Podobne
- Strona startowa
- Robert Pozen Too Big to Save How to Fix the U.S. Financial System (2009)
- Neumann Robert The Internet Of Products. An Approach To Establishing Total Transparency In Electronic Markets
- Historyczne Bitwy 130 Robert Kłosowicz Inczhon Seul 1950 (2005)
- Zen and the Heart of Psychotherapy by Robert Rosenbaum PhD 1st Edn
- Nora Roberts Gocinne występy [Ksišżę i artystka] DZIEDZICTWO 02
- QoS in Integrated 3G Networks Robert Lloyd Evans (2)
- Zelazny Roger & Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Zelazny Roger i Sheckley Robert Przyniescie mi glowe ksiecia
- Silverberg Robert Zamek lorda Valentaine'a t.2
- Cook Robin Toksyna (4)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- myszkuj.opx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dwukrotnie więcej służących uwijało się z tacami pełnymi owoców i złotych pucharów z winem, a tuż pod drzewami o przeważnie już nagich gałęziach stali odziani w lśniące kolczugi mężczyżni, tworząc pierścień wokół pastwiska.Wszystko po to, by dogodzić Morgase i jej świcie, by dopilnować bezpiecznego przebiegu polowania z sokołami.Cóż, taki przynajmniej podano powód, mimo iż ludzie Proroka znajdowali się w odległości dobrych dwustu mil na północ, a bandyci raczej nie mogli kręcić się tak blisko Amadoru.A poza tym, jeśli się nie policzyło kobiet zbitych w gromadkę na ich klaczach i wałachach, w sukniach do konnej jazdy z barwnych jedwabi i w kapeluszach z szerokim rondem, olśniewających kolorowymi piórami, z włosami utrefionymi w długie loki - obecnie najmodniejsze na amadiciańskim dworze, to tak naprawdę świta Morgase składała się jedynie z Basela Gilla, niezdarnie usadowionego na koniu, w kamizeli ozdobionej metalowymi krążkami, naciągniętej na pas opinający czerwony jedwabny kaftan, który zamówiła dla niego, żeby nie wyglądał gorzej od służących, oraz Paitra Conela, jeszcze bardziej niezdarnego, w czerwono-białym kaftanie pazia i demonstrującego to samo zdenerwowanie, które zdradzał od momentu, gdy przyłączyła go do swej grupy.Kobiety były szlachciankami z dworu Ailrona, które “zgłosiły się na ochotnika”, żeby zostać dwórkami Morgase.Biedny pan Gill wodził palcami po swym mieczu i posępnie przypatrywał się pilnującym ich Białym Płaszczom.Którzy jak zawsze, gdy eskortowali ją na zewnątrz Fortecy Światłości, nie mieli na sobie białych płaszczy.I jak zawsze stanowili jej straż.Gdyby spróbowała odjechać zbyt daleko, albo pozostać zbyt długo poza fortecą, wówczas ich dowódca, twardooki młody człowiek o nazwisku Norowhin, który nie znosił udawać, że jest kimś innym a nie Białym Płaszczem, zapewne, jak to czynił już wcześniej, “sugerowałby”, by wróciła do Amadoru, jako powód podając narastający upał czy też nagłe nadejście pogłosek o bandytach grasujących na tym terenie.Nie sposób było się sprzeczać z pięćdziesięcioma uzbrojonymi mężczyznami, tak by jednocześnie zachować godność.Za pierwszym razem Norowhin o mały włos byłby jej odebrał wodze.Z tej właśnie przyczyny nie pozwalała Tallanvorowi towarzyszyć sobie podczas tych przejażdżek.Ten młody dureń domagałby się szacunku dla jej honoru i praw, nawet gdyby miał przeciwko sobie stu ludzi.Obecnie wszystkie swe wolne godziny spędzał na ćwiczeniu walki z mieczem, jakby się spodziewał, że będzie musiał wyrąbać dla niej drogę do wolności.Ni stąd, ni zowąd, jej twarz omiótł nagły podmuch powietrza i wtedy zorientowała się, że to Laurain wychyliła się ze swego siodła, by ją powachlować wachlarzem z białej koronki.Ta szczupła, młoda kobieta o ciemnych oczach osadzonych nieco zbyt blisko siebie miała wiecznie nadąsaną minę.- Jakże musi być Waszej Wysokości przyjemnie, gdy się dowiaduje, ze jej syn wstąpił do Synów Światłości.I że tak szybko dosłużył się awansu.- To nie powinno dziwić - stwierdziła Altalin, wachlując pulchną twarz.- Nie powinno dziwić, że syn Jej Wysokości szybko dostąpił wysokiego stanowiska, tak jak nie dziwi słońce, gdy wschodzi w całej swojej krasie.Morgase z trudnością zachowała niewzruszone oblicze.Wieści, które Niall dostarczył ostatniego wieczora, podczas jednej z jego niespodziewanych wizyt, całkiem ją zaszokowały.Galad Białym Płaszczem! Przynajmniej nic mu nie groziło, jak twierdził Niall.Nie mógł jej odwiedzić; zatrzymywały go obowiązki Syna Światłości.Ale z pewnością będzie członkiem jej eskorty, kiedy będzie wracała do Andoru na czele armii Synów.Nie, Galad nie był bardziej bezpieczny niż Elayne albo Gawyn.Może nawet jeszcze mniej.Oby Światłość sprawiła, by Elayne nic nie groziło w Białej Wieży.Oby Światłość sprawiła, by Gawyn żył; Niall twierdził, że nie wie, gdzie on jest, prócz tego, że na pewno nie w Tar Valon.Galad był niczym nóż przyłożony do jej gardła.Niall nie będzie nigdy taki brutalny, by to w ogóle zasugerować, ale jeden jego prosty rozkaz mógł posłać Galada tam, gdzie z pewnością czekałaby go śmierć.Chroniło go tylko przekonanie Nialla, iż ona nie interesuje się jego losem w takim samym stopniu jak losami Elayne i Gawyna.- Cieszę się w jego imieniu, jeśli on do tego właśnie dążył - odparła obojętnym tonem.- Ale to syn Taringaila, nie mój.Musicie zrozumieć, małżeństwo z Taringailem było podyktowane interesami państwa.Może to dziwne, ale on umarł tak dawno, że z trudem sobie przypominam jego twarz.Galad ma prawo postępować, jak zechce.To Gawyn będzie Pierwszym Księciem Miecza, kiedy Elayne zastąpi mnie na Tronie Lwa.- Gestem ręki odprawiła służącego, który podsunął w jej stronę puchar na tacy.- Niall mógłby nam przynajmniej dostarczyć jakiegoś zacniejszego wina.- Odpowiedziała jej fala zaniepokojonego świergotania.Osiągnęła już niejakie sukcesy w nawiązywaniu z nimi bliższych stosunków, żadna jednakże nie potrafiła zachowywać się beztrosko, gdy obrażano Pedrona Nialla, zwłaszcza w miejscu, gdzie było wielu gotowych mu natychmiast o tym donieść.Morgase korzystała więc z każdej okazji, by tak postąpić, wiedząc, że jest przez nie słyszana.To je przekonywało o jej odwadze, które to przekonanie było ważne, jeśli miała zawrzeć jakiś bodaj częściowy sojusz.Być może nawet tym ważniejsze, przynajmniej dla stanu jej umysłu, że pomagało podtrzymać iluzję, iż nie jest więźniem Nialla.- Słyszałam, że ponoć Rand al'Thor wystawia na pokaz Tron Lwa niczym trofeum myśliwskie.To powiedziała Marande, piękna kobieta o twarzy w kształcie serca, nieco starsza od pozostałych.Siostra Głowy Domu Algoran, sama dysponowała władzą, być może dostateczną, by móc stawić opór Ailronowi, ale na pewno nie Niallowi.Pozostałe ściągnęły wodze wierzchowców, by podjechać bliżej Morgase.Wejście w jakiś sojusz albo nawiązanie przyjaźni z Marande zupełnie nie wchodziło w rachubę.- Też o tym słyszałam - odparła pogodnym tonem Morgase.- Lew to niebezpieczne zwierzę, jeśli na nie polować, a tym bardziej Tron Lwa.Zwłaszcza dla mężczyzny.Zabija tych, którzy chcą go zdobyć.Marande uśmiechnęła się.- Słyszałam też, że on obdarza wysokimi stanowiskami mężczyzn, którzy potrafią przenosić.To stwierdzenie spowodowało, że pozostałe kobiety z niepokojem zaszemrały, a w ich oczach rozbłysnął lęk.Jedna z młodszych kobiet, drobna i niemalże zasługująca jeszcze na miano dziewczyny, zachwiała się w siodle z wysokim łękiem, jakby zaraz miała zemdleć.Wieści o amnestii al'Thora mnożyły się w dziesiątki przerażających opowieści; plotek jedynie, na co gorączkowo liczyła Morgase.Oby Światłość sprawiła, żeby to zgromadzenie przenoszących mężczyzn w Caemlyn, hulające po pałacu i terroryzujące miasto, to była tylko plotka.- Dużo słyszycie - powiedziała Morgase
[ Pobierz całość w formacie PDF ]