Podobne
- Strona startowa
- Agata Christie Smiertelna Klatwa i Inne Opowiadania
- Lovecraft H.P 16 Opowiadan (www.ksiazki4u.prv
- Lem Stanislaw Ratujmy kosmos i inne opowiadan
- Lem Stanisław Ratujmy kosmos i inne opowiadania
- Conrad Joseph Tajfun i inne opowiadania
- Niziurski Edmund Opowiadania.BLACK
- Niziurski Edmund Opowiadania.WHITE
- Sandemo Margit Saga o Czarnoksiazniku Tom 7
- 01R17 (5)
- Edgar Wallace The Ringer
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pero.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zostały wynalezione przez Minca na prośbę turystów w celu pokonywania parowów i obszarów wodnych.Były słabiutkie, ale ludzie je polubili.I nie wszyscy wykorzystywali je w celach turystycznych.Niektórzy uczniowie wlatywali do sadów owocowych, niejaki Iwanicki wyśledził swoją żonę w objęciach Landrusa na drugim piętrze, doszło również do innych nadużyć.Udałow pomyślał ze smutkiem, że jego sąsiad Lew Chrystoforowicz jest geniuszem.Nad wszystkim ma władzę: i nad fizyką, i nad chemią.Ale następstwa jego błyskotliwych wynalazków są, niestety, nieprzewidywalne.Dopiero co pterodaktyl, wyhodowany metodą retro-genetyki z koguta, pokąsał należącego do Lipkina dobermana, którego szczekanie przeszkadzało pterodaktylowi odpoczywać na gałęzi cedru.Dobrze, że nie samego Lipkina.Albo weźmy na przykład szybko rosnące jabłonie - zeszłego lata owoce zbierano szesnaście razy.W efekcie diabli wzięli magazyn produktów rolnych, nie dali rady z załadunkiem, za duże przeciążenie.Nie, Minca trzeba było bardzo pilnować.Oboleński trzymał wskaźnik jak szpadę i w poszukiwaniu moralnego wsparcia popatrzył na głównego budowniczego Słabienkę.Ten jeszcze mocniej splótł swoje silne palce i ledwo zauważalnie skinął swojemu sprzymierzeńcowi głową.Walka się rozpoczęła.- Widzicie tu - powiedział Oboleński - świetlaną przyszłość naszego miasta.Szeroka aleja była zabudowana wieżowcami z kolumnadami i portykami, wzdłuż niej ciągnęły się jednakowo przystrzyżone lipy, które można zobaczyć wyłącznie w wersalach i na planach architektonicznych.Nad aleją rozpościerało się niebieskie niebo z różowymi obłokami.Na horyzoncie wznosiły się błękitne góry o zaśnieżonych szczytach.Czyżby on chciał swoją aleję dociągnąć do Kaukazu? -przestraszył się Udałow.Ale potem zreflektował się, zrozumiał, że to tylko architektoniczna umowność.W pokoju panowała cisza.Aleja hipnotyzowała.Oboleński triumfalnie obrzucił spojrzeniem publiczność, tknął wskaźnikiem w plan i oświadczył:- Tutaj będzie zarząd gospodarstwa komunalnego.Architekt Jelisej Oboleński był w Guslarze człowiekiem nowym, ale zdążył już zapuścić korzenię.Importował go Pupykin.Miało to miejsce pięć lat temu, gdy Pupykin wspinał się po szczeblach drabiny służbowej, ale nie dotarł jeszcze na szczyt.Pojechał kiedyś do Moskwy, w podróż służbową.Był realistą, co nie przeszkadzało mu mieć swoje marzenia.Bardzo chciał znaleźć w stolicy przyjaciół, ludzi, którzy myśleliby tak samo jak on.Zwłaszcza wśród inteligencji twórczej.Pupykin sam był inteligentem, skończył technikum odzieżowe w Wołogdzie, a potem liczne kursy.Regularnie czytywał czasopisma i gazety.Miał szczęście.Trzeciego dnia pobytu poznał w hotelowej kawiarni krytyka literackiego z Syzrani, który przybył do stolicy na seminarium o realizmie i miał zamiar zamieszkać w Moskwie, bo w Syzrani jego talent miał niewielkie szansę rozwoju.Krytyk spodobał się Pupykinowi, a Pupykin krytykowi.Razem chodzili do kina i na szaszłyki, a potem krytyk zawiózł Pupykina do swojego mecenasa, poety dla młodzieży.U poety sporo wypili, rozmawiali o wrogach i duchu narodowym.Poeta czytał głośno wiersze o masonach.Gdy żona poety wyrzuciła ich z domu, pojechali doJeliseja Oboleńskiego.Jelik Oboleński, po rozwodzie z kolejną żoną, mieszkał w swojej pracowni.Pracownia mieściła się w piwnicy, na ścianach wisiały ikony i wrzeciona, w kątach stało sporo pustych butelek.Sam Jelik Oboleński początkowo nie spodobał się Pupykinowi.Ze względu na wysoki wzrost, mieńszewicką bródkę, chudość i aksamitny szlafrok wydał mu się człowiekiem duchowo obcym.Poza tym Oboleński palił fajkę i grasejował.Ale towarzysze powiedzieli, że Oboleński to swój chłop, z książąt, Rurykowicz.W pracowni też pili, wymyślali masonom, którzy przejęli w Moskwie najważniejsze stanowiska, poeta czytał wiersze o Perunie i Etruskach, z których, jak wiadomo każdemu obytemu człowiekowi, wywodzi się naród rosyjski.Potem poeta i krytyk zasnęli objęci na kanapie, a Oboleński pokazał Pupykinowi swoje najtajniejsze prace.Miasto przyszłości.Rysunki te Oboleński pokazywał tylko najbliższym przyjaciołom.Były owocem trwającej dwadzieścia lat drogi twórczej, rozpoczętej jeszcze w szkole średniej.Pewnego dnia chłopiec Jelik Zalipuchin - nazwisko ojczyma przyjmie dopiero odbierając dowód osobisty - poszedł z mamą na WDNCH [2], Wystawę Osiągnięć Gospodarki Narodowej.Spacerowali alejami, podziwiali pawilony, zrobili sobie zdjęcie przed fontanną „Złoty Kłos".To było pierwsze spotkanie Jelika z architekturą.Zachorował na nią.W zeszytach do algebry rysował kolumnady i portyki, ścianę nad swoim łóżkiem obkleił fotografiami ulubionych zabytków architektonicznych - pawilonów wystawowych, greckich świątyń, dworców na placu Komsomolskim i stacji moskiewskiego metra.Nawet spacerując po mieście z ukochaną, Jelik zawsze w końcu prowadził ją na WDNCH, gdzie zapominał o dziewczynie, oczarowany doskonałością linii pawilonu Ukraińskiej SSR.Cztery razy z rzędu próbował dostać się na Wydział Architektury i zawsze bez powodzenia.Ale przez te cztery lata do tego stopnia opatrzył się na wydziale, że wszyscy, włączając dyrektora, uwierzyli, że Oboleński od dawna u nich studiuje.Zaliczano mu kolejne przedmioty i wysyłano do objętego opieką wydziału kołchozu na wykopki ziemniaków.Wkrótce został głównym specjalistą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]