Podobne
- Strona startowa
- Russell Elliott Murphy Critical Companion to T. S. Eliot, A Literary Reference to His Life and Work (2007)
- Pattison Eliot Inspektor Shan Kosciana gora
- Pattison Eliot Mantra czaszki (SCAN dal 848)
- Glen Cook Biala Roza (7)
- Samba (5)
- PoematBogaCzlowieka k.3z7
- Assollant Alfred Niezwykłe choć prawdziwe przygody kapitan
- Anne McCaffrey Ocaleni Planeta dinozaurow 2
- Norton Andre Sokola magia (SCAN dal 1164)
- Kurt Vonnegut Kocia Kolyska
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nea111.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Centrala urzędu skontaktowałaby się z Ministerstwem Rolnictwa, które z kolei zwróciłoby się do urzędu o asystę kompanii żołnierzy.Pozwolicie, że skorzystam z waszego telefonu.Jej twarz natychmiast złagodniała.- Po co niepotrzebnie trwonić państwowe środki? - powiedziała z westchnieniem.Wzięła od Shana notatkę i wyciągnęła postrzępiony rejestr.- To nie w naszej jednostce produkcyjnej.Nie mamy tu klanu Dronma - oświadczyła po paru minutach.- Ile jest wszystkich jednostek?- W tej prefekturze siedemnaście.Potem możecie sprawdzić prowincje Sichuan, Gansu i Qinghai.Poza tym są jeszcze wywrotowcy w górach.Ci stale uchylają się od rejestracji.- Nie - wtrącił się Yeshe.- On nigdy nie zostałby dopuszczony do tej pracy, gdyby jego rodzina nie była zarejestrowana.- I jego dokumenty - dodał Shan.- Raczej nie przeniesiono by ich z innej prowincji.- To prawda.- Yeshe rozpromienił się.- Czy ktoś tu ma pełną ewidencję ludności, tylko tej prefektury?- Decentralizacja podnosi wydajność.- Kobieta mówiła teraz znajomym antyseptycznym głosem, tym przeznaczonym dla obcych, pozwalającym ukryć się za sloganami z transparentów i zasłyszanymi przez megafony hasłami.- Słyszałem też, że powinniśmy przestać się martwić, czy kot jest czarny, czy biały - zauważył Shan.- Byleby dobrze łapał myszy.- Nie mamy uprawnień, żeby trzymać takie wykazy - powiedziała nerwowo kobieta.- Odpowiedni urząd jest w Markam.Tam będą je mieli.- Jak to daleko?- Szesnaście godzin.Jeśli nie ma lawiny błotnej.Albo powodzi.Albo manewrów wojskowych.- Zmarszczyła czoło i podeszła do zakurzonego regału w głębi pomieszczenia.- Wszystko, co mam, to nazwiska członków zespolonych jednostek roboczych, którzy byli nagradzani za wydajność.Przynajmniej w ciągu ostatnich pięciu lat.- Wręczyła Yeshemu stos zakurzonych, spiętych spiralą ksiąg.- To jak szukanie ziarnka ryżu.- zaczął Yeshe.- Nie.Może nie - odparła, po raz pierwszy zapalając się do tego zadania.- Większość starych klanów została przydzielona do jakichś sześciu kolektywów.Uznano, że stanowią szczególne zagrożenie polityczne i wymagają ściślejszego nadzoru.Wy szukacie właśnie takiego klanu.- A jak już znajdziemy właściwy kolektyw?- Wtedy zaczniecie właściwe poszukiwania.Jest wiosna.Okres wędrówek stad.W pół godziny znaleźli trzy kolektywy, do których należeli członkowie klanu Dronma.Jeden był oddalony o trzysta kilometrów.W drugim, niecałe sto pięćdziesiąt kilometrów od nich, telefon odebrano po dwudziestu dzwonkach.Mężczyzna, który podniósł słuchawkę, rozpoznał nazwę.- To stary klan.Niewielu ich zostało.Trzymają się blisko stad.Zbierają inwentarz.- Mówił z wytwornym szanghajskim akcentem, który wydawał się nie na miejscu.- Tylko sześciu dorosłych pracowników.Trzej powyżej sześćdziesiątki.Inny stracił nogę, przygniótł go koń.Człowiek z trzeciego, odległego zaledwie o dwadzieścia cztery kilometry, oświadczył, że klan Dronma jest u nich liczny jak owce na wzgórzach.Shan przestudiował mapę, zaznaczając położenie wszystkich trzech jednostek produkcyjnych.Mieli czas, by sprawdzić tylko jedną z nich.Wyszedł na dwór, jak gdyby wiatr mógł przynieść mu odpowiedź.Drogą przejeżdżała staruszka na kucu, trzymając w ramionach prosiaka niczym niemowlę.Nagle Shan drgnął i wpadł z powrotem do budynku.- Jedziemy tu - oświadczył, wskazując na mapie drugi kolektyw.- Ale słyszałeś, co powiedzieli - zaprotestował Yeshe.- Tam jest ich tylko kilku.- Buty - wyjaśnił Shan.- Nie mogłem pojąć, dlaczego Balti miał pod łóżkiem dwa lewe buty.Trzy godziny później, kiedy zbliżali się do obdrapanych budynków należących do kolektywu, sierżant Feng gwałtownie zahamował, pokazując coś palcem.Przy ogrodzeniu stał helikopter z emblematem wojsk pogranicznych, strzeżony przez żołnierza z karabinem automatycznym.- Gratulacje - mruknął.- Twój domysł został potwierdzony.Yeshe zaczął coś mówić, lecz urwał, gwałtownie wciągając powietrze.Shan przeniósł wzrok za jego spojrzeniem.Pośrodku zabudowań stał Li Aidang, podparty pod boki, jak wódz na polu bitwy.W głębi, za sterami helikoptera, Shan spostrzegł znajomą twarz w okularach przeciwsłonecznych.Major.Nagle uświadomił sobie, że przy całej swej pyszałkowatości Li, jak tylu innych, mógł być po prostu jeszcze jednym pionkiem.Zastępca prokuratora powitał Shana protekcjonalnym uśmiechem.- Jeśli on żyje, najpóźniej jutro w południe będę go miał w celi przesłuchań - oświadczył chełpliwie.Nie czekając na pytanie, wyjaśnił: - To było bardzo proste.Uświadomiłem sobie, że kierowca tak wysokiego urzędnika musiał być dokładnie sprawdzany.W komputerach Urzędu Bezpieczeństwa są dane na temat całego jego życia.Shan sprawdzał kiedyś, jak wydano miliardowe sumy wyasygnowane przez Pekin na centralne systemy komputerowe.Większą ich część przeznaczono na potrzeby Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego.Był to tak zwany Projekt 300 Milionów.Shan sądził początkowo, że nazwa ta odnosi się do funduszu przewidzianego na to przedsięwzięcie, okazało się jednak, że chodzi o liczbę obywateli jednocześnie poddawanych analizie przez bezpiekę.Próbował przekonać sam siebie, że jest to wydajność godna pochwały.Dopóki nie odkrył na liście własnego nazwiska.- Więc on tu jest?- To kolektyw jego rodziny.Chociaż nie widziano go tu od roku, może dwóch.- On ma tu rodzinę?- Są na wysokim płaskowyżu - odparł Li, wskazując na północ.- Ganiają za jakami i owcami.- W takim razie można by go tu sprowadzić - podsunął Shan.- Poślijcie po niego jakiegoś znajomego z kolektywu.- To niemożliwe - stwierdził krótko Li.- On musi znaleźć się pod naszym nadzorem.Zostanie aresztowany i przewieziony do Lhadrung.- Nie ma przeciwko niemu żadnych dowodów, tylko domysły.- Żadnych dowodów? Widzieliście, co było w jego mieszkaniu.Wyraźne powiązania z chuligaństwem.- Mały budda i plastikowy różaniec?- On uciekł.Zapominacie, że on uciekł.- Skąd macie pewność, że on jest tutaj? Jak mi się zdawało, mówiliście, że uciekł limuzyną do Sichuanu.W Kham nie miałby z niej żadnego pożytku.- To dziwne pytanie.- Dlaczego? - zapytał Shan.- Przecież sami go tutaj szukacie.Shan spojrzał na helikopter.- Jeśli polecicie go aresztować, on zagrzebie się w górach.- Zapominacie, że ja znam Baltiego.Zareaguje lepiej, widząc znajomą twarz.Shan spojrzał uważnie na zastępcę prokuratora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]