można było już odczytać?- Zamknij się, kobieto! - Lini nigdy się nie złościła ani nie podnosiła głosu, a teraz zrobiła i jedno, i drugie, jej zwiędłe policzki poczerwieniały.Uniosła kościstą rękę.- Trzymaj usta zamknięte albo cię spoliczkuję, bo zachowujesz się, jakbyś była głupsza, niż jesteś!- Spoliczkuj ją, jeśli już koniecznie chcesz kogoś policzkować! - krzyknęła w odpowiedzi Breane tak zapalczywie, że aż się zapluła.- Królowa Morgase! Wyśle ciebie, mnie i mojego Lamgwina na szubienicę, łącznie z jej drogocennym Tallanvorem, ponieważ nie ma w sobie nawet tyle odwagi co mysz!Otworzyły się drzwi i do pokoju wszedł Tallanvor, co położyło kres tej zaognionej dyskusji.Żadna nie zamierzała krzyczeć w jego obecności.Lini właśnie udawała, że ogląda rękaw Morgase, jakby ten domagał się naprawy, gdy w ślad za Tallanvorem do środka weszli pan Gill i Lamgwin.Breane uśmiechnęła się przelotnie i wygładziła spódnice.Mężczyźni oczywiście niczego nie zauważyli.Za to Morgase zauważyła zmiany, które w nich zaszły.Przede wszystkim Tallanvor przypasał miecz i podobnie uczynił pan Gill, a także Lamgwin, tyle że ten miał krótki oręż.Zawsze odnosiła wrażenie, że sprawniej posługuje się pięściami niż bronią.Zanim zdążyła zapytać, kościsty człowieczek, który zamykał ten pochód, starannie zamknął za sobą drzwi.- Wasza Wysokość - powiedział Sebban Balwer - wybacz to najście.- Nawet jego ukłon i uśmiech zdawały się nadzwyczaj oszczędne, precyzyjne, ale kiedy objął wzrokiem pozostałe kobiety, Morgase stwierdziła, że niezależnie od tego, czy tamci mężczyźni zauważyli, jaka atmosfera panuje w pokoju, dawny sekretarz Pedrona Nialla zorientował się na pewno.- Jestem zdziwiona, że cię widzę, panie Balwer - powiedziała.- Słyszałam, że spotkały cię pewne nieprzyjemności ze strony Eamona Valdy.- Słyszała, jak Valda mówił, że jeżeli jeszcze raz zobaczy Balwera, to kopniakiem wyrzuci go poza mury Fortecy.Uśmiech Balwera stężał, doskonale wiedział, co powiedział Valda.- On ma plan, jak nas stąd wydostać - wtrącił Tallanvor.- Dzisiaj.Zaraz.- Spojrzał na nią, bynajmniej nie tak, jak poddany spogląda na królową.- Przyjmujemy jego ofertę.- Jak? - spytała powoli, walcząc o to, by ustać prosto na uginających się nogach.Jaką to pomoc mógł zaofiarować ten pedantyczny, przypominający wyschły patyk, człowieczek? Ucieczka.Chciała usiąść, ale nie zamierzała tego zrobić, nie wtedy, gdy Tallanvor patrzył na nią w taki sposób.Co prawda, ona nie była już jego królową, ale on o tym nie wiedział.Przyszło jej do głowy jeszcze jedno pytanie.- Dlaczego? Panie Balwer, nie odrzucę żadnej oferty pomocy, ale dlaczego miałbyś ryzykować własnym życiem? Jeśli ci Seanchanie się dowiedzą, sprawią, że pożałujesz.- Opracowałem te plany jeszcze przed ich atakiem - odparł ostrożnie.- Zdawało się.niegodne.zostawiać Królową Andoru w rękach Valdy.Możesz to uważać za mój rewanż.Wiem, że nie jestem kimś, na kogo w ogóle warto spojrzeć, Wasza Wysokość.- Kaszlnął z pogardą, zasłoniwszy usta dłonią.-.ale plan się powiedzie.Ci Seanchanie w rzeczy samej go ułatwią; bez nich przez wiele dni nie byłem gotów.W świeżo podbitym mieście udzielą dużej swobody każdemu, kto zechce złożyć ich Przysięgę.Nie minęła godzina od wschodu słońca, a ja już uzyskałem glejt, który zezwala mi oraz dziesięciu innym, którzy złożyli Przysięgę, na opuszczenie Amadoru.Oni wierzą, że zamierzam kupić wino oraz wozy do jego transportu na wschód.- To na pewno jakaś pułapka.- Słowa miały w jej ustach gorzki posmak.Lepsze okno niż wpaść w czyjeś sidła.- Nie dopuszczą, byś roznosił wieści o nich, uprzedzając ich armię.Balwer przekrzywił głowę i zaczął wykonywać gest mycia dłoni, po czym nagle znieruchomiał.- Tak naprawdę, Wasza Wysokość, to zastanawiałem się nad tym.Oficer, który dał mi glejt, powiedział, że to nie ma znaczenia.Jego dokładne słowa: “Powiedz, komu zechcesz, coś widział i niech wiedzą, że się nam nie oprą.Wasze kraje i tak niebawem się o wszystkim dowiedzą”.Widziałem kilku kupców, jak składali Przysięgę tego ranka i odjeżdżali swoimi wozami.Tallanvor podszedł do niej blisko.Zbyt blisko.Niemal czuła jego oddech.Czuła jego wzrok.- Godzimy się na jego ofertę - powiedział, ale tak cicho, żeby tylko ona słyszała.- Nawet gdybym miał cię związać i zakneblować, sądzę, że on i w takich okolicznościach wymyśli jakiś sposób.Wygląda na bardzo przedsiębiorczego małego człowieczka.Odwzajemniła mu spojrzenie.Okno albo.szansa.Gdyby tylko Tallanvor trzymał język za zębami, byłoby łatwiej powiedzieć: “Przyjmuję z wdzięcznością, panie Balwer”.ale i tak ostatecznie to powiedziała.Odsunęła się, jakby chciała spojrzeć na Balwera tak, by nie była zmuszona wyciągać szyi ponad ramieniem Tallanvora.Jego bliskość była zawsze taka denerwująca.Był po prostu za młody.- Co należy zrobić najpierw? Wątpię, by gwardziści przy drzwiach przepuścili nas na twój glejt.Balwer skłonił głowę, jakby chwalił jej przezorność.- Obawiam się, że musi im się przydarzyć nieszczęśliwy wypadek, Wasza Wysokość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]