Podobne
- Strona startowa
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- Trylogia Hana Solo.01.Han Solo na Krancu Gwiazd (3)
- Grisham John Ława Przysięgłych
- 1943
- Miasteczko Salem
- Aldiss Brian W Wiosna Helikonii
- Jordan Robert Oko Swiata 2
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- jaciekrece.xlx.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedziała, że babcia miała już wtedy starcze odruchy i nikomu nie pozwalała zaglądać do korespondencji.Córki, zwłaszcza ciotka Ethel, chciały wiedzieć, co babcia ma do powiedzenia.Poza tym podobno nie pisała do żadnego mego kuzyna, który był na wojnie.Odpowiedziałem, że opisywała swoje życie, wspominała czasy młodości, i w gruncie rzeczy to prawda.Opowiedziałem też, jaką radość sprawiły mi te listy i ile im zawdzięczam.Nie wiem, czy oszukałem w ten sposób ciotkę Ethel, czy nie.Po śmierci dziadka dzieci ze szkoły św.Barnaby zwolniono na pogrzeb, a w samym kościele odprawiono uroczystą, śpiewaną mszę żałobną.Tak naprawdę pochówkiem zajął się przyjaciel rodziny, który miał zakład pogrzebowy; dosłownie niczego nie zaniedbano, by pogrzeb okazał się wydarzeniem pamiętnym.Przygotowania rozpoczęły się w sypialni dziadka.A ja zanudzałem wówczas wszystkich, że chcę zostać doktorem.Ów przyjaciel rodziny, Joe O'Conner, potraktował mnie serio i poprosił o pomoc w przygotowaniu.Więc pomogłem rozebrać dziadka i zobaczyłem nagie ciało na łóżku, sine i sztywne.Umyliśmy go - i wciąż się dobrze czułem.Ale kiedy O'Conner zaczął ściągać gęstą, niemal czarną krew z wybroczyn pod pachami, miałem dosyć.O mało nie zemdlałem i musiałem wyjść.Na tym skończyła się moja krótka kariera medyczna.Na czas pogrzebu stryjek Cassy i tato zawarli rozejm i w tym samym pokoju czuwali przy trumnie, chociaż nie odzywali się do siebie.Rozjuszyli tym ciotkę Sophie, a już wcześniej była wściekła z powodu stryjka Cassy'ego, który nie włożył żałoby i ani myślał jechać na cmentarz limuzyną.Nie dołożył się także do rodzinnego wieńca.Uparł się, że przyniesie własny.W dniu pogrzebu (odbył się rankiem) w żałobnym orszaku zajęło miejsce najnowsze auto stryjka Cassy’ego, tym razem w czystym kolorze szkarłatnym.Potem stryjek dźwigał do grobu na wzgórzu coś ogromnego w kształcie krzyża: szkielet z drutu i drewna, okryty polnym kwieciem.Ów godny Kalwarii monument postawiony nad mogiłą górował bez reszty nad składanymi pod nim szablonowymi wieńcami.Kiedy w 1941 roku wybuchła wojna, Cassy ulotnił się i zaciągnął do marynarki handlowej.Miał trzydzieści trzy lata i dwoje dzieci, więc w żadnym wypadku nie groziło mu powołanie.Zniknął na cztery lata i - o ile wiem - nie awansował wyżej marynarza pokładowego.Przez ten czas nikt nie oglądał w domu żadnych pieniędzy od stryjka.Ciotka Fanny poszła do pracy do fabryki zbrojeniowej.Kombinezon musiała uszyć sobie sama, z płótna żaglowego, bo w całym magazynie nie było nic, w czym mogłaby się zmieścić.Pod koniec 1945 roku stacjonowałem w Fort Dix w New Jersey, w pobliżu Filadelfii, gdzie wyznaczono mnie do obliczania odszkodowań w przerwach między poddawaniem się zabiegom chirurgii plastycznej.Tak czy inaczej, regularnie wpadałem do Filadelfii.Rodzice przeprowadzili się do Kalifornii.To było coś fantastycznego - oglądać siedzibę dziadków, ów zespół domów, chociaż dziadek już nie żył, a babcia bardzo się postarzała.Domami podzieliły się ciotki Ethel i Sophie.I mógł się tam zatrzymać każdy z krewnych, kto miał ochotę.Zawsze czekały puste sypialnie.Spałem w łóżku kuzyna Georgiego, który wciąż stacjonował na lotniskowcu w Kalifornii.Trzeba było trochę czasu, żeby tę wojnę wygasić do reszty.Łatwiej coś takiego rozkręcić, trudniej zatrzymać.Na środku wielkiej kuchni i jednocześnie jadalni - pomyślanej w farmerskim stylu, a rozciągniętej na obrysie trzech szeregowych domów - dziadek ustawił gigantyczny, okrągły stół, który sam zbudował.Mogli przy nim zasiąść wszyscy, córki i synowie z żonami.Przed każdym była szufladka, a w szufladce serwetki, srebrne sztućce, talerze i filiżanka.Kto chce jeść, niech sobie nakryje.Kiedy wpadałem w odwiedziny, kuchni doglądała jeszcze ciotka Sophie, dość sprawnie.Jeszcze nie dręczył jej rak.Pewnego razu, kiedy z okazji kolejnego zabiegu i zabandażowanej twarzy dostałem dziesięciodniową przepustkę, ulokowałem się u ciotki Ethel.Po dwóch latach spędzonych w koszarach lub w polu coraz mocniej rozkoszowałem się ciszą i ciepłem rodzinnego bytowania.Tego dnia wróciłem do domu na lunch, po spotkaniu z kuzynem Richiem.I zobaczyłem za stołem człowieka w marynarskim stroju.Natychmiast rozpoznałem stryjka Cassy'ego.Nie wyglądał najlepiej.Czas robił swoje.Stryj miał kłopoty z sercem i wybierał się do szpitala.Trafił tam wkrótce, a lekarz po serii badań namawiał go do operacji.Dawał pięćdziesiąt procent szans, ale zapewnił, że bez niej stryjek nie przeżyje miesiąca.Cassy nie podpisał zgody na zabieg i nie pozwolił, by podpisała ją ciotka Fanny.Uznał, że szansę pół na pół są diabła warte.Postanowił ich szukać gdzie indziej: we własnym organizmie.W tydzień po przyjęciu do szpitala wujek wynajął karetkę i wbrew stanowczym zaleceniom wypisał się.Oświadczył, że ani mu się śni wyzionąć tutaj ducha.I w ogóle ani mu się śni umierać.Wszyscy uznali, że Cassy popisuje się bez pokrycia.Że już się nie wywinie.Z Kalifornii przyjechali nawet moi rodzice i w końcu doszło do pojednania.Ba, stryjek Cassy nalegał, by tu, na miejscu, jeździli jego autem, i nie wypadało odrzec „nie”, chociaż był to packard, rocznik 1931, rzecz jasna przemalowany szkarłatną farbą.Mama wciąż czuła urazę, ale tato chciał rzeczywiście przywrócić to, co między braćmi się zerwało.Znał Cassy'ego i postanowił spróbować.Mijały miesiące, a Cassy nie umierał.Kwękał, przez niemal trzy lata nie oddalał się od łóżka.Obmyślił sobie różne ćwiczenia, przestał pić, przeszedł na drakońską dietę, także własnego pomysłu, i.wyzdrowiał.W 1957 roku odwiedziłem zaprzyjaźnionego malarza nazwiskiem Morris Byrd, który mieszkał nieopodal kolejnej psiarni Cassy’ego, i tak zaczęliśmy rozmawiać o stryjku.Tu niemal nikt nie dowierzał opowieściom o stryjku.Ba, ja też miewałem z tym kłopoty.Postanowiliśmy go odwiedzić.Minęło niemal pięć lat od stryjkowego ataku serca, a całe dwadzieścia od tamtego zajścia z tatą.Dzieci zostawiliśmy z Diedrą, żoną Morrisa.Wdrapałem się na schodki i zapukałem.Otworzyła ciotka Fanny i zasłoniła sobą całe drzwi.Niewiele się zmieniła.Zauważyłem, że grubi zmieniają się wolniej niż większość ludzi o przeciętnej tuszy.Kto tam? - zapytała zza siatki zewnętrznych drzwi.Willy, syn Berta; chcę się przywitać ze stryjkiem Cassym.Do mego widoku i słów odniosła się tak beznamiętnie, jakbym powiedział, że jestem mleczarzem albo poborcą podatkowym.Poczekaj chwilę.Odwróciła się i krzyknęła w głąb domu:Cassy, to Willy, syn Berta, twojego brata.Potem zapadła cisza.W porządku, dawaj go - usłyszałem po chwili
[ Pobierz całość w formacie PDF ]