Podobne
- Strona startowa
- Fred Bergsten, John Williamson Dollar Overvaluation and the World Economy (2003)
- Paul Williams Mahayana Buddhism The Doctrinal Foundations, 2008
- (eBook) James, William The Principles of Psychology Vol. I
- Williams Tad Smoczy tron (SCAN dal 952)
- Brin Dav
- Adobe.Photoshop.7.PL.podręcznik.uzytkownika.[osiolek.pl] (3)
- Herbert Frank Heretycy Diuny (2)
- (38) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Przemytnicy
- SAMS Teach Yourself PHP4 in 24 Hours
- Judith McNaught Raj
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- alu85.keep.pl
Cytat
Do celu tam się wysiada. Lec Stanisław Jerzy (pierw. de Tusch-Letz, 1909-1966)
A bogowie grają w kości i nie pytają wcale czy chcesz przyłączyć się do gry (. . . ) Bogowie kpią sobie z twojego poukładanego życia (. . . ) nie przejmują się zbytnio ani naszymi planami na przyszłość ani oczekiwaniami. Gdzieś we wszechświecie rzucają kości i przypadkiem wypada twoja kolej. I odtąd zwyciężyć lub przegrać - to tylko kwestia szczęścia. Borys Pasternak
Idąc po kurzych jajach nie podskakuj. Przysłowie szkockie
I Herkules nie poradzi przeciwko wielu.
Dialog półinteligentów równa się monologowi ćwierćinteligenta. Stanisław Jerzy Lec (pierw. de Tusch - Letz, 1909-1966)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odnoszę dziwne wrażenie, że jej śmiech nie jest szczery i stanowi tylko przykrywkę, pod którą kipi głębokie uczucie.Możliwe, że córki wcale nie pragną, by ojcowie zabiegali o porządek.Maggie i Mike zachowują się spokojnie.Rzucam w ich stronę ukradkowe spojrzenie.Chyba czują się równieskrępowani jak ja.Lor zmarzła na dworze.Wigilia puka do naszych drzwi, a my czekamy z boku sceny.- Nie wiem, Nickie, być może stary zrzęda ze mnie.Czy wiesz, jak wychowywała mnie moja matka? Za każdym razem, gdy zabrudziłem pieluszki, odstawiała mnie od piersi.Później, zanim nauczyłem się siedzieć prosto, zapinała mnie w skórzanych szelkach i zmuszała do siadania.Zwykle wyślizgiwałem się z szelek.Dopiero gdy miałem siedem lat, umiałem się dobrze podetrzeć, a do tego czasu łaziłem usmarowany gównem, które zupełnie, nie przypominało suchych króliczych bobków.Maggie zatyka uszy.- Przestań, tato! Nie obrzydzaj mi wszystkiego w ciągu pięciu minut.Sądziłam, że wstrzymasz się z tą plugawą gadaniną do kolacji.Zupełnie nie różnisz się od Mike'a, którytym swoim czkaniem, bekaniem i głośnym puszczaniem wiatrów może współzawodniczyć z tymi twoimi obrzydliwymi opowieściami przy stole, przez które omal nie zagłodziłam sięna śmierć, gdy byłam dzieckiem.- Przepraszam, Maggie.Próbowałem wam tylko coś wytłumaczyć.Zaraz się przymknę! Rzecz w tym, że staram się być schludny, wcale nie przesadnie, jak mniemam, bo nie szyję sobie ubrań u wielkich krawców paryskich, ale noszę zwykłą odzież roboczą.Jednak źle się czuję w bałaganie.Tracę po prostu poczucie bezpieczeństwa.Nigdy nie byłem pewien, czy sprawiła to moja matka czy U.S.Army, czy też moja mania porządku wynika z jakiegoś głębokiego urazu osobistego.Muszę żyć tak, jakby za rogiem czaiła się inspekcja czystości.Z tego powodu jest trudno wytrzymać ze mną, ale nieustanne sprzątanie nie sprawia mi przykrości.Wręcz przeciwnie, do moich największych przyjemności należą samotne, wypełnione cichą radością godziny odpoczynku, kiedy sprzątam puste mieszkanie, pozostawione do mojej wyłącznej dyspozycji.Zwłaszcza gdy domownicy wyjechali na wakacje, więc nie muszę się śpieszyć i mogę swobodnie buszować z miotłą we wszystkich zapuszczonych zakamarkach.Tak przejawia się to u mnie jak osobowość Znikającego człowieka, za którego mnie uważacie.Możliwe, że staram się, by wszystko, co mnie otacza, zostało sprzątnięte i zniknęło w nicości.Urywam i popadam w zadumę.Dopiero Mike wytrąca mnie z zamyślenia.- Masz rację, tato.Podest schodów to odpowiednie miejsce, by położyć torby.Tak się cieszymy, że jesteśmy tutaj znowu i wszędzie jest czyściutko i pięknie.Właśnie tak, jak powinno być w domu, o którym troszkę już zapomnieliśmy.Pozwól, że pomogę ci przenieść ten cały majdan.Stań w połowie schodów, a ja podam ci bagaże.Przesuwam torby po podłodze i wchodzę cztery stopnie wyżej.Mike i Nicole podają mi je.Jestem rad, że nie widzą mojej twarzy.Ostatnio byle drobiazg wzrusza mnie do łez.Wnioskuję słusznie, że skoro moje córki nie chcą, by ich ojciec zachowywał się jak „stara panna”, to jest jasne jak słońce, że tym bardziej nie spodobałby się im „stary sentymentalny płaksa”.Możliwe, że to nie babskie łzy wzruszenia napływają mi do oczu, lecz jest to tylko nerwowa reakcja spowodowana długotrwałym oczekiwaniem na ich przyjazd i silnym napięciem związanym z przygotowaniem starego, zapuszczonego młyna na przyjęcie gości, z przygotowaniem samego siebie, z napięciem wynikającym z niepokoju, co się zdarzy w czasie pobytu dzieci i jak potoczy się rozmowa z Lor, rozmowa, której nie mogę dłużej odkładać.Na moim nastroju zaważyła również ' świadomość, że jestem znów starszy.A może po prostu filozofowie płaczą z byle powodu.Powiedzmy, filozofowie, którzy nie wypracowali jeszcze swojej filozofii.Loretta podtrzymuje rozmowę.Słyszę, jak zaparza herbatę, odwieczne remedium skuteczne na wszystko, swoją irlandzką wersję żydowskiego rosołu z kurczęcia.- Dziewczyny, musicie zobaczyć, jak ojciec przystroił izbę na stryszku na wasz przyjazd.Tak tam teraz przytulnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]