Podobne
- Strona startowa
- Choroby zakazne zwierzat domowych z elementami ZOONOZ pod red. Stanislawa Winiarczyka i Zbigniewa GrÄ dzkiego
- Wojciech Markert Generał brygady Stanisław Sosabowski
- Pagaczewski Stanislaw Gabka i latajace talerze (4)
- brzozowski stanisław legenda młodej polski
- Pagaczewski Stanislaw Porwanie profesora Gabki (2)
- Grzesiuk Stanislaw Na marginesie zycia (SCAN dal 1
- Saavedra Miguel Cervantes Nowele przykładne
- Shaw Bob Cicha inwazja (SCAN dal 1123)
- Summits. Six meetings that shap Dav
- Bulyczow Kir Nowe Opowiadania Guslarskie
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- prymasek.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co do tuneluzaś, to, najpierw, ma tylko dwa miliony mil długości, a nie jakieś miliardy, po wtóre, tagwiazda jest prawie że wystygła, a po trzecie, żegluga tunelem nie przedstawia najmniejszegoniebezpieczeństwa, o czym doskonale wiesz, boś sam tamtędy latał.Co się zaś tyczy takzwanej Pustyni Kirowej, naprawdę jest to po prostu szeroka na dziesięć kiloparseków masaśmieci kosmicznych, krążąca pomiędzy Maerydią i Tetrarchidą, a nie koło jakichśOgniogłowów czy Gauryzaurów, których w ogóle nie ma; i jeszcze prawda, że ciemno tam,ale to po prostu od zatrzęsienia brudu.%7ładnego Nieznańca tam, rozumie się, nie ma! To nawetnie mit uczciwy, starodawny, ale tania bajęda, wyrosła w jakiejś głowie niedowarzonej.Trurl zacisnął wargi. Mniejsza o tunel rzekł. Uważasz, że jest bezpieczny, bo ja nim latałem;gdybyś to ty był, słyszałoby się rzeczy zupełnie inne.Ale mniejsza o ten tunel, powiadam.Cosię tyczy atoli Pustyni i Nieznańca, przekonywanie argumentami słownymi nie jest w mymguście.Trzeba tam pojechać, to się przekonasz, co z tego podniósł grubą księgę ze stołu jest prawdą, a co nie!Klapaucjusz jął odradzać mu ten zamiar, jak mógł, gdy się wszelako przekonał, żeTrurl, uparty jak zwykle, ani myśli o rezygnacji z tak osobliwie poczętej wyprawy, najpierwoświadczył, że nie chce go więcej na oczy widzieć, ale niedługo sam się zaczął też sposobićdo drogi, bo nie chciał, aby się przyjacielowi samotnie ginęło we dwóch jakoś razniejspojrzeć śmierci w oczy.Zaopatrzywszy się tedy w sporo różności, albowiem droga wieść miała przezpustkowia (co prawda nie tak malownicze, jak to księga przedstawiała), wyruszyli nawypróbowanym swoim statku; lecąc zaś, zatrzymywali się tu i ówdzie, aby zasięgnąć języka,zwłaszcza kiedy minęli granice obszaru, o którym posiadali dokładne wiadomości.Niewielemożna się było jednak od tubylców dowiedzieć, prawili bowiem dorzecznie tylko o swympobliżu, lecz o tym, co znajdowało się i działo tam, gdzie nigdy sami nie bywali, pletlinieprawdopodobieństwa oczywiste, a przy tym szczegółowo, ze smakiem i groząrównocześnie.Klapaucjusz opowieści takie nazywał krótko korozyjnymi, mając na myśli owąkorozję sklerozję, która trapi wszystkie starcze umysły.Gdy się wszakże zbliżyli na jakichś pięć sześć milionów tchnień ogniowych doPustyni Czarnej, doszły ich słuchyO jakimś olbrzymie gwałtowniku, który zwał się Zbójcą Dyplojem; nikt przy tym zopowiadających ani go nigdy nie widział, ani nie wiedział, co by takiego miało znaczyćdziwne słowo Dyploj , którym stwora owego określano.Trurl myślał, że kto wie: jest tozniekształcony termin Dipol , co by świadczyć miało o biegunowej i sprzecznej zarazem,dwoistej naturze zbójcy, ale Klapaucjusz wolał się od hipotez, jako trzezwiejszy,powstrzymać.Podobno tak głosiły wieści zbójca ów był okrutnikiem i raptusem, co sięw tym miało przejawiać, iż obłuskawszy już ofiary ze wszystkiego, wciąż niezadowolony dlastrasznego sknerstwa, że mu wszystkiego było z chciwości mało, bardzo długo i boleśnieprzed wypuszczeniem na wolność bijał.Rozważali chwilę konstruktorzy, czy nie zaopatrzyćsię aby w jakąś broń palną i sieczną, nim przyjdzie przekroczyć brzeg czarny Pustyni, aleuznali w końcu, że najlepszą bronią są ich umysły, w konstruktorstwie wyostrzone,dalekosiężne i uniwersalne; i pojechali, jak stali.Przyznać trzeba, że Trurl w czasie dalszej podróży przeżywał wcale gorzkierozczarowania, albowiem rozgwiezdziska gwiezdne, płomieniska płomienne, pustynnepustkowia i meteoryczne rafy i skały wędrujące o wiele piękniej były opisywane w starejksiędze, niż naprawdę przedstawiały się oku podróżnego.Gwiazd było w okolicy mało, i tozupełnie niepokaznych, nadto bardzo starych; jedne ledwo pomrugiwały, jak węgielki wpopielisku tlące, inne całkiem już po wierzchu ściemniały i tylko przez pęknięcia ich skorupyz żużla, niechlujnie pomarszczonej, przeświecały żyłki czerwone; dżungli płomienistych anitajemnych wirów żadnych tu nie było, nikt też, jako żywo, o nich nie słyszał, całe bowiempustkowie tym się odznaczało, że do ostatniej nudy nudne było, właśnie przez swoją pustkę i kwita; co się zaś tyczy meteorów, tych spotykało się jak maku, ale w tym grzechotliwymtałałajstwie więcej leciało śmiecia aniżeli porządnych magnetytów magnetycznych czytektytów tektycznych; a to dlatego, ponieważ rękę można było stąd podać do biegunagalaktycznego i krążenie prądów ciemnych ściągało tu właśnie, ku południowi, niezliczonekrocie odpadków i prochów ze sfer centralnych Galaktyki.Toteż sąsiadujące z nim plemiona iludy zwały ów obszar nie jakąś tam Pustynią Kirową, ale zwyczajnie: śmieciowiskiem.Tak więc Trurl, kryjąc swe rozczarowanie, jak mógł, przed Klapaucjuszem, aby go dozłośliwości nie sprowokować, skierował statek w Pustynię i zaraz zaczęło po jegopancerzach piaskiem bić, a wszelkie nieczystości gwiezdne, wypluwane ze słońcprotuberancjami, osiadły takim grubym kożuchem na ścianach kadłuba, że na myśl oprzyszłym czyszczeniu wszystkiego, a zwłaszcza podróżowania, na dobre sięodechciewało.Gwiazdy dawno już znikły w pomroce powszechnej i lecieli tak po omacku, aż narazstatkiem rzuciło, że wszystkie sprzęty, garnki i narzędzia załomotały, i poczuli, jak lecągdzieś, i to coraz szybciej; wreszcie gruchnęło przerazliwie i statek, dosyć miękko osiadłszy,znieruchomiał w pochyleniu, jakby się w coś nieruchomego wbił dziobem.Oni więc dookien, lecz na zewnątrz ćma zupełna choć oko wykol; a już łomot słychać, ktośniewiadomy, a straszliwej siły, przemocą się do wnętrza dobiera, że ściany skaczą.Terazdopiero mniejsze poczuli zaufanie do rozumnej swojej bezbronności, lecz próżne poniewczasie żale, więc tylko, aby im klapy nie popsuto siłą, sami ją od środka odemknęli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]